/18/

3.8K 348 68
                                    

Musiałam zasnąć, kiedy Will był u mnie, bo obudził mnie odgłos otwieranego okna. Zapewne Nathan wchodził do środka. Byłam odrobinę zestresowana, jednak wciąż leżałam, jak zwykle udając, że spałam. Nagle doszedł do mnie jeden przerażający fakt.

Nathan zawsze wchodził drzwiami. Zerwałam się z miejsca, w momencie, kiedy jakiś upadły schylał się nad łóżkiem. Wylądowałam po drugiej stronie mebla, czując chłód płytek przez cienką pidżamę. Sekundę zajęło mi rozważanie ewentualnych dróg ucieczki. Wstałam z ziemi, z zamiarem ucieczki.

-Ally, Ally, Ally. Mała, słodka Ally - powiedział, a mnie przeszły ciarki wzdłóż kręgosłupa.

-Kim jesteś!? - krzyknęłam, ale mężczyzna zdawał się nie zwracać na moje pytanie uwagi. Zaczął powoli podchodzić do mnie.

-Będziesz naszym asem w rękawie - powiedział, śmiejąc się w przerażający sposób.

Odwróciłam się, wbiegając do łazienki i zamykając za sobą drzwi.

Czemu jak przed kimś się ucieka, to prawie zawsze do łazienki, z której nigdy nie ma wyjścia!? - krzyczałam na siebie w myślach. -Moja głupota mnie zabije!

Rozglądnęłam się spanikowanym spojrzeniem po pomieszczeniu. Nie było tu żadnej rzeczy, którą mogłabym się obronić, ale co się dziwić. Raczej nikt nie trzyma noży albo kiji bejsbolowych pod prysznicem.  Mężczyzna zaczął walić w drzwi. A ja wystraszona wręcz podskoczyłam, kiedy drewniana powłoka się zatrzęsła.

Szybko! Myśl! - Próbowałam pobudzić umysł do pracy.

Wdrapałam się na ubikacje, wcześniej zamykając klapę. Otworzyłam małe okienko, w momencie, kiedy ktoś znowu uderzył w drzwi.

Jak się przez nie zmieszczę, to to będzie cud - pomyślałam.

-Wyjdź po dobroci, póki Możesz wogóle chodzić! - Dobiegł mnie krzyk zza drzwi.

Popatrzyłam się wręcz z utęsknieniem na okno i zeskoczyłam z muszli.

Wzięłam ręcznik, którym owinęłam wokół pięści i uderzyłam w lustro, które rozbiło się na wiele elementów. Chwyciłam jeden z większych odłamków, ponownie wdrapując się na ubikacje. Przecisnęłam  się z trudem przez małe okienko, w momencie, w którym drzwi wyleciały z zawiasów. Dobiegł do mnie jedynie huk, gdy stałam na gzymsie, patrząc w dół. Znajdowałam się chyba na piątym piętrze. Wiatr rozwiewał moje włosy na każdą stronę, nie ułatwiając mi złapania równowagi. Zamknęłam oczy, biorąc głęboki wdech i zaczęłam iść wzdłuż brudnej ściany, o niezidentyfikowanym kolorze, przytulona plecami do chropowatej powierzchni. Już prawie byłam na rogu budynku, kiedy wpadła mi do głowy jedna, bardzo ważna informacja, o której kompletnie zapomniałam.

To był upadły anioł, on miał skrzydła, on latał.

Moja głupota mnie kiedyś zabije i z tego co mi się wydawało, zrobi to wcześniej niż kiedykolwiek mogłam przypuszczać.

Zza rogu wyleciał mężczyzna.

Wyglądał na około dwadzieścia lat, zresztą chyba jak większość aniołów.
Jego kwadratowa szczęka pokryta była zarostem, a krzaczaste brwi ułożone były w wyrazie złości. Oczy wyglądały jak dwie bezkresne, czarne otchłanie. Równie czarne były jego skrzydła, które utrzymywały go nad ziemią.

Pisnęłam wystraszona. I miałam wrażenie jakby serce mi zamarło.

-Przede mną się nie ukryjesz - powiedział, podlatując do mnie zatrważająco szybko.

Kiedy był dostatecznie blisko, zamachnęłam się na niego swoją prowizoryczną dłonią, którą zaciskałam w dłoni tak mocno, że aż poraniłam sobie dłonie. Z zaciśniętej na odłamku lustra dłoni, kapała krew.

Gra AniołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz