Obudziłam się w ciemnym pokoju bez okien, przywiązana sznurami do krzesła. Miałam zaklejone usta i zasłonięte oczy. Jednak tak nie umiejętnie, że mogłam widzieć. Przez parę chwil badałam pomieszczenie wzrokiem. Jedyne drzwi były przede mną. Czarne, zamknięte na klucz. Ściany, również czarne, a na nich przyrządy do tortur. Nie zrobiłoby to na mnie większego wrażenia, gdyby nie fakt, że to miejsce było... inne. Spoczywały na nim potężne zaklęcia uniemożliwiające używanie przeze mnie moich mocy. Tak. Próbowałam unieść się wraz z krzesłem ponad ziemię. Potem uwolnić się. W końcu chciałam przenieść się... gdziekolwiek indziej. Nic z tego. Dalej tkwię tu uwięziona przez... no właśnie. Kto mnie porwał?! I po kiego grzyba?! Ja rozumiem, że moja ciotka jest bogata, ale... skąd ten ktoś wie, że mam moce?!
Nagle ktoś wszedł. Chyba myślał, że ciągle jestem nieprzytomna. W każdym razie ON czuł się swobodnie i niespiesznie przeglądał zawartość gablotki na ścianie: żyletki, noże, sztylety, bicze, baty, sznury, rzemyki i inne rzeczy, którymi można pomęczyć ludzi. I jak im się wydaje - mnie.
Zaczęłam przyglądać się chłopakowi. Wyglądał na 19 lat. Miał potargane, brązowe włosy i zielone oczy. Był opalony i miał może 190 cm wzrostu. Ponad to widziałam, że to słabeuszy to nie należy. Był mocno umięśniony, ale nie aż tak jak jakiś kulturysta. Gdyby nie to, że mnie porwał bądź jest wspólnikiem tej osoby, uznałabym, że to kolejny laluś, który dba tylko o siebie i swój wygląd. No i oczywiście - kilka razy dziennie zmienia dziewczyny, które wszystkie są plastikami.
Po chwili chłopak wziął do ręki długi, ostry i bogato zdobiony sztylet rytualny i wyszedł z pokoju. Zostałam sama. Na jakieś... 2 godziny. Na szczęście niektóre moje moce dalej działały. Wciąż nie czułam głodu, chociaż jadłam dzisiaj tylko śniadanie. W każdym razie po tych długich 120 minutach do pomieszczenia weszła grupka ludzi: chłopak w wieku na oko 22 lat, dziewczyna z długimi, karmelowo-brązowymi włosami, w wieku chyba 17 lat oraz ten co wcześniej. Laluś.
Cała trójka podeszła do mnie. Udawałam, że dalej śpię i nic nie widzę. Najstarszy człowiek z nich zerwał materiał z moich oczu i odkneblował mi usta. Potem krzyknął:
- Pobudka! - podniosłam wzrok na faceta. Następnie rzekłam:
- Czego chcerz?
- Twojej śmierci. - odezwał się głos obrzydliwie słodki. Dziewczyna.
- Ale nie byle jakiej. Będzie ona... widowiskowa! - dodał Laluś.
- Fajnie.
- Yy... co? - spytała zdezorientowana Landrynka. Jej mina była bezcenna!
- To co słyszysz. Już dawno chciałam to zrobić! - oczywiście kłamałam, aby wytrącić ich z kontekstu.
- Pierwsza Mroczna Dusza z myślami samobójczymi! No nie wierzę! - zdziwił się Szef.
- No to uwierz! Bo właśnie ta Mroczna Dusza przed tobą siedzi! - krzyknęłam. Nawet nie zastanawiałam się, dlaczego nazwali mnie Mroczną Duszą, ale to nie istotne...
- No cóż... nie będziemy przez twoją psychikę rezygnować z planu! - odezwał się najstarszy z nich. Po tych słowach Landrynka i Laluś zaczęli wlec mnie do innego pomieszczenia. Nie siłowałam się z nimi. Wiedziałam, że i tak nikt nie przyjdzie mi na pomoc. Więc poddawałam się łasce i nie łasce mych oprawców.
Musiałam uderzyć o coś głową, ponieważ obudziłam się przywiązana do stołu operacyjnego. Nade mną stały to samo trio co wcześniej. Szef trzymał ów sztylet, który zabrał Laluś. Po chwili zorientował się, że już się ocknęłam i szyderczo się uśmiechnął.
- No! Widzę, że nasza przyszła samobójczyni wreście się obudziła. Kevin, podaj nóż. - Czyli ten Laluś to Kevin. Dobrze wiedzieć, kto chce mojego zgonu.
Chłopak drżącymi rękoma podał narzędzie starszemu. Widać było, że musi być nowy w tej branży i nie ogarnia jeszcze wielu rzeczy.
- Dobrze... Katty, przytrzymaj jej ręce, ok? - Super. Czyli Landryna to Katty. Fajnie.
Dziewczyna zbliżyła się do mnie i w żelaznym uścisku przygwoździła moje nadgarstki do łóżka. Ostre światło lampy trochę mnie oślepiało, więc bardziej poczułam niż zobaczyłam pierwszy cios. Moją lewą rękę przeszył okropny ból. Potem poczułam jak nóż przesuwa się w dół, wzdłuż mojej ręki. Miałam ochotę krzyczeć. Ale nie. Nie zrobię im tej przyjemności. Będę umierać w ciszy.
Po lewej ręce przyszła kolej na prawą. Ten sam ból, tylko że na drugiej ręce. Po niej Kevin odezwał się cicho:
- Alan, chyba wystarczy na dziś... - Alan. Ładne imię.
- Kev, wymiękasz? - spytała Katty z wyższością.
- Nie, ale... po co robić wszystko na raz?
- Niech ci będzie... przerwa! A ty Kat... na wszelki wypadek rzuć czar przygwożdżenia.
- Jasne. - po tych słowach Landryna zaczęła szeptać jakieś dziwne słowa, pp czym wyszła. A ja nie mogłam się ruszyć. Czułam, jakby na moim ciele był położony samochód.
Siedziałam tak godzinę. Potem wrócili.
Alan trzymał coś na kształt zestawu płetwonurka. Tyle, że końcówka wyglądała jak te szpitalne maski tlenowe. Bez słowa założyli na mnie to "coś" i stanęli obok. I patrzyli się na mnie. Nie wiedziałam co to miało znaczyć i denerwowałam się. Nie wiedziałam co ja tam wdycham, ale starałam się jak najmniej. Po 10 minutach zaczynało mi się robić duszno. Brakowało mi tlenu. Wtedy rozgryzłam ich plan - chcieli, abym się udusiła. Dalej starałam się oddychać miarowo i spokojnie. Po niecałej minucie jednak zaczynało kręcić mi się w głowie. Po chwili zemdlałam. Jedyne, co zapamiętałam to dobrze znany mi głos wołający:
- Annie? Annie?! An, obudź się do cholery jasnej!!!
🌹 🌹 🌹 🌹 🌹 🌹 🌹 🌹 🌹
Witam! ;3 Do dodania właśnie TERAZ tego rozdziału zmusiła mnie jumarka20, więc dedykuję go jej. ;*
Jestem złym polsatem! Buahahahaha! 😈 A tak na serio - prosiłbym was o komentarze, w których napiszecie co sądzicie o książce. Gwiazdki również mile widziane! xd A więc jeśli czytacie to, to zostawcie znak, że tu byliście. Nawet coś w stylu "Lubię frytki" :)
Sto lat, sto lat! ;*
Amy
CZYTASZ
Mroczna Dusza
Paranormale" - Człowieku nie znam cię! Odsuń się! Jest coś takiego jak "strefa prywatności"!!! - Muszę cię rozczarować, ale nie jestem człowiekiem. - Jak to...? Nie. To nie możliwe. Ty... - A jednak. - Skąd wiesz co... - Bo jestem taki jak ty. Jesteśmy tym sam...