Rozdział 5 - " Spacer "

636 42 31
                                    

Obudziłam się w łóżku w swoim pokoju. Oczywiście w domku Toriel. Bolała mnie lekko głowa. Postanowiłam leżeć tak do póki ktoś nie przyjdzie. Po kilku minutach do pokoju weszła Toriel.

- Oh! Już wstałaś. Mam dla ciebie śniadanie.

- Dziękuje, ale nie jestem głodna.

- No dobrze. Już lepiej się czujesz?

- Tak, ale co tak właściwie się stało?

- Zasłabłaś. Myślę że to z przemęczenia.

- Możliwe. Ostatnio nie spałam dużo.

- Gdy się „obudzisz" do końca możesz zejść do jadalni. – powiedziała Toriel wychodząc.

- Dobrze.

Zaczęłam rozmyślać. Nie byłam głodna wiec poszłam na dół. Przy stole siedział Frisk z Papyrusem. Sans siedział oparty o stół i spał. Usiadłam na wolnym krześle i położyłam głowę na blacie stołu. Oczekiwałam chwili spokoju, ale zaraz podbiegła do mnie Frisk Fresk mnie przytulila.

- JUŻ WSZYSTKO DOBRZE CZŁOWIEKU?

- Tak. – odpowiedziałam Papyrusowi.

- Porysujesz ze mną Soniu?- spytała dziewczynka.

- Dobrze.

Przyniosła kilka kartek i 2 ołówki.

- To co chcesz rysować?

- Zwierzęta! – odpowiedziała dziewczynka.

- Jak chcesz.

Zaczęłam rysować wilka. Frisk próbowała narysować kotka. Gdy skończyła przyglądała się mojej pracy. Sama byłam pod wielkim wrażeniem. Wilk wyglądał jak żywy!

- Gdzie nauczyłaś się tak rysować?- zapytała dziewczynka.

- Sama jakoś się nauczyłam.

- Też bym chciała umieć tak rysować. – powiedziała dziewczynka.

- Proszę to dla ciebie.- oznajmiłam podając jej rysunek.

- Dziękuje! Dziękuje! Dziękuje! Dziękuje! Dziękuje! Dziękuje!... – zaczęła krzyczeć.

Jej krzyki obudziły Sansa. Biedaczek tak się wystraszył że spadł z krzesła. Wszyscy zaczęli się śmiać.

- ha ha... bardzo śmieszne.- mruknął i podniósł się z podłogi.

- Dobrze się spało?- zapytałam chichocząc.

- Taa... do póki mnie nikt nie obudził.

Frisk podeszła do szkieleta i go przytuliła.

- Przepraszam.

- nic się nie stało.

Dziewczynka pobiegła do swojego pokoju, a ja znów oparłam głowę o stół. Nadal trochę bolała. Ale i tym razem nie zastałam spokoju.

- i co lepiej? – spytał Sans.

- Powiedzmy...

- JA WIELKI PAPYRUS OFERUJE CI SPACER! MI ZAWSZE POMAGA!

Papyrus powiedział to tak głośno i nagle, że tym razem ja się przestraszyłam. Sans zaczął się ze mnie śmiać.

- Ha ha ha...

- TO CO Z TYM SPACEREM?

- Możemy iść.

- mogę iść z wami?

- Jak chcesz.

Poszłam do pokoju założyć buty. Zza okna widziałam że nie jest za zimno wiec zostawiłam bluzę i poszłam w długim rękawie. Powiedziałam Toriel że idę z chłopakami na spacer i wyszłam.

- może wróć się po bluzę będzie ci zimno. – powiedział Sans.

- Nie, nie będzie.

- żeby nie było że ci nie ostrzegałem.

Pierwsze co poczułam po wyjściu to powiew chłodu. Zastanawiałam się czy Sans nie miał racji i czy nie zmarznę.

-to...gdzie idziemy?

- MOŻEMY IŚĆ DO PARKU.

- okey. jak chcesz.- odpowiedział po czym zwrócił się do mnie- co tak cicho siedzisz?

- A co mam mówić?

- na przykład co robiłaś przez te lata?

- Żyłam, spałam, oddychałam, ukrywałam się, wspominałam itp. Proszę.

- i tak w kółko? nic więcej?

- No... nie.- zaśmiałam się.

- no to opowiadaj!

- TAK OPOWIADAJ! CHĘTNIE POSŁUCHAMY.

W tym momencie doszliśmy na miejsce i usiedliśmy na ławce.

- No dobra – zaczęłam opowiadać- Nie chodziłam do szkoły ani do pracy. Czasem chodziłam do biblioteki czytać książki i się uczyć. Często wychodziłam na spacery po górach i nie tylko.

-A GDZIE MIESZKAŁAŚ?

- No... Eee...Nigdzie. Noce najczęściej spędzałam w lesie lub na spacerach. Dobra koniec o mnie! Co u was?

- a nic.

- JAK TO NIC?!

- tak się tylko mówi paps.

- AHA.

- To jak już nie będziemy rozmawiać to co będziemy robić?- zapytałam pocierając z zimna rękoma ramiona.

- a co zmarzłaś?- spytał chichocząc Sans- mówiłem żebyś zabrała bluzę.

Posłałam mu zabójcze spojrzenie po czym umilkł.

- MOŻEMY ZABRAĆ CIE DO SWOJEGO DOMU. JAK CHESZ OCZYWIŚCIE.

- Jeżeli jest tam ciepło to tak, możemy iść.

- czyli jednak jest ci zimno?

- Może... Dobra chodźmy już.

- tak chodźmy, bo zamarznie na kość!- wybuchł śmiechem Sans a razem z nim ja i Papyrus.

Klepłam Sansa rękom w czaszkę.

- dobra chodźmy już. – powiedział po czym zdjął bluzę i narzucił mi ja na plecy.

Zarumieniłam się i podziękowałam. Poszliśmy w stronę Snowdin.


Undertale - " Inna, ale taka sama... "Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz