On

139 14 3
                                        

- Sąd uznaje Adriana Lucasa winnego zarzucanego mu czynu i skazuje na dziesięć lat pozbawienia wolności.
Zgromadzeni, w tym On, uchwycili surowe spojrzenie oskarżającego na mężczyznę. Adrian całą rozprawę spędził na obmyślaniu planu ucieczki. Wiedział, że mierzy wysoko, ale nie wątpił w choćby najmniejszy sukces.

Do celi trafił trzy dni po wymierzeniu wyroku, wcześniej osadzony został w areszcie. Kilku psychiatrów często do Niego zaglądało, badając Jego podłoże psychiczne. Jednak wszystko wykazywało normę. Adrian wiedział, że umieszczenie w ośrodku psychiatrycznym wcale nie ułatwiłoby Mu zadania. Miał pewne obawy i wątpliwości, jednak liczył na szybkie ich rozwiązanie.
W tej chwili rozważał pozbycie się dokuczliwego wspólokatora. Był to człowiek wytatuowany, przy kości oraz dość egoistyczny. Mężczyzna pomiatał od pierwszego dnia Adrianem oraz przerywał mu Jego refleksje, co wprawiało Go w niewyobrażalną furię. Jednak Adrian wiedział, że w starciu twarzą w twarz nie mógłby mieć szans. Zatem uznał, że wykaże się sprytem i unicestwi go innym sposobem.

Podczas przerwy Adrian, jak zwykle stał blisko władzy, by zbierać informacje. Czasem usłyszał o nowych przestępcach, czasem krytykę na temat innych, rozmowy o sporcie, kobietach, a czasem o wyjściach ewakuacyjnych.
- ..nie mam pojęcia, Liam. Dzisiaj nabyło tutaj ośmiu, a jutro? Kto wie. Mam nadzieję, że wyjścia są pozabezpieczane dokładnie.
- Wiesz jak jest.
Odwrócony do nich tyłem Adrian żałował, że nie widzi ich twarzy. Jednak udał, że chce poprawić zapięcie buta, w tym celu pochylił się nisko i nadal słuchał.
- Wiem, a co z tym zamkiem? To miało być załatwione wczoraj, a wychodzi na to, że nam pouciekają mordercy nim go naprawią.
Drugi mężczyzna gorzko się zaśmiał.
- Spokojnie, stary. Póki jestem ja - rzekł wyniosłym, lecz sarkastycznym głosem - żaden z tych łajdaków nie przekroczy linii swoich krat. Daj spokój.
Tym razem oboje się roześmiali, jednak owy dźwięk bardziej przypominał odgłos towarzyszący dławieniu się.
- Mam iść sprawdzić, co z tym wyjściem?
Wydyszał zasapany policjant.
- Idź, ja przypilnuję gromady.
Adrian wstał i powędrował w milczeniu wzrokiem za mężczyzną kroczącym w kierunku metalowych, dość grubych drzwi, które pod naciskiem jego dłoni uchyliły się łagodnie. Z daleka więzień dostrzegł kręcenie w zakłopotaniu głową policjanta.
Odwrócił się.
Był świadomy swojego szczęścia darowanego mu przez los. Nikt z pozostałych więzionych nie wydawał się zainteresowany jakimkolwiek gliną, a tymbardziej ich rozmowami, co wbrew wszystkiemu ucieszyło Adriana. Wolał funkcjonować sam, niż poświęcać się swoimi działaniami dla innych.
Powrót policjanta zwiastował koniec przebywania na dworze. Ogrodzone wielkimi murami i kablami boisko zaczęło stawać się coraz bardziej puste. Dla Adriana była to jedna z gorszych sytuacji. Popychany, kopany wśród tłumów oraz wyzywany dawał za wygraną. Wiedział, że ostatecznie to On wygra. Chciał widzieć tych idiotów uciekając, kiedy ich będzie rozpierały żal i zazdrość, ponieważ On nie ma zamiaru spędzić tu ani tygodnia dłużej.
- Ty pojebańcu! - wrzasnął jeden z grubszych mężczyzn za nim.
- Zostaw go, to nekrofil. Jeszcze rozpierdoli ci odbyt w nocy łopatą.
Pobliski tłum zaśmiał się zgodnie. Adrian czuł się osaczony, a już na pewno przekonany, że chciałby rozsadzić im odbyty łopatą.

Wracając do celi przełknął w zdenerwowaniu ślinę. Jego nerwy ledwo wytrzymywały przebywanie tutaj. Gdyby nie ambicje, pragnienie wolności czy plany odnajdywania Melannie w młodych dziewczynach, dawno popełniłby samobójstwo. Albo dał się wykończyć przestępcom. Niektórzy nie dbali o zachowanie w więzieniu.
Po wprowadzeniu go do celi, Adrian stwierdził, że jest w niej pierwszy. Szybko dostał się do swojego płaszcza i gorączkowo zaczął go przeszukiwać. Ujął leżący na stoliku dalej scyzoryk, złapał w dwa palce konkretne miejsce na płaszczu i rozciął je. W tym miejscu ujrzał igłę, a w końcu trzy maleńkie strzykawki przeznaczone na nagłe sytuacje. Były naprawdę drobne, dzięki czemu prawie niezauważalne i łatwe w przechowaniu.
Oglądał je jeszcze chwilę, aż usłyszał trzask otwieranej metalowej bramki. Obejrzał się i dostrzegł wpatrującego się w Niego wspólokatora.
- Co tam masz, frajerze?
Powoli zaczął się zbliżać do Adriana. Nie odpowiedział.
- Odpowiadaj, jak się ciebie, kurwa, pytam.
Przestępca zacisnął pięści i z rozwścieczonym wyrazem twarzy podszedł do siedzącego mężczyzny. Zamachnął się i w tej chwili Adrian wstał wbijając mu w serce małą strzykawkę. Pokrzywdzony złapał się za pierś, po czym upadł twardo na ziemię. Adrian z przywyczajenia przestawił na łóżko górną część, a następnie dolną ciała mężczyzny. Musiał stwierdzić, że nie mało się przy tym spocił, jednak patrząc na wykonane dzieło, uśmiechnął się pod nosem z satysfakcją.

Zabójczy PocałunekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz