Sonia

86 17 5
                                    

Koniec opowiadania zbliża się wielkimi krokami. Póki co, chciałam gorąco podziękować osobom trwającym przy nim od samego początku, jak również i tym, które krytykowały, śledziły czy popychały mnie ( i nadal to robią ) do przodu. Bardzo Wam dziękuję!


Po ostatnim pojawieniu się Adriana, nie miała wątpliwości do tego, że nie ma gdzie uciec. Kiedy przed nią stanął, a raczej usiadł, szok opanował jej całe zdrętwiałe ciało. Czuła się osaczona, bez przerwy obserwowana.


Doktor wpatrywał się w bezsilną twarz matki, która słuchała z wielką uwagą i niepokojem, co chwila spoglądając na Sonię.

- Nie będę owijał w bawełnę. Nie jest z nią dobrze. Ciągle wygląda za okno, a kiedy zajęcie ją znuży, wmawia sobie, że przestępca jest w szpitalu. To byłoby nawet dopuszczalne, gdyby.. - zawahał się.

- Gdyby co? Proszę mówić.

Mężczyzna westchnął.

- Gdyby nie fakt, że próbowała się zabić. Musieliśmy opróżnić jej torby i pomieszczenie ze wszystkich ostrych przedmiotów, sznurków i takich tam. Od kilku dni bardzo nas rozczarowuje, mianowicie gryzie sobie nadgarstki. Nie wiemy, co to ma na celu, raczej tętnicy sobie nie przegryzie, jednak bandaże na okaleczeniach zdejmuje i nie daje sobie łatwo założyć nowych. - usłyszał niedowierzenie w westchnięciach i cichych oddechach rodziców. - Na razie podajemy Soni środki uspokajające. Wszystko będzie dobrze, pańska córka jest pod stałą obserwacją i kontrolą. Nie pozwolimy, by jej stan się pogorszył.


Sonia spojrzała na zbliżającą się w jej stronę matkę. Odwróciły obie wzrok, jak za starych czasów, kiedy po kłótni nie wiedziały, kto pierwszy ma przeprosić.

Jednak dzisiaj to rodzicielka musiała jako pierwsza zabrać głos - bez pewności, czy ze wzajemnością.

- Soniu, proszę, porozmawiajmy.

Powieka nastolatki jakby lekko drgnęła.

- Obserwacja. Obserwuje mnie. Nic nie zrobisz. - trajkotała.

- Kochanie, jesteś tu bezpieczna!

Z oczu matki poleciały łzy. Płynne i szybkie niczym jako oczyszczenie. Powoli położyła uwielbiane niegdyś przez córkę radio i kilka ulubionych płyt.

Sonia znów zaczęła krzyczeć. Doktor wyprosił rodziców oraz sam wyszedł, zastanawiając się, co spowodowało zdenerwowanie dziewczyny. Wydawało mu się, że mimo pociech kierowanych w stronę rodziców, psychika nastolatki to jeden wielki chaos, który tylko się nawarstwia.


Siedemnastolatka patrzyła ciemnymi oczami na radio, przywiezione przez rodziców. Odezwały się w niej stare wspomnienia, kiedy razem z siostrą słuchały rocku, głośno krzycząc. Jednak te myśli szybko odeszły w niebyt. Jak się okazało, w płytach odnalazła tę, na którą miała właśnie ochotę.


Powolna, wręcz ociągająca się piosenka przyprawiała Sonię o dreszcz, jak zawsze. Była delikatna, a zarazem silna.


"Our honeymoon..

Our honeymoon...

Say you want me too

Dark blue.."


Nuciła, czasem dośpiewywała. Uwielbiała takie klimaty. Otworzyła duże okno i usiadła na jego parapecie.


"There are violets in your eyes

there are guns that blase around you."


Z lekkim wysiłkiem wstała i stanęła na progu okna, wychylając się i spoglądając w dół.


"It’s no wonder every man in town had neither

fought nor found you – everything you do is

elusive to even your honey dew.."


Chciała, by ta melodia towarzyszyła jej do samego końca. W jej mniemaniu było to niebo w uszach.


Wyprostowała się.


"Our honeymoon

Dreaming away your life

Dreaming away your life"


Puściła ramę okna i czując zdrętwienie w stopach na widok sporej wysokości stwierdziła, że nie wiedziała o możliwości utrzymywania równowagi na skraju powierzchni bez podpory przy pomocy rąk.

Zanim ułożyła ręce prosto po bokach, uwieczniła znak krzyża na swoim czole palcem. Będąc w prawidłowej pozycji wzięła głęboki oddech, a słysząc głośne kroki w stronę jej sali, ostatni raz dośpiewała wers jej ulubionego utworu.


"Dreaming away your life..."


W momencie, gdy drzwi się otworzyły, Sonia odepchnęła się stopami od parapetu i lekka jak puch, z dłońmi po bokach niczym anioł wyleciała w dół. Zamknęła oczy. Zawsze była ciekawa, która śmierć jest gorsza - ta podczas katastrofy morskiej czy lotniczej. Bobbie stwierdziła, że utonięcie jest o wiele bardziej boleśniejszą śmiercią. "Bo kiedy się topimy, płuca nam płoną, a gdy spadamy, przez chwilę jest nawet przyjemnie. Dopiero później wstrząs opanowuje cały system nerwowy." - mówiła. Sonia chciała przyznać jej rację. Jednak nie zdążyła, gdyż zanim w myślach zdążyła ubrać to ładnie w słowa, oślepiający ból obdarł ją z jakichkolwiek refleksji.


Zabójczy PocałunekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz