Obudziła się naga, całkowicie naga. Wstając, powoli przypomniała sobie wszystkie wydarzenia i zatrzęsła się z zimna, jak również ze strachu. Obdarła dłuższy kawałek zblakłego prześcieradła i okryła się nim. Widząc kilka pomieszczeń, wybiegła do największego z nich, mijając buty Adriana pod ścianą nieco dalej. Ukryła się pod schodami, które stały tam chyba tylko dla ozdoby - nie prowadziły nigdzie. Soni to miejsce przypominało piwnicę, jednak podłogą był żwir i piach, jak również ścianami i sufitem. Gdzieniegdzie widniały poustawiane drewniane belki, zapewne podtrzymujące całą konstrukcje. Cóż, według Soni nie wyglądały ani stabilnie, ani przekonująco, jednak wolała teraz myśleć o sposobie uratowania się z jego rąk, a później pomartwić się o to, czy piwnica się nie zawali.
Teraz dziewczyna siedziała zziębnięta pod ciemnymi schodami. Pokój rozjaśniały tylko dwie drobne świeczki, więc ciemność wyraźnie tutaj górowała.
Usłyszała kroki. Jej ciało, pokryte gęsią skórką, jeszcze bardziej się napięło. Na moment wstrzymała powietrze, jednak chwilę później uznała, że póki nie dostanie kataru, może oddychać spokojnie.
Mężczyzna spojrzał na pomieszczenie przelotnie i zniknął w korytarzu. Głęboki pomruk i westchnięcie z oddali przerwało narastającą ciszę.
- To się, kurwa, pobawimy w kotka i myszkę, skoro tego chcesz. Tym razem gra będzie toczyć się o życie. Problem polega na tym, że twoje, a oto reguły. Możesz wyjść teraz i zaśniesz bezboleśnie albo pogramy, ale złapana poniesiesz konsekwencje marnowania mojego czasu.
Chwilę ponownie ogarniała ich cisza. Jednak nie potrwała długo.
- Dobrze, jak wolisz. Start. - Rzekł chłodno, bez emocji. Soni zdawało się wręcz usłyszeć jego potrzebę zamordowania jej.
Bezszelestnie cofnęła się jeszcze bardziej w głąb ciemnego kąciku. Pajęczyny oblegały jej skórę i włosy, lecz siedemnastolatkę przerażał każdy ruch, nieważne w jakim celu, ani czyj.
Słyszała kroki Adriana w innym pomieszczeniu z batem w dłoni. Wyobraźnia już ukazywała Soni, jak go użyje, kiedy ją znajdzie.
W tej chwili dziewczynie zaburczało w brzuchu. Był to cichy pomruk, lecz tutaj gdzie rosło echo, a i z doświadczenia Soni, że odgłos zacznie narastać, zagrożenie ją ujęło dość szybko.
Musi się stąd jak najprędzej wydostać. Oczywiście, to było jasne, jednak jakże trudne do zrealizowania. Przyjrzała się dokładnie piwnicy, a przynajmniej jej części, którą miała w zasięgu wzroku. Próbowała przypomnieć sobie korytarze i szczegóły konstrukcji, gdy wybiegała z pokoju. Nic trafnego nie przychodziło jej do głowy, oprócz butów.
Buty Adriana.
Obuwie najczęściej stawia się przy drzwiach.
A więc tam musiało być wyjście.
Albo nie musiało - przecież mógł sobie równie dobrze zdjąć je w byle jakim miejscu, bo uznał, że mu niewygodnie. Ale po co zdejmował buty, skoro wszędzie i tak znajdował się piasek? Łóżko! Łóżko było czyste. Najwyraźniej elegancko chciał przystąpić do swojego fetyszu. Sonię na tę myśl przebiegły dreszcze. Miała ochotę rozpłakać się z bezradności. Lecz nie podejmowała się żadnych czynności, w których nie było sensu, a w tej też go nie widziała.
Zauważyła, że Adrian wszedł do pokoju nieco dalej. Miała szansę. Trząsła się cała ze zdenerwowania. Ale skoro jeszcze żyje, to może siła wyższa chce, żeby tak pozostało? Nie umiała sobie odpowiedzieć, więc wykorzystując okazję wyskoczyła z kryjówki i dobiegła do butów. Otworzyła drzwi znajdujące się przy nich i dojrzała drabinę z zamknięciem na górę. Wchodząc po niej, dobiegł ją odgłos szybkiego tupania i klnięcia. Ze stresem majstrowała pośpiesznie przy zamku otwarcia. Już chwilę później nie okazał się tak skomplikowany i Sonia wychodziła z dziury. Obejrzała się. Wokół dziewczyny leżał śnieg, a ona była goła. Puste pole, las z tyłu, napełniały ją jeszcze wiekszą bezradnością. I ten śnieg. Musiał spaść podczas jej nieobecności. Nie zdążyła obrać celu ucieczki, gdy usłyszała trzaskanie drabiny. Czym prędzej wyrwała się z miejsca i zaczęła uciekać, marząc o bliskich zabudowaniach. Po dzięsięciu minutach ciągłego biegu Sonia miała dość. Z wyczerpania bolały ją zęby, czuła, że nie da już rady. Obejrzała się w tył i stwierdziła, że Adriana nie ma. Zgubiła go. Mgła trochę ją oślepiała. Zaczął z powrotem padać ogromny śnieg. Teraz trudno było cokolwiek zobaczyć. Soni, mimo rozgrzania przeraźliwie doskwierało zimno. Szczypały ją palce, czuła każdy swój ruch kilka razy bardziej, dokładniej. Jednak po chwili zauważyła beton. Upadła na kolana i przyjrzała się. To była droga. Ulica! Wstała i dobiegła do niej resztkami sił. Myślała, że umiera. Tak naprawdę tego pragnęła. Czemu nie zamarzła? Mogła pomóc, oczywiście, zabić się Adrianowi, ale nie chciała dawać mu tej satysfakcji. Nie czuła się sobą. Próbowała się uratować tylko dlatego, że jej ciało o to wołało. Ból był przeszywający. Zimno przebijało ją niczym sztylety.
Nagle usłyszała klakson. Drugi, trochę dłuższy. Już wiedziała, że się uratuje.
Rzuciła się na maskę samochodu, zgięła dłonie w błagalnym geście i zaczęła szlochać. Drzwi otworzyły się. Z auta wyszedł Afroamerykanin i spojrzał na stojącą z drugiej strony żonę. Ta z przerażeniem spoglądała na nagą nastolatkę.
Poradziła mężczyźnie by usiadł, a sama pomogła Soni wsiąść do samochodu na tylne siedzenie. Dziewczyna ułożyła się i już nie wiedziała kim, ani gdzie jest. Zwinęła się w kulkę i zasnęła, ciągle klekocząc zębami.
CZYTASZ
Zabójczy Pocałunek
Gizem / GerilimCzy kiedykolwiek miłowałeś martwe ciało tak, jak On? Czy kiedykolwiek przypuszczałbyś, że staniesz się Jego bóstwem? Ludzie kryją wiele tajemnic. Dzisiaj On wychodzi po raz kolejny na łowy. Historia oparta na faktach.