On

89 17 0
                                    

Starał się jak mógł, nie myśleć o tamtej dziewczynie. Jednak Jego myśli nie były choćby w odrobinie podobne do tych, które odczuwają zakochani. One krążyły wokół pragnienia, którego Adrian od paru tygodni nie zaspokoił. Prawie ją miał! Tak sobie to wyobrażał - już prawie. A jednak, karcił się często za to, że pozwolił jej uciec, kiedy mógł od razu to zakończyć.

Dzisiaj poprosił Jeffa, by zakupił Mu sztuczne wąsy. Od zawsze wiedział, że w nich wygląda zupełnie inaczej, gdyż złudzenie innego kształtu szczęki było bardzo dostrzegalne. Soczewki, zmieniające kolor oczu tylko w tym Go upewniły. Swoje odrośnięte włosy ułożył na żel w sposób strąków, sterczących na różne strony. To dodatkowo Go odmieniło. Założył buty i ubrania Jeffa - dość eleganckie, jednakże luźne.

Kiedy miał zamiar wychodzić, przyjaciel wyłonił się zza progu kuchni.

- Nie jesz? Jedzenie takie smaczne, nie trupy, ale zawsze coś. - podśmiał się niby z dobrego dowcipu.

- Bynajmniej. Muszę iść.

- OK. Jak coś będę czekał na ciebie zawsze, tylko wróć, kochanie! - aktorskim tonem odrzekł, wyciągając za Nim rękę w celu gestu ukazania tęsknoty.

Adrian wykrzywił swe usta w grymas udowadniający, jak trudne jest dla niego to doświadczenie i stworzył serce ułożone z palców na swojej piersi. Na ten widok Jeff wybuchnął śmiechem, a przyjaciel zaraz zrobił to samo.

W końcu wyszedł z delikatnym uśmiechem na ustach czując, że wygłupy ze współlokatorem dodały Mu siły na cały dzień. Wychodząc z niskiego domu, ruszył w stronę centrum, gdzie nieopodal znajdował się szpital.


Dwadzieścia minut później był już przy wejściu. Duże, przeszklone drzwi wydały Mu się czymś nieosiągalnym, niebezpiecznym, jednak bez skruchy wszedł do ogromnego, biało - niebieskiego budynku.

Od razu stanął przy rejestracji.

- Sonia. Gdzie jest Sonia?

Kobieta popatrzyła na niego z ostrożnością.

- A pan jest..?

- Jonathan Camp. Stary przyjaciel Soni.

Westchnęła z wahaniem.

- Sto dwanaście. Proszę uważać na siebie, dziewczyna ma dziwne tiki i zachowania.

Skinął jej głową na do widzenia i skierował się na schody. Pospiesznie pokonywał jeden stopień za drugim, aż znalazł się na czwartym piętrze, gdzie sale oznaczane były numerem sto.

Znalazłwszy się przy odpowiednich drzwiach, wziął trzy długie wdechy.

Z trzaskiem je otworzył.


Nieruchomy kształt leżał w łóżku okryty kocem po całej długości. Mężczyzna nie przejął się tym i usiadł na krześle postawionym obok.

- Mała, obudź się. - dotknął jej, jak myślał, pleców i lekko potrząsnął.

Dziewczyna wyłoniła się i spojrzała nań zaspanymi, a równocześnie przerażonymi oczyma.

- Nienawidzę cię, nienawidzę, nienawidzę. Boże, przyszedł, przyszedł.

Uciszył ją, łapiąc za nadgarstek.

- Przyszedłem sprawdzić, jak się czujesz. Nie z troski, a z czystej ciekawości.

- Nienawidzę cię, Boże, on ich zabił, co ja mam zrobić, co ja mam...

Słyszał jej pomruki w stronę ściany, mozolnie wypatrujących czegoś po bokach.

- Uspokój się. Chcę skrócić twoje cierpienia niebawem, więc...do zobaczenia.

Szybko wyszedł, kiedy dziewczyna zaczęła wrzeszczeć. Krzyczała głośno, także czym prędzej wybiegł z piętra. Znalazłwszy się przed wyjściem, puścił oko do blondynki za ladą.


Sam nie wiedział, po co tam poszedł. Mógł przecież tylko zaobserwować teren. Byłoby bezpieczniej i spokojniej. Jednak ta Sonia zaciekle przypominała Mu biedną Melanie.. Dzisiejszy dzień tylko Go w tym upewnił. Postanowił ostatni raz zdobyć dziewczynę, a jeśli to Mu nie wyjdzie, wróci do łowów od początku.


Ujął klamkę w dłoni i przekręcił ją, ale drzwi były zamknięte. Wcześniej nigdy nie wychodził, więc nie dociekał, czy Jeff zamyka dom i jeśli tak, czy da Mu klucze. Po chwili pukania, uchyliły się. Przez szparę dostrzegł zestresowanego Jeffa.

- Jeff, o co chodzi?

- Przepraszam, nie sądziłem, że to ty.

Adrian spojrzał na niego jak na niezrównoważonego.

- A kogo się spodziewałeś, debilu?

Przyjaciel spuścił wzrok.

- Policja tu była. Przeszukiwali mieszkanie.

Zabójczy PocałunekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz