Rozdział 4

12.6K 1K 328
                                    

W mediach piosenka. Możecie ją włączyć zaraz jak zaczniecie czytać, ale nie musicie. Chciałabym, żebyście ją po prostu przesłuchali. Idealna dla relacji Jessie - Seth. Oczywiście, do niczego nie zmuszam. 

Siedzę wciśnięty w róg kanapy i trzęsę się jak osika. Seth wraca z kuchni z kubkiem pełnym czegoś ciepłego, ale nie jestem w stanie utrzymać naczynia w ręce. Szybo odstawia je na stół i wyraźnie zmartwiony siada obok.

- Nie znasz tego numeru? - pyta, zaskakująco cicho, sięgając po koc leżący na krześle. 

- Gdybym go znał, nie byłoby problemu - odpowiadam i z wdzięcznością okrywam się kocem, który Seth natychmiast mi podaje. 

Nie jestem właściwie pewien, czy jest mi zimno, ale mam wrażenie, że kolejna warstwa materiału w jakiś sposób obroni mnie przez światem. W ostateczności mogę się pod nim po prostu schować i udawać, że mnie nie ma. Albo umarłem. W sumie bez różnicy. 

Tymczasem Seth usiłuje wymyślić jakikolwiek logiczny sposób na wytłumaczenie upiornej wiadomości. Najwyraźniej nie zniechęca go to, że myślimy nad tym już od godziny i jak na razie nie doszliśmy do kompletnie niczego, bo wciąż wpatruje się w ekran mojego telefonu, jednocześnie wklepując coś w google. Jest cichy, spokojny i zatroskany. Jestem mu wdzięczny, że nie histeryzuje, bo tego chyba bym nie zniósł. To co wyprawia mój własny umysł w zupełności mi wystarcza.

- Słuchaj, Jesse - zaczyna Seth, nie patrząc na mnie - Nie mam pojęcia, kto to mógł być. 

- Wiem - posyłam mu coś, co miało być uśmiechem, ale po jego wyrazie twarzy stwierdzam, że nie wyszło mi to zbyt dobrze. - Dzięki, że próbowałeś. 

Wzdycha i trze oczy. Jest zmęczony. Powinien być, biorąc pod uwagę godzinę, ale i tak mam wyrzuty sumienia. Już trzy razy próbowałem go przekonać, by po prostu poszedł spać, ale on obstawał przy swoim. 

Wiedział, że w nocy mam tendencję do roztrząsania rzeczy i wydarzeń, które za dnia przyjąłbym z całkowitym spokojem. Wiedział, że gryzę wtedy poduszki, nie mogąc znieść bólu głowy i klnę jak szewc. Wiedział o mnie więcej, niż powinien i cieszyłem się, że nie chce mnie zostawić tej nocy. I może było to egoistyczne, może moje przekonywanie go do pójścia spać było nieszczere, ale nic nie mogłem na to poradzić. Wciąż byłem tylko człowiekiem. Słabym, obolałym człowiekiem z nieznanym psychopatą na karku. Zasługiwałem na odrobinę towarzystwa. 

- Może to ten zjeb, który mnie wtedy pobił? - zaczynam ostrożnie. - Mówił coś o tym, że gdyby mnie zabił, nikt by nie zauważył. I uwierz mi, ogólnie rzecz biorąc nie był przyjemny - spoglądam na Setha, by sprawdzić jego reakcję na moje słowa. 

Chłopak bierze głęboki oddech i odsuwa od siebie laptopa, z wyraźną niechęcią. Odrzuca na bok także mój telefon, wcześniej wyciszając dźwięk. Prycham, widząc, jak brutalne kroki podjął, by odciąć nas od świata choć na chwilę. Spoglądam na niego pytająco. 

- Co robisz? - pytam, szczerze zainteresowany. Staram się nie brzmieć na kogoś, komu grożono śmiercią przez anonimową wiadomość. 

Właściwie to powoli zaczynam się uspokajać. Oczywiście, nie czuję się bezpiecznie, jestem od tego bardzo daleki, ale przynajmniej już się nie trzęsę. Teraz, w domu Setha nie grozi mi kompletnie nic i chyba powinienem to po prostu przyjąć do wiadomości, dla własnego zdrowia. Przełykam ślinę i przekopuję się przez kopiec z poduszek, by sięgnąć po kubek z herbatą, który Seth wcześniej odłożył na stolik. Chłopak parska śmiechem i pomaga mi sięgnąć po naczynie. 

- Chcemy o tym rozmawiać, czy udajemy, że wszystko jest w porządku? - jego głos jest łagodny i kojący. - Wiesz, możemy zająć się tym rano. Mam kilku znajomych, myślę, że niektórzy z nich mogliby...

If I Could FlyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz