Rozdział 12

11K 1K 1.2K
                                    

Przeczytajcie notkę pod rozdziałem, może nic ważnego, ale dla mnie całkiem istotne! xx

Piosenkę polecam sobie przesłuchać po przeczytaniu, bo święta i Rowan.

Siedzę przy stole i jem swoją jajecznicę, usilnie starając się nie patrzeć na Rowana, nawet jeśli jest to potwornie trudne. 

Trochę dziwnie czuję się z tą nową świadomością swoich uczuć do niego, dziwnie mi z tym, że go przytuliłem i z tym, że mnie nie odepchnął. Nie zamieniliśmy od tej chwili ani słowa - co prawda nie minęło wiele czasu, ale wciąż nieco mnie to niepokoi. Nie jestem pewien, jak powinienem na niego patrzeć. 

W końcu unoszę głowę i na niego spoglądam. 

Odkrywam, że nie tylko nie wyrosły mu rogi, ale również, że wygląda całkiem normalnie. Ktoś, w kim się zakochałem wygląda całkiem normalnie. Zupełnie jak człowiek, jak piękny, piękny człowiek i choć to prawdopodobnie nie moja zasługa, jestem z tego dumny. Jestem dumny z siebie, że zakochałem się w kimś, kto jest najpiękniejszym człowiekiem jakiego kiedykolwiek widziałem. 

- Rozumiesz? - pyta bardzo zbulwersowany Luke Jeremy'ego. - Musiałem się włóczyć po dworze trzydzieściu osiem minut, zanim raczyłeś wysłać mi esemesa, że się spóźnisz. Biorę rozwód - wzdycha i unosi kubek z herbatą do ust. 

Odkąd tu jestem zagroził tym Jeremy'emu już jakieś trzy razy, ale wujek Rowana raczej się tym nie przejmował. Za każdym razem spokojnie kiwał głową i lekko się uśmiechał, teraz więc robi to samo. Zastanawiam się, czy trzymają się za ręce pod stołem. To byłoby bardzo w stylu Lukasa. 

Mama Rowana parska śmiechem, ale jego ojciec nie wygląda na rozbawionego. Prawdę mówiąc sprawia wrażenie, jakby było mu niedobrze, ale nie mógł zwymiotować. 

Robi mi się przykro, bo widzę, że Rowan również na niego patrzy i markotnieję. Nie zamieniłem z nim słowa, odkąd wyplątał się z mojego uścisku i bez słowa zszedł do jadalni. Nie zamieniłem z nim odtąd słowa, a jednak czuję, że mam ochotę go stąd wyprowadzić i zamknąć w jakimś bezpiecznym miejscu, z daleka od jego ojca, Josha, ciekawskich spojrzeń rodziny. 

Dziwnie jest być w nim zakochanym. Nie pamiętam, kiedy ostatnio czułem coś podobnego, nie pamiętam, czy w ogóle kiedykolwiek czułem coś podobnego. Jestem zagubiony, całkiem zdezorientowany, niespodziewanie bezbronny w tym wszystkim. 

Rowan nie wie, co do niego czuję, Rowan potrzebuje mnie, by załatać lukę po siostrze, by móc się do kogoś szczerze odezwać. Nie chce mnie w ten sposób w jaki ja chce jego, a ja nie mam pojęcia jak mógłbym to zmienić, więc po prostu wpatruję się w niego jak w obrazek, starając się wyłapać wszystkie szczegóły. 

- Opowiedz nam coś o sobie, Jessie - odzywa się znów Luke, machając srebrnym, zdobionym widelcem. Wyrywa mnie z rozmyślań. 

- Uhm - przełykam ślinę, nie do końca pewien, co powinienem powiedzieć. Cholera z nimi wszystkimi. - Na przykład?

- Też jesteś z Londynu? - pyta Jeremy, opierając łokcie na stole i splatając dłonie. Po raz pierwszy słyszę go mówiącego tak dużo i głębia jego głosu znów mnie zaskakuje. Nie wygląda na kogoś, kto mógłby posiadać taki głos. Jak widać pozory mylą.

Kiwam głową, bo nie widzę w tym pytaniu nic podchwytliwego. Upijam łyk herbaty i zaczynam się zastanawiać, jak często Rowan jest zmuszany do jedzenia takich śniadań. Jeśli okazałoby się, że często, mógłbym zrozumieć, dlaczego jest nerwowy.

- Wiedziałem - Luke ze smutkiem dziabie swojego omleta. - Wyglądasz jakbyś był ze stolicy.

- Słucham? - unoszę brwi i uśmiecham się lekko, bo chyba po raz pierwszy słyszę, jak ktoś spoza Londynu wypowiada się o nim niepochlebnie.

If I Could FlyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz