Rozdział 6

10.2K 1K 664
                                    


- Nie mógłbyś  być prostszy? Nie wiem, bardziej proporcjonalny? Symetryczny? Cokolwiek? - Rowan rzuca pędzel na ziemię, a ja niechętnie otwieram oczy. 

Zmęczenie wyraźnie daje mu się we znaki, wyciska nienaturalne zmarszczki na jego czole, sprawia, że chłopak staje się jeszcze mniejszy. I dwa razy bardziej irytujący. 

- Przepraszam - mruczę, nie myśląc nad tym zbyt wiele, po czym przypominam sobie, że przecież go nie lubię i szybko się poprawiam, tym razem z odpowiednią dozą jadu - Przepraszam bardzo, nie ja kazałem ci podglądać starszego brata w intymnych sytuacjach. To trochę chore. Może jakiś fetysz? - unoszę brew i łapię się na tym, że faktycznie zaczynam rozmyślać na ten temat. 

To zdecydowanie nie jest godzina, kiedy powinienem myśleć w ogóle. 

- To była kuchnia - protestuje Rowan. - Prawie pieprzyliście się w kuchni. 

- Nikt cię tam nie zapraszał - nudzę, zarzucając nogę na nogę. Skoro cisnął pędzlem o podłogę, nie powinny mu przeszkadzać zmiany pozycji. Postanawiam więc kontynuować, choćby po to, by nie zasnąć - Mogłeś dalej udawać mrocznego niezrozumiałego artystę. Ale nie. Uspołeczniać ci się zachciało. 

- Byłem głodny - broni się Rowan bardzo zirytowany, chowając twarz w dłoniach. 

Unoszę się na łokciach, by na niego spojrzeć. Nawet nie wiem kiedy zjechałem do pozycji leżącej, a on nie wrzeszczał, więc ułożyłem się wygodnie i wegetowałem. Teraz, nawet przy lekkiej zmianie pozycji moje mięśnie protestują, ale ja się nie poddaję. Widok zmęczonego Rowana jest delikatnie mówiąc niecodzienny i może nawet odrobinę hipnotyzujący. 

Włosy opadają mu na twarz, oczy są zmrużone, głowa delikatnie odchylona do tyłu. 

- Może pójdziesz spać? - proponuję nieśmiało, mając nadzieję, że męki powoli dobiegają końca. 

- Jestem zdegustowany - jęczy i spogląda na mnie z żalem. - Dlaczego jesteś taki trudny?

- Słucham? - marszczę brwi. 

- Nie umiem cię namalować. Na żywo wyglądasz pięknie, ale kiedy zaczynam malować gubię wszystkie twoje... Rzeczy. Cechy. Ten szujowaty uśmiech - wzrusza ramionami. - Jesteś potwornie skomplikowany i to mi wszystko utrudnia. 

Nie wiem co powiedzieć, bo hej, czy on przed chwilą nie powiedział mi, że jestem piękny? Unoszę brwi tak wysoko, że czoło zaczyna mnie boleć, ale nie mogę się zdobyć na bardziej żywiołową reakcję. Jestem zbyt zaskoczony, zbity z tropu. Powiedział to tak naturalnie jakby to było coś najbardziej oczywistego, a przecież bądźmy szczerzy - nie byłem jakoś szczególnie niezwykły. Owszem, może i moje ciało wpisywało się we współczesne kanony piękna - te kanony, które uznaje się w modelingu. Skóra i kości. Odrobina mięśni, ale nie za dużo. Niemal androgyniczna uroda. Ale poza tym? Twarz jak twarz. Włosy jak włosy. Jasne, niemal białe siano. Nic czym można by się zachwycić. Nic interesującego. 

- Dlaczego tak na mnie patrzysz? - Rowan podnosi się z krzesła, by podnieść porozrzucane po podłodze rzeczy. 

- Czy ja wiem? - dukam wciąż nieco nieprzytomny. - Rzadko mówisz coś miłego. 

- Rzadko dajesz mi do tego okazję. Kiedy nie mówisz jesteś znacznie sympatyczniejszy... - chcę spojrzeć mu w twarz, ale odwraca głowę. - Zbieraj się. Chcę się napić herbaty. 

Nie mam pojęcia co to oznacza dla mnie, więc po prostu wstaję, niepewny co powinienem zrobić. Może rzucić jakimś złośliwym komentarzem. Jestem jednak zbyt zmęczony, by dać z siebie choć tyle. Najchętniej położyłbym się w jakimś kącie i zasnął, ale szczerze wątpię, czy Rowan by mi na to pozwolił. Nie sądzę, bym był godny spania w jego pracowni. 

If I Could FlyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz