Rozdział 9

10.4K 1.1K 1K
                                    

Kiedy w końcu wdrapuję się na poddasze, jestem już całkiem dobrze zapoznany z rozkładem domu. Może dlatego, że musiałem się przespacerować przez dosłownie cały budynek. 

Nie mogę pozbyć się wrażenia, że pani Connolly bardzo wzorowała wystrój swojej willi na tej starej posiadłości, nawet jeśli domy łączy naprawdę bardzo niewiele. Właściwie to jedyną częścią wspólną są obrazy. Dziesiątki, może setki obrazów na ścianach, wszystkie w ciemnych ramach i nie mogę się pozbyć wrażenia, że widziałem już podobne. Może rozpoznaję kreskę i chociaż sztuka to tylko kolejna rzecz, w której jestem gówniany, to mam pewność, że przynajmniej kilka z nich namalował Rowan. 

Schody skrzypią mi pod nogami zupełnie jak te na ganku, ale to właściwie całkiem przyjemny dźwięk, jakby dom żył i w jakiś sposób chciał mnie przywitać. Inna sprawa, że nie mam zamiaru witać się z domem, bo moje myśli zaprzątają plany zemsty połączone z niedowierzaniem i delikatną dozą ponurego rozbawienia. 

Oczywiście, nie zamierzam wbiec do pracowni Rowana machając tęczową flagą, ani ujawniać go przed całą klasą, kiedy tylko wrócimy do Londynu. Nie dlatego, że mi go żal. Postanawiam zaskoczyć go swoją wiedzą w odpowiednim momencie. Może taki nigdy nie nadejdzie, ostatnio chłopak jest nastawiony zaskakująco pokojowo, ale nie mogę być pewien. Kilkukrotnie przekonałem się już, że Rowan nie należy do osób zrównoważonych.

W zasadzie to było mi go nawet trochę żal. Wydawał się mieć problem z samym sobą, a jeśli nie z samym sobą z pewnością z ojcem, którego z niezrozumiałej dla mnie przyczyny traktował lepiej od matki. Sam fakt, że ukrywał przede mną swoją orientację, a raczej nie raczył mnie o niej poinformować, wydawał mi się dziwnie podejrzany. Oczywiście, nie oczekiwałem ploteczek i lodów, ale och, błagam, nabijać się ze mnie, bo sypiam z facetami samemu będąc gejem? Hipokryzja. Albo wyparcie. Niepotrzebne skreślić. 

Wzdycham ciężko kiedy przekraczam próg jego pokoju. To właściwie dla mnie nowość, że na poddaszu mogą być drzwi, ale oto są i prowadzą do wielkiego, przestrzennego pomieszczenia pełnego światła. Nie mogę się wyzbyć wrażenia, że Rowan lubi to miejsce bardziej niż własny dom. Wszystko w tym pokoju wydaje się bardziej ludzkie, bardziej w jego stylu, mocniej nim przesiąknięte, a on sam siedzący na łóżku i machający beztrosko nogami, pasuje do otoczenia bardziej niż kiedykolwiek. 

Przypatruję się bliżej trzymanemu przez niego przedmiotowi i rozpoznaję książkę. 

Nim udaje mi się powstrzymać, na usta wypływa mi złośliwy uśmiech. 

- CÓŻ TO CZYTASZ, MOŚCI KSIĄŻĘ! - wrzeszczę na cały głos, zupełnie nie przejmując się tym, że prawdopodobnie słychać mnie w całym domu. 

Spodziewam się po nim przynajmniej pogardliwego spojrzenia, w chwili słabości może irytacji, ale kiedy unosi głowę w jego oczach jest tylko zaskoczenie. Może nawet nutka podziwu. Zamyka egzemplarz Hamleta i odkłada go na szafkę nocną. 

-  Słowa, słowa, słowa  - odpowiada, kończąc cytat. - Nie sądziłem, że to znasz - mówi, przygładzając ręką pościel.  Najwyraźniej nie wie co począć z rękami. 

- Jesteś zaskoczony, że znam Shakespeara? - upewniam się z pełnym wyższości uśmiechem. 

Może sobie myśleć co chce, ale nie jestem całkiem zacofany. Ani głupi. Prawdę mówiąc to zawsze czułem sympatię do literatury, a że nie było nam po drodze to po prostu o tym zapomniałem. Nie przeszkadza mi to jednak szokować ludzi, wykrzykując odpowiednie cytaty w odpowiednich momentach. 

Nie żeby ten moment był odpowiedni. 

Po prostu chciałem go zdenerwować. 

- Jestem zaskoczony, że potrafisz czytać - precyzuje i mam wrażenie, że już otrząsnął się po awanturze sprzed chwili. Popycham swoją walizkę, a ona przez chwilę jedzie, chybocząc się na kółkach, by upaść tuż u jego stóp. Tym razem się krzywi - Chryste. Mógłbyś być bardziej subtelny. 

If I Could FlyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz