Rozdział 20

9.5K 960 568
                                    

- Pierdolenie - oświadczam, zanim w ogóle dociera do mnie co się właściwie dzieje. 

Pan Lee nawet się nie krzywi, ale pedagog wygląda jakby po raz pierwszy w życiu usłyszała przekleństwo. Nie zaszczycam ją jednak większą uwagą, skupiając się na dyrektorze. Staram się nie wyglądać na zbytnio spanikowanego, ale to trudne. Naprawdę trudne. Byłem przestraszony tak wiele razy, że zliczenie tego jest niemożliwe, ale teraz jestem sparaliżowany. Jeśli tak czuje się Rowan podczas ataków, to powinien dostać order. 

- Słownictwo, panie Owens - prosi mężczyzna, garbiąc się nieco. - Rozumiem, że nic nie wiesz na ten temat?

Natychmiast kręcę głową. 

- Kto doniósł o czymś takim? - pytam, obejmując się ramionami. - Panie dyrektorze, ja bym nigdy... 

- Mówiłem już, nikt nie chce cię oceniać - przerywa mi, uspokajająco unosząc rękę. - Musimy jednak to sprawdzić, nawet jeśli to jedynie plotka. Informator pozostanie anonimowy. Twierdził, że jeśli się nie przyznasz, a twoja argumentacja mnie nie przekona, ma dowody. Zdjęcia - wzdycha ciężko. - Dlatego zapytam jeszcze raz. Czy masz cokolwiek wspólnego z prostytucją? 

Nie wiem jak powinienem się zachować. Wpatruję się w niego, bezgłośnie błagając o pomoc, bo lodowaty wzrok pedagog przeszywa mnie na wskroś. 

Kto mógłby zrobić coś takiego? Rowana eliminuję od razu, nigdy by mi czegoś takiego nie zrobił. 

Seth? Nienawidzę siebie za te podejrzenia, Seth mógł być na mnie wściekły, ale nie zniszczyłby mi życia tylko dlatego, że jest rozgniewany. Nigdy nie upadłby tak nisko. A może? Marzę o tym, żeby pobiec do niego i zapytać, ale to nie jest w tym momencie najlepsza strategia. Po pierwsze, zostałoby to uznane za przyznanie się do winy, po drugie wątpię, by chciał ze mną teraz rozmawiać. Nie wiem co zrobiłbym w jego sytuacji, może chciałbym się odegrać, może jakoś się skrzywdzić. Nasza przyjaźń była jednak oparta na tym, że wierzyłem, że nie zechce mnie zranić ani odegrać się za żadną głupią odzywkę czy zachowanie. 

 Spuszczam wzrok na swoje kolana. W takim razie kto? 

Oczy pieką mnie nieznośnie, gula w gardle rośnie. Jeszcze nigdy nie byłem tak przyparty do ściany. Po raz pierwszy jestem tak bardzo bezradny. Zawsze uważałem, że osiągnąłem perfekcję w unikaniu kłopotów, ludzi i sytuacji z jakimi nie chcę się mierzyć. Zazwyczaj wystarczyło skręcić w boczną uliczkę i przyspieszyć kroku. Znałem boczne uliczki Londynu. 

Nie znałem za to sposobu, by wykręcić się z czegoś takiego. 

- Brakuje ci słów, Jesse? - pedagog udaje zmartwioną, ale wiem, że jest przeszczęśliwa. - Jeśli chcesz możemy porozmawiać w obecności twoich rodziców. 

Parskam śmiechem, bo mimo wszystko, tak propozycja jest nieco komiczna. Wciąż chichoczę, kiedy dyrektor zwraca się do kobiety, wyraźnie wyprowadzony z równowagi. 

- Rodzice pana Owensa nie żyją - oświadcza, wyraźnie artykułując każde słowo. - Dziękujemy, panno Turner. Poprowadzę tę rozmowę sam. 

Przez chwilę mam ochote uścisnąć staruszka, ale uznaję, że to raczej kiepski pomysł. Przełykam ślinę i staram się wyglądać jak ktoś normalny. Całkiem normalny, ktoś, kogo wszyscy znajomi nie podejrzewają o bycie niezrównoważonym psychicznie. Zakładam, że mój niedawny wybuch śmiechu nie pomógł w kreowaniu podobnego wizerunku. 

- Nie szkodzi panie dyrektorze - mówię, siląc się na słaby uśmiech i jeszcze bardziej żałosną strategię. - Nie każdy wie. Chociaż minęły lata, to wciąż trudne. Szczególnie w obliczu ostatnich wydarzeń... 

If I Could FlyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz