Powiedzieć, że jestem niezadowolony, kiedy następnego dnia Rowan pojawia się przed drzwiami szatni to jak stwierdzić, że holokaust był tylko zabawą w chowanego. Rzucam mu mordercze spojrzenie i od razu ruszam w kierunku wyjścia ze szkoły. Karzeł oczywiście wlecze się za mną, tym razem ma na sobie powłóczysty sweterek z lejącego się materiału (przysięgam, że wygląda jak szlafrok) i prawdziwą tajemnicą staje się dla mnie fakt, że jeszcze się w niego nie zaplątał.
- Jak dostaniemy się do ciebie? - postanawiam odezwać się pierwszy, bo Rowan najwyraźniej nie ma problemów z przeciągającym się milczeniem. Chłopak spogląda na mnie i uśmiecha się delikatnie.
- Samochodem - odpowiada, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie - Joshua czeka na parkingu.
Postanawiam przemilczeć fakt, że jestem zaskoczony posiadaniem samochodu przed Josha. Oczywiście, mógł sobie na niego pozwolić, ale wielokrotnie widywałem go jak wracał do domu na piechotę ze znajomymi, dlatego teraz jestem odrobinę zdezorientowany.
- Josh zgodził się cię odwieść? - unoszę brwi i kiwam głową z aprobatą. Mogę go nie lubić, ale ciszy nienawidzę jeszcze bardziej - A ty mówiłeś, żebym nie pieprzył frazesów o braterskiej miłości. Egoista.
Rowan nie odpowiada, ale kręci głową jakby z pożałowaniem. Nie wiem, co powiedziałem źle, dlatego bez większych skrupułów wymierzam mu lekkiego kopa w modnie znoszone conversy. Chłopak potyka się i leci kilka kroczków do przodu, ale szybko łapie równowagę. Nie odwraca się by choć na mnie spojrzeć. Zatrzymuje się na moment, widzę, że zaciska zęby, ale milczy i już po kilku sekundach rusza dalej. Wiatr szarpie jego włosami i wygląda jak skarłowaciały, obrażony na świat Kylo Ren. Prycham i uśmiecham się złośliwie, nie chcąc przyznać się przed sobą, że jestem pod wrażeniem jego opanowania. Gdyby to mi ktoś podstawił nogę, już dawno dostałby w twarz.
Na parking docieramy w raczej mieszanych nastrojach. Ja gwiżdżę piosenkę, której tytułu nigdy nie potrafiłem zapamiętać, a Rowan wciąż udaje księcia ciemności. Przystajemy przy krawężniku. Chłopak wyciąga telefon i coś na nim sprawdza, a ja rozglądam się w poszukiwaniu Josha. Spodziewam się, że zaraz podjedzie i po prostu wsiądziemy, ale Rowan ma inne plany. Wrzuca telefon do torby i rusza przed siebie.
- Gdzie ty idziesz? - pytam zirytowany, szybko go doganiając.
- Do samochodu. Mówiłem ci już.
- Ale przecież... - staję jak wryty, bo nagle odkrywam o której maszynie mówi. Rozpoznaję ją właściwie po tym, że o maskę opiera się Josh, pogrążony w rozmowie z dziewczyną. Wielki, czarny Range Rover błyszczy w słońcu i przez chwilę po prostu stoję z rozdziawionymi ustami. Tego się nie spodziewałem.
Rowan ogląda się na mnie i parska śmiechem. Może nawet powiedziałby coś arcyzabawnego, ale na szczęście Josh go uprzedza.
- Jesteście! - mówi, wzdychając ciężko i obdarza mnie przepraszającym uśmiechem. Prawdopodobnie czuje się winny i sądzi, że całe to gówno to jego wina i choćbym nie wiem jak się starał, nie umiem o tym myśleć w inny sposób. Blondynka obok niego również na mnie spogląda i krzywi się z niesmakiem. Rozpoznaję ten wzrok - lekceważenie, pycha i głupota. Tępa szmata.
- No hej - witam się, obdarzając parę przy samochodzie swoim najbardziej olśniewającym uśmiechem. Dziewczyna szczerzy się sztucznie i burczy coś w odpowiedzi, ale reakcja Josha jest tysiąc razy lepsza. Chłopak mruży lekko oczy i rozpoznaję ten wyraz twarzy. Gdyby nie dziesiątki ludzi dookoła, już by mnie całował.
Rowan przypatruje się nam, wodzi oczami od brata do mnie i najwyraźniej nie wie, co powiedzieć. Prycha, z rozmachem otwiera drzwi po stronie kierowcy i rzuca torbę na siedzenie, a następnie sam wskakuje do środka. Ze zdziwieniem przypatruję się, jak Josh bez słowa protestu żegna się z koleżanką i otwiera tylne drzwi.
![](https://img.wattpad.com/cover/74147373-288-k902975.jpg)
CZYTASZ
If I Could Fly
RomanceJessie ma przyjaciela i mnóstwo klientów. Ma siniaki na plecach, blizny i złe myśli. Rowan ma pustkę w sercu, talent i skłonności do szantażu. Obydwoje są tak potwornie skrzywdzeni i przestraszeni, że na chwilę zapominają, że powinni się nienawidzić...