6.(Nie)Małe komplikacje i Nieumarły na skraju załamania nerwowego

1.1K 126 12
                                    

Tak więc, jest już szósty rozdział. Po kilku miesiącach zdołałam cos napisać. Przepraszam ze wszelakie błędy( których pewnie dużo). Dzięki bardzo za czytanie :)

Bliźniaki nieźle namieszały.

Zaraz po spotkaniu  na korytarzu zaprowadziły mnie do swojego biura, czy raczej ogromnego, zawalonego rupieciami pomieszczenia, gdzie można było znaleźć dosłownie wszystko, poczynając od chusteczek higienicznych o różanym zapachu, a kończąc na olbrzymim, kilkumetrowym posągu słonia z podniesioną trąbą, który pokryty grubą warstwą kurzu zapewne przeleżał tam kilkadziesiąt dobrych lat wśród różnego rodzaju śmieci. Czasy świetności najwyraźniej miał już za sobą.

- To prezent od fortuny, za znalezienie jej karty kredytowej - wzruszyły ramionami - ostatnio Vince mówił, że taki słoń ładnie wyglądałby w jego ogrodzie, więc może uda się go opchnąć za przyzwoitą cenę.

Zrobiłem sobie kawę i  usiadłem na kanapie, z której kilka minut wcześniej Lost zepchnęła wszystkie rupiecie i zaciekawieniem przyglądałem się buszującemu po kredensach Foundowi, który najwyraźniej nie mógł czegoś znaleźć.  W pewnej chwili kątem oka zauważyłem szereg parasolek wiszących na ścianie, obok drzwi. Podszedłem do nich i jsk sie domyślałem, okazało sie, że to moje parasolki, które wywiesiłem sobie na wieszaku w dniu mojej śmierci. A jednak to bliźniaki je zwinęły.  Już  miałem się odwrócić, aby zażądać wyjaśnień, gdy przerwał mi znerwicowany głos Founda.

- Lost - warknął poirytowany - nie mogę ich znaleźć!

Zaniepokojona bliźniaczka odepchnęła brata od szuflady i gorączkowo przetrząsnęła wszystkie papiery. Na jej twarzy widać było coraz większe poirytowanie. Przechyliła całą szafę i z półek posypały się tony makulatury, zasypując jej malutką postać.

- Jasna cholera! - wysyczała spod tony papierów - czy ktoś w końcu ogarnie te wszystkie śmieci?!

Wygrzebała się kilkoma sprawnymi ruchami i stanęła przede mną z założonymi rękoma. Musiałem przyznać, że wyglądała uroczo jak sie tak złościła - a nie robiła tego za często.  Jej widok momentalnie sprawił, że z głowy wyleciała mi sprawa parasolek.

- Jest pewien mały problem, panie Martin - zwróciła się do mnie marszcząc brwi.

- Cóż sie stało moja droga panno Lost? - zapytałem racząc się wspaniałym smakiem kawusi i notując w pamięci jej nazwę - może w świecie śmiertelników również taka istnieje.

- Jakby to powiedzieć - mruknęła - zdaje sie, że zgubiliśmy zdjęcia.

I tak właśnie cały mój dobry nastrój po prostu szlag trafił.  Spojrzałem na nią wybałuszonymi oczami i wyplułem wszystko co miałem w ustach, opryskując przy tym kilkumetrowy posąg słonia z podniesioną trąbą.

- Jak to zgubiliście?! Chyba żartujesz?!

- Przepraszamy, zaraz postaramy sie je znaleźć...

- Na miłość boską! Przecież bez tych zdjęć jestem skończony!

Dziewczynka przestraszona moim wybuchem złości próbowała mnie uspokoić. Usiadłem z powrotem na kanapie.  Roztrzęsiony chwyciłem resztę kawy i jednym łykiem wypiłem resztę. To mnie otrzeźwiło i pozwoliło na chwilę racjonalnego myślenia, po którym doszedłem do wniosku, że mam przewalone. Pochyliłem się, żeby rozmasować sobie skronie. Dzieciaki stanęły obok mnie i milczały przytłoczone poczuciem winy, a ja poczułem się jak ostatni dupek.  Bliźniaczka dosiadła się do mnie, ale nadal milczała. Widziałem, że usilnie się nad czymś zastanawia, ale zachowała kamienną twarz.

Codzienne życie umarlakaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz