7. Słowa rzucane na wiatr

1K 121 15
                                    

Po długim okresie posuchy zdołałam wykrzesać odrobinę inwencji twórczej i oto jest! Siódmy rozdział Umarlaka gotowy i zapewne pełen błędów, niespójności i tego wszystkiego tam....( za co  przepraszam)

Dzięki za czytanie, komentarze, głosy!

Podziękowania dla Adżłany za wsparcie!

I wesołych świąt oczywiście!

*****************************************************************************************

Bacz na swoje słowa.

 Bo  cię rozliczą z każdej danej obietnicy.

 I odpowiesz za wszystko co powiedziałeś.

Nie złapiesz słów rzuconych na wietrze.

Nie zdołasz przewidzieć  dokąd podmuch je poniesie.

I nie wiadomo w której księdze zostaną zapisane.

Głos dochodził z każdej strony,  przeszył mój umysł i wypełnił go tak, że wypierał moją własna świadomość. Znałem go - ten kobiecy głos, taki delikatny i dźwięczny, a zarazem mocny i mądry, przytłaczający inne  myśli. Resztką sił oparłem się ręką o ścianę i delikatnie zsunąłem na podłogę. Chwyciłem dłoni głowę a następnie potarłem skronie. Moje oczy zalała fala mroku i zdawało mi się, że psychicznie znajduję się w zupełnie innym świecie.

Pomimo mroku udało mi się  dostrzec majaczącą w oddali postać - kobietę z długim, kręconymi włosami , zwróconą do mnie tyłem. Powoli odwracała głowę w moim kierunku, ja zaś  wytężyłem wzrok aby zobaczyć jej twarz, ale zniknęła.

- Kim jesteś? - wyjąkałem.

Odpowiedziała mi jedynie cisza.

Ktokolwiek to był, chciał dać mi niezłą lekcję - musiałem przyznać, że mu sie to udało. Wyczerpany zapadłem w sen.

Ocknąłem się, słysząc huk spowodowany gwałtownym kopnięciem drzwi i do pokoju wparowały bliźniaki. Na mój widok zrobiły przerażoną minę,  podbiegły do mnie, po czym zostałem zasypany gradem pytań:

- Nic panu nie jest?!

- To ta stara śmierć?!

- Szlag by ją! Niech no tylko spróbuje znaleźć swoją kartę do bankomatu!

Moje bębenki zaczęły strajkować, jednak bliźniaki chyba tego nie zauważyły, gdyż darły się coraz bardziej. Uspokoiłem je i porosiłem, aby nie krzyczały mi do uszu, bo nie będę w stanie negocjować.

Uspokojony Found wyciągnął z kieszeni kilkadziesiąt zdjęć i uroczyście mi je wręczył, najwyraźniej bardzo  z siebie dumny.

- Spotkaliśmy Vincenta na korytarzu - powiedziała bliźniaczka - mówił, że Śmierć chce cię widzieć w swoim gabinecie za godzinę.

Vincent? A co on ma do tego? Ten głupi szczur jak zwykle miesza sie w nieswoje sprawy. Od jakiegoś czasu zacząłem zastanawiać się  jaki był jego cel w tej całej szopce, którą odstawiał. Jakby nie patrzeć, to on najbardziej podżegał mnie do sprzeciwienia się wyrokowi śmierci. Bliźniaki od początku mi pomagały, ale on ujawnił się dopiero, gdy praktycznie umarłem. A za cholerę nie chciało mi sie wierzyć, że chce mieć tylko radochę z obserwowania naszych wspomnień. Kiwnąłem jednak głową, nie pytając o nic bliźniaki, były  przecież  współpracownikami Vince'a i na pewno nic by mi nie powiedziały

 Poprosiłem, aby zostawiły mnie samego, na co początkowo zupełnie się nie zgadzały. Gdy po kilkunastu minutach zdołałem im wyperswadować pomysł opiekowania się mną i zaproponowałem, aby poszukały więcej kopii, padałem na twarz.

Codzienne życie umarlakaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz