Nie pogardzę jakąś opinią w komentarzu >"<
Mam nadzieję, że nie jest oczywiste kim jest przewodząca zjawa, bo wtedy posypie się cała tajemnica >"<
- Jaki masz wybór? - zapytał, gdy zrobiłem pierwszy krok aby go wyminąć. Nie próbował przekonywać mnie siłą, bo wiedział, że nie miałem pojęcia jakie niebezpieczeństwa mogły czekać na żywego pośród mogił. Ja też zdawałem sobie z tego sprawę, więc zatrzymałem się natychmiast.
- A skąd mam wiedzieć, czy nie podzielę ich losu ? - wysyczałem podejrzliwie, ruchem ręki wskazując na rozległy cmentarz - udajesz pośrednika pomiędzy światami, a tak naprawdę powiększasz tylko armię duchów?
- Gdybym chciał, żebyś tutaj został, nie oddawałbym ci wspomnienia. Chodź - kiwnął głową w stronę ogromnych wrót - musisz się spieszyć, bo u was już zaczął się dzień.
Chwilę później trąby zabrzmiały trzeci raz i mężczyzna, chwyciwszy mnie za rękę, pociągnął mocno w kierunku bramy. Na grobach zapalały się znicze, a z ziemi podnosiły pierwsze mary. Nie wiedziałem, z jakich czasów dokładnie pochodzili, ale sposób w jaki byli ubrani wskazywał, że musiało upłynąć wiele wieków od ich śmierci. Wiele wieków w naszym rozumowaniu, a czas w tamtym miejscu, o ile wierzyć słowom tego fałszywego Charona, płynął o wiele szybciej.
Gdy przyjrzałem się dokładnie, moim oczom ukazał się potężny korowód umarłych, powracających ze świata żywych. Zatrzymałem się przerażony tak ogromnym tłumem, których jedynym pragnieniem była ucieczka z tego pogranicza.
Dotychczas niemy cmentarz budził się do życia, jednak, ze wszystkich znajdujących się tam istot tylko my szliśmy w kierunku bramy.
- To droga duchów - powiedział mój przewodnik, kiedy zapytałem dlaczego na drodze nie spotkaliśmy nikogo, kto po śmierci udawałby się na drugą stronę - tędy się tylko wraca i to jedynie duszą. Z wyjątkiem ciebie.
Gdy biegliśmy kamienną ścieżką, zmarli siedzący na grobach podnosili głowy w naszym kierunku. Miałem wrażenie, że w pierwszym odruchu chcieli się na nas rzucić, ale coś najwyraźniej ich powstrzymywało, bo tylko podchodzili bliżej, aby odprowadzić nas pustym wzrokiem.
- Od tej chwili nie możesz mnie puścić - wyszeptał mój przewodnik, gdy zbliżaliśmy się do korowodu - rzucą się na ciebie, jeśli zobaczą, że cię nie pilnuję.
- Ale dlaczego? Nic przecież nie zrobiłem!
Zatrzymał się i spojrzał na mnie zniecierpliwionym wzrokiem.
- Czego nie rozumiesz?! Ty wracasz, słyszysz?! - krzyknął - przekraczasz granicę jako żywy i to nazywasz niczym? Swoim krzykiem obudziłeś wiele duchów, a teraz one oczekują, że pomożesz im przejść do świata żywych. Jak myślisz, co z tobą zrobią, jak dowiedzą się, że na próżno czekali tyle czasu?!
- A ty może nie chcesz?! - warknąłem - prowadzisz mnie prosto w ich łapy!
Przez jego twarz znowu przemknął bolesny skurcz, tak jakby kolejny bolesny prześwit wspomnień i pokręcił głową.
- Umarli nie powinni bawić się w żywych - powiedział - zresztą, ja i tak nawet nie jestem duchem, tylko zwykłym cieniem, który rozwiać zdoła nawet najlżejszy podmuch wiatru i nikt nie będzie o nim pamiętał. Ale ty jesteś inny... jesteś kimś więcej niż człowiekiem, więcej niż umarłym. Zdaje się, że wiele spraw będzie od ciebie zależało, a jeśli popełnisz błąd również i ja za niego zapłacę.
Zamilkł, gdy dotarliśmy do czoła pochodu. Umarli natychmiast zatrzymali się, a prowadząca ich zjawa ubrana w habit zakonny spojrzała na mnie i zawyła z bólu. Po raz drugi tego samego dnia żałowałem, że nigdy nie przywiązywałem uwagi do historii - w jego przypadku również nie udało mi się określić epoki, w której żył. Moją uwagę przykuła jednak księga, niedokładnie ukryta w połach szaty. Zmrużyłem oczy i zdołałem odczytać jedynie początkowe litery - Malle... Nie znałem słowa zaczynającego się od tych liter.
Po kilku chwilach rozdzierającym krzykom zawtórowała reszta korowodu a wraz z nimi wszystkie istoty pogranicza, dotychczas jedynie wpatrujące się w nasze sylwetki.
Mój przewodnik zagryzłszy wargi ze złości, wyciągnął rękę i zaraz później jego krzyk zagłuszył nawoływania duchów.
- Zrób nam przejście! - ryknął, uciszając przy tym agresywne zjawy. Ich przywódca łypnął na mnie bielmem i zasyczał niebezpiecznie.
- Kazał nam wracać - wychrypiał, nie spuszczając ze mnie wzroku - niech wraca z nami.
- Nie masz prawa mi rozkazywać! - krzyknął mężczyzna stanowczo i zjawa cofnęła się ze strachem - macie się rozstąpić!
Jakby na znak wszystkie duchy skłoniły przed nami głowę i ustąpiły z drogi, nadal jednak mierząc nas wściekłymi spojrzeniami. Mój przewodnik zabronił mi podnosić głowę, abym przez przypadek moje źrenice nie spotkały wypełnionych nienawiścią oczodołów mijanych przez nas zjaw.
- Duchy poznają ludzi po oczach - wyszeptał.
- Dlaczego cię słuchają? - zapytałem szeptem, kiedy minęliśmy już większą część korowodu.
- Bo ja nie jestem stąd - rzucił krótko i już otwierałem usta, aby zapytać o szczegóły ale on nie dał mi dojść do słowa, tylko chwycił mnie za podbródek i podniósł opuszczoną głowę.
- To jest twoje przejście - powiedział, wskazując na ogromna bramę, która zdawała się sięgać nieba - musisz porozmawiać z klucznikami. To oni zadecydują, czy pozwolić ci przejść.
Strażnicy o których wspominał - kobieta i mężczyzna, opierali się na ogromnych kluczach i natychmiast zastąpili mi drogę, gdy podszedłem do zamykających się już wrót. Czarne płaszcze, które imitowały nocne niebo pełne gwiazd zalśniły, kiedy wyciągnęli w moim kierunku ogromne klucze z wyrzeźbionymi dwunastoma znakami zodiaku.
- Skąd ty jesteś, żywy i umarły? - zapytali równocześnie, a ich głębokie głosy rozniosły się po całym cmentarzu.
CZYTASZ
Codzienne życie umarlaka
ParanormalGdy feralnego pierwszego września zaspany jak zwykle Martin pędził do wymarzonej szkoły średniej, nie spodziewał się, że będzie to ostatni dzień jego życia. Na drodze do jego kariery życiowej stanęła ciężarówka, która z prędkością 96km/h rozjecha...