Rose p.o.v.
Spotkałam się z Frankiem w pokoju wspólnym. Poszliśmy na spacer, pomiędzy nami panowała niezręczna z początku cisza. Postanowiłam ją złamać i się odezwałam.
-Więc... Może powiesz mi coś o sobie. Jaki jest twój ulubiony przedmiot?
-Zielarstwo, a twój?
-Mój też! - I tak rozpoczęła się nasza rozmowa. Potem przeszliśmy do żartów. Naprawdę świetnie się z nim bawiłam.
-A ona "lećcie wy moje robaczki i przynieście mi tęcze" i wyrzuciła je z drugiego piętra! - I znowu wybuchnęliśmy śmiechem. I tak cały czas, gdy po spacerze byliśmy w Miodowym Królestwie każdy się na nas dziwnie patrzył. No cóż cały czas sie śmialiśmy. Na koniec odprowadził mnie pod schody. No bo nie mógł na nie wejść.
-Naprawdę miło spędziłam dzisiejszy dzień. - Powiedziałam stając przed nim.
-Ja też. Jeśli będziesz miała ochotę to będziemy mogli to powtórzyć.
-Z wielką chęcią. - Przytuliłam go, a on schylił się i pocałował mnie w policzek sprawiając, że byłam cała czerwona.
-To za to, że mnie tak wcześniej zostawiłaś sparaliżowanego. - Wyszeptał mi do ucha, a ja uśmiechnęłam się przepraszająco. - Dobranoc. -Dodał i poszedł w stronę swojego dormitorium.
Carolyn p.o.v.
James. James. James. Tylko tyle myślałam. Wydało mi się to normalne, zwłaszcza, że idę z nim na randkę. Tak to chyba randka... czy może tylko takie spotkanie przyjacielskie?! Nie miałam czasu się zastanowić bo zanim się obejrzałam byłam już na dziedzińcu i czekałam na tego żartownisia. Po chwili przyszedł, przywitaliśmy się i poszliśmy na spacer. Okazało się, że szliśmy na błonie. Gdy tylko na nie weszliśmy Potter zawiązał mi oczy. Kiedy je odwiązałam zobaczyłam koc pod drzewem, a krajobraz zapierał wdech w piersiach. Przedemną była leśna łąka, okrążona przez drzewa, cała w polnych kwiatach.
-To niesamowite! - Powiedziałam, a on uśmiechnął się tylko i usiedliśmy na czarnym kocu. Było naprawdę cudownie. Śmialiśmy się i żartowaliśmy, tak jak zawsze w naszym towarzystwie. Po chwili James jakoś zmizerniał. ( Nie chodzi o ogórki!)
-Coś się stało? Jesteś jakiś niemrawy.
-No bo widzisz... Denerwuje mnie sprawa z tymi Huncwotkmi. Niby się podpisują i robią kawały, ale tylko nam. Nawet nie wiemy kim są i czym sobie zasłużyliśmy. Naprawdę mnie to denerwuje.
-Rozumiem. Ale ich kawały są naprawdę śmieszne. - Dodałam, ale widząc jego minę wolałam szybko wycofać te słowa. - A-ale wasze oczywiście s-są lepsze. - Takie głupie, że musiałam to przyznać, ale ja i tak wiem, że nasze są lepsze.
-Dziękuję. Przepraszam, że tak przeszkodziłem w naszej randce. - Czyli jednak! Randka!
-Nic się nie stało. - Odparłam zarumieniona. Matko co ten chłopak ze mną robi?!
Jade p.o.v.
Weszłam do środka i co zobaczyłam. Syriusz i jakaś dziewczyna. Nie to, że byłam zazdrosna. Co to to nigdy! Po prostu jeśli mnie nakryje ze ślizgonem to po mnie.
-Pójdziemy do tego stolika zdala od tego kasanowy? - Zapytał się mnie Lucjusz, za co byłam mu wdzięczna. Pokiwałam głową i ruszyłam za nim. Usiedliśmy i jak normalni ludzie zaczęliśmy rozmowę. Złożyliśmy zamówienia, rozmawialiśmy i śmialiśmy, zjedliśmy. Nagle jakiś cień zasłonił mnie. Na początku myślałam, że to kelnerka, która o czymś zapomniała, ale tą osobą okazał się być nie kto inny jak sam Pan Black. Postanowiłam grać jakbym miała go gdzieś, bo tak było.
-W czymś pomóc? - Zapytałam się.
-Co ty tutaj robisz z nim?! - Wrzasnął.
-Czego się drzesz? I co ci do tego. Robię co chce i spotykam się z kim chce.
-Poniżasz nasz dom, więc mam coś do tego. I mam gdzieś co robisz i z kim, dopóki ta osoba nie jest ze Slytherinu! Zniszczysz opinię o naszym domu.
- Opinie zniszczyłeś już ty i twoi koledzy nie ucząc się i robiąc głupie kawały.
-Uważasz, że kawały są głupie? Ja się uczę! Wcale nie mam tak złych ocen.
-Ta to cudnie, ale przeszkadzasz nam. - Powiedział lekko zirytowny Malfoy.
-Już wam nie przeszkadzam, bo nie ma was. -Powiedział po czym złapał mnie za ramię i ścisnął mocno. -Wychodzimy.
-Ja nigdzie nie idę. Puść mnie.
-Dopiero jak wyjdziemy.
-Ugh. Przykro mi, że tak to musi się skończyć. - Powiedziałam do blondyna.
-Nic się nie stało. I tak już mieliśmy wracać, a poza tym cały czas świetnie się bawiłem. Do zobaczenia. - Powiedział po czym wyszedł i zostawił mnie sam na sam z tym dziadem. Nie czekając długo po prostu wyszłam z baru, a on za mną. Miałam go już dość.
-Zostaw mnie wreszcie w spokoju. - Powiedziałam i teleportowałam się do dormitorium. Naprawdę zrujnował mi ten dzień.
Carolyn p.o.v.
Leżeliśmy na kocu. Ja nie wiedziałam co robić. Po chwili poczułam jego ręce na moich biodrach i zostałam przesunięta bliżej niego.
-Twojej bliskości nigdy za mało. - Odparł po czym położył moją głowę na jego torsie. Nie wiem czy to z powodu jego spokojnego bicia serca, czy z ostatniego przemęczenia, ale zasnęłam na nim. Obudziłam się o zachodzie słońca. James tak samo jak ja wcześniej spał. Wyglądał tak uroczo.
-Nie patrz tak na mnie bo się jeszcze zakochasz na amen.
-Chciałbyś. - Prychnęłam. Dopiero teraz zauważyłam, że przytulam się do niego. Nagle zbliżył swoją twarz niebezpiecznie blisko mojej. -J-james... - Niestety zostałam przerwana przez palec mojego randkowicza.
-Miałaś rzęsę.
-Aha... D-dziekuje. - Potem znowu wrzuciliśmy się w rytm rozmowy. Leżeliśmy tak patrząc w pojawiające się gwiazdy. Gdy na niebie było już całkiem ciemno postanowiliśmy już wracać.
-Dziękuję, za dzisiaj i za wszystko. - Powiedziałam.
-To ja dziękuję. To do zobaczenia! - Pomachał ręką i miał odejść, ale szybko złapałam go za nadgarstek. Przekręcił się w moją stronę, a ja ucałowałam go w policzek.
-Naprawdę dziękuję. Powinniśmy to powtórzyć. - Powiedziałam cała czerwona.
-Tak. - Powiedział i tym razem odszedł, a ja poszłam do naszego dormitorium. To był ciężki dzień.
Z góry prze za wszystkie błędy, ale pisałam to w nocy i byłam pół- przytomna, ale obiecałam koleżance, że to napisze, więc jest.