Rozdział 11 cz.2

620 40 3
                                    

Rose p.o.v.

Spotkałam się z Frankiem w pokoju wspólnym.  Poszliśmy na spacer,  pomiędzy nami panowała niezręczna z początku cisza.  Postanowiłam ją złamać i się odezwałam.

-Więc... Może powiesz mi coś o sobie.  Jaki jest twój ulubiony przedmiot?

-Zielarstwo, a twój?

-Mój też!  - I tak rozpoczęła się nasza rozmowa.  Potem przeszliśmy do żartów.  Naprawdę świetnie się z nim bawiłam.

-A ona "lećcie wy moje robaczki i przynieście mi tęcze"  i wyrzuciła je z drugiego piętra!  - I znowu wybuchnęliśmy śmiechem.  I tak cały czas, gdy po spacerze byliśmy w Miodowym Królestwie każdy się na nas dziwnie patrzył.  No cóż cały czas sie śmialiśmy.  Na koniec odprowadził mnie pod schody. No bo nie mógł na nie wejść.

-Naprawdę miło spędziłam dzisiejszy dzień. - Powiedziałam stając przed nim.

-Ja też.  Jeśli będziesz miała ochotę to będziemy mogli to powtórzyć.

-Z wielką chęcią.  - Przytuliłam go, a on schylił się i pocałował mnie w policzek sprawiając,  że byłam cała czerwona. 

-To za to,  że mnie tak wcześniej zostawiłaś sparaliżowanego.  - Wyszeptał mi do ucha,  a ja uśmiechnęłam się przepraszająco. - Dobranoc.  -Dodał i poszedł w stronę swojego dormitorium. 

Carolyn p.o.v.

James.  James.  James. Tylko tyle myślałam.  Wydało mi się to normalne,  zwłaszcza,  że idę z nim na randkę.  Tak to chyba randka...  czy może tylko takie spotkanie przyjacielskie?! Nie miałam czasu się zastanowić bo zanim się obejrzałam byłam już na dziedzińcu i czekałam na tego żartownisia.  Po chwili przyszedł,  przywitaliśmy się i poszliśmy na spacer.  Okazało się,  że szliśmy na błonie.  Gdy tylko na nie weszliśmy Potter zawiązał mi oczy.  Kiedy je odwiązałam zobaczyłam koc pod drzewem,  a krajobraz zapierał wdech w piersiach.  Przedemną była leśna łąka,  okrążona przez drzewa,  cała w polnych kwiatach. 

-To niesamowite! - Powiedziałam,  a on uśmiechnął się tylko i usiedliśmy na czarnym kocu.  Było naprawdę cudownie.  Śmialiśmy się i żartowaliśmy,  tak jak zawsze w naszym towarzystwie. Po chwili James jakoś zmizerniał.  ( Nie chodzi o ogórki!) 

-Coś się stało?  Jesteś jakiś niemrawy. 

-No bo widzisz...  Denerwuje mnie sprawa z tymi Huncwotkmi.  Niby się podpisują i robią kawały,  ale tylko nam. Nawet nie wiemy kim są i czym sobie zasłużyliśmy.  Naprawdę mnie to denerwuje.

-Rozumiem.  Ale ich kawały są naprawdę śmieszne.  - Dodałam,  ale widząc jego minę wolałam szybko wycofać te słowa. - A-ale wasze oczywiście s-są lepsze.  - Takie głupie,  że musiałam to przyznać, ale ja i tak wiem, że nasze są lepsze. 

-Dziękuję.  Przepraszam,  że tak przeszkodziłem w naszej randce.  - Czyli jednak! Randka!

-Nic się nie stało. - Odparłam zarumieniona. Matko co ten chłopak ze mną robi?!

Jade p.o.v. 

Weszłam do środka i co zobaczyłam. Syriusz i jakaś dziewczyna.  Nie to,  że byłam zazdrosna. Co to to nigdy! Po prostu jeśli mnie nakryje ze ślizgonem to po mnie.

-Pójdziemy do tego stolika zdala od tego kasanowy? - Zapytał się mnie Lucjusz,  za co byłam mu wdzięczna. Pokiwałam głową i ruszyłam za nim.  Usiedliśmy i jak normalni ludzie zaczęliśmy rozmowę.  Złożyliśmy zamówienia,  rozmawialiśmy i śmialiśmy, zjedliśmy. Nagle jakiś cień zasłonił mnie.  Na początku myślałam,  że to kelnerka, która o czymś zapomniała,  ale tą osobą okazał się być nie kto inny jak sam Pan Black.  Postanowiłam grać jakbym miała go gdzieś,  bo tak było.

-W czymś pomóc?  - Zapytałam się.

-Co ty tutaj robisz z nim?!  - Wrzasnął. 

-Czego się drzesz?  I co ci do tego.  Robię co chce i spotykam się z kim chce. 

-Poniżasz nasz dom,  więc mam coś do tego.  I mam gdzieś co robisz i z kim, dopóki ta osoba nie jest ze Slytherinu!  Zniszczysz opinię o naszym domu.

- Opinie zniszczyłeś już ty i twoi koledzy nie ucząc się i robiąc głupie kawały. 

-Uważasz,  że kawały są głupie?  Ja się uczę!  Wcale nie mam tak złych ocen.

-Ta to cudnie,  ale przeszkadzasz nam. - Powiedział lekko zirytowny Malfoy. 

-Już wam nie przeszkadzam,  bo nie ma was. -Powiedział po czym złapał mnie za ramię i ścisnął mocno.  -Wychodzimy.

-Ja nigdzie nie idę.  Puść mnie. 

-Dopiero jak wyjdziemy. 

-Ugh. Przykro mi,  że tak to musi się skończyć.  - Powiedziałam do blondyna.

-Nic się nie stało.  I tak już mieliśmy wracać, a poza tym cały czas świetnie się bawiłem. Do zobaczenia.  - Powiedział po czym wyszedł i zostawił mnie sam na sam z tym dziadem. Nie czekając długo po prostu wyszłam z baru,  a on za mną.  Miałam go już dość. 

-Zostaw mnie wreszcie w spokoju.  - Powiedziałam i teleportowałam się do dormitorium.  Naprawdę zrujnował mi ten dzień. 

Carolyn p.o.v.

Leżeliśmy na kocu.  Ja nie wiedziałam co robić.  Po chwili poczułam jego ręce na moich biodrach i zostałam przesunięta bliżej niego. 

-Twojej bliskości nigdy za mało.  - Odparł po czym położył moją głowę na jego torsie.  Nie wiem czy to z powodu jego spokojnego bicia serca, czy z ostatniego przemęczenia, ale zasnęłam na nim. Obudziłam się o zachodzie słońca.  James tak samo jak ja wcześniej spał.  Wyglądał tak uroczo. 

-Nie patrz tak na mnie bo się jeszcze zakochasz na amen.

-Chciałbyś.  - Prychnęłam.  Dopiero teraz zauważyłam, że przytulam się do niego.  Nagle zbliżył swoją twarz niebezpiecznie blisko mojej.  -J-james...  - Niestety zostałam przerwana przez palec mojego randkowicza. 

-Miałaś rzęsę.

-Aha...  D-dziekuje.  - Potem znowu wrzuciliśmy się w rytm rozmowy.  Leżeliśmy tak patrząc w pojawiające się gwiazdy. Gdy na niebie było już całkiem ciemno postanowiliśmy już wracać. 

-Dziękuję,  za dzisiaj i za wszystko. - Powiedziałam.

-To ja dziękuję.  To do zobaczenia! - Pomachał ręką i miał odejść, ale szybko złapałam go za nadgarstek.  Przekręcił się w moją stronę,  a ja ucałowałam go w policzek. 

-Naprawdę dziękuję.  Powinniśmy to powtórzyć. - Powiedziałam cała czerwona.

-Tak. - Powiedział i tym razem odszedł, a ja poszłam do naszego dormitorium. To był ciężki dzień.

Z góry prze za wszystkie błędy,  ale pisałam to w nocy i byłam pół- przytomna,  ale obiecałam koleżance,  że to napisze,  więc jest. 

HuncwotkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz