Carolyn razem z Jamsem idą na lekcję transmutacji. Wchodząc do klasy woła ich pani McGonagall.
-Dzień dobry, czy coś się stało?- zapytała Caro.
-To nie ja!- krzyknął James podnosząc ręce do góry.
-Nie, nie. Nie o to chodzi - powiedziała nauczycielka kręcąc głową.
-Uff, ale lepiej się upewniać- westchnął James, za co oberwał w żebra od Carolyn. McGonagall kaszlnęła lekko zwracając ich uwagę z powrotem na nią.
-Chciałam was tylko poprosić o jedną rzecz. Uczennica od was o rok młodsza ma problemy z transmutacją. Pilnie się uczy, ale i tak słabo sobie radzi, więc czy moglibyście udzielić jej korepetycji?
-Nie widzę problemu- powiedziała dziewczyna, a James niechętnie przytaknął głową.
-To świetnie, nazywa się Jessica Hills. Będzie w bibliotece po zajęciach, a teraz siadajcie na miejsca. Lekcja się zaczyna.
-Tak jest Pani Profesor- odpowiedzieli wspólnie i siedli do jednej ławki. Tak jak powiedziała im pani Profesor przed drzwiami od biblioteki czekała blond włosa dziewczyna z zielonymi oczami. Włosy miała spięte w koczek i miała grzywkę na bok.
-Ty pewnie jesteś Jessica? Pani McGonagall powiedziała...- zaczęła Caro ale dziewczyna przebiegła obok niej i podbiegła do James'a z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Ty jesteś James Potter, nie? Dużo o tobie słyszałam! Świetnie grasz, a tak poza to jesteś jeszcze ładniejszy z bliska! Będziesz mnie uczył? - zapytała robiąc szczenięce oczka. Ten cały nadmiar uwagi jaką dziewczyna poświecą Jamesowi, mu się podoba.
-Jasne, chodźmy -powiedział z uśmiechem i otworzył drzwi puszczając ją przodem. Caro idąca za nimi za to dostała drzwiami w nos.
'Co to było?! Ał! Mój nos... Zignorowała mnie! A zaraz potem James!' pomyślała Caro. Po chwili otrząsnęła się i weszła do środka, szybko znalazła dwójkę i stanęła nad swoim chłopakiem z założonymi rękoma.
-Ykhm...
-Ah! Caro... Czemu masz czerwony nos? I czemu się spóźniasz? Mieliśmy razem uczyć Jessie.
-'Jessie'?
-Tak, takie zdrobnienie, ale nieważne. Usiądź i zacznijmy naukę.
-Nie dopytasz się o mój nos? - popatrzyła na niego oczekująco. Ten odwrócił głowę w jej stronę i uśmiechnął się.
-Pewnie się potknęłaś, to karma za spóźnianie się- powiedział z uśmiechem cały czas widniejącym na jego twarzy. Caro czuła jak się w niej gotuje.
-Słuchaj no ty...!- zaczęła łapiąc go za krawat, ale przeszkodziła jej bibliotekarka, każąc się jej uciszyć. Dalej wściekła usiadła i uśmiechnęła się miło do dziewczyny.
-To od czego zaczniemy?- zapytała mimo, że żyłki po kolei pękały jej na czole. Nauka minęła następująco: James i Jessica cały czas się śmiali i żartowali. James posyłał jej swoje uśmiechy a ona wysyłała mu widoczne sygnały, że się jej podoba. Niestety on jest chyba idiotą, bo albo ich nie widział, albo uznał że ich nie widzi.
-Dobra, ja już idę! Mam swoje lekcje, a wy jak chcecie to sobie tutaj siedźcie! - powiedziała łapiąc swoje rzeczy i wyszła z biblioteki. Dwójka popatrzyła na nią i zaśmiała się.
'Może za daleko pociągnąłem tą scenkę?' pomyślał James.
W tym samym czasie po drugiej stronie Hogwartu, na dziedzińcu, siedział Frank Longbottom, który zbierał w sobie resztki odwagi, jaką w sobie miał.
-Frank! - krzyknęła Rose widząc chłopaka, który nerwowo stał przy jednym z drzew. Jak tylko usłyszał jej głos podskoczył przestraszony i obrócił się w jej stronę.
-Rose, już jesteś...- powiedział drapiąc się w tył głowy.
-Coś się stało? Dostałam twoją sowę, ale nic nie powiedziałeś i myślałam, że coś ci się stało! - podbiegła do niego szukając jakichkolwiek ran lub rozcięć.
-N-Nie nic mi nie jest, ale chciałem z tobą porozmawiać.
-Mogłeś tak napisać! Wiesz jak się martwiłam!
-Przepraszam- zaśmiał się lekko chłopak, widząc kwaśną minę dziewczyny.
-Cóż lepsze to niż jakbym miała tu przybiegnąć i zastać trupa.
-Racja, więc może siądziemy?- zapytał, a zaraz potem oboje usiedli na ławce. - Niewiem do końca od czego zacząć...
-Od początku.
-Oki... Więc już jak dziecko wiedziałem, że trudno mi będzie znaleźć dziewczynę, która mi się spodoba, bo miałem wysokie standardy. [...] W wieku pięciu lat poznałem Emily, ale okazało się, że jej rodzice popierają inną partię polityczną... [...] Po tamtych zdarzeniach do mojego życia weszła Ali, miałem wtedy osiem lat i uważałem, że to miłość od pierwszego wejrzenia, kiedy karmiąc żaby popatrzyliśmy do góry i nasze spojrzenia się spotkały... [...] Jednak ona nie pokochała mojej ropuchy po dwóch latach otrząsnąłem się... [...] Kiedy miałem dziesięć lat pojechaliśmy z rodzicami nad morze, a tam spotkałem...
-Frank czekaj! - krzyknęła Rose, przerywając chłopakowi. - To naprawdę super i w ogóle, ale siedzimy tu już od godziny... Może jednak nie tak całkiem od początku tylko no... sedno sprawy... Proszę?
-Jak już mówiłem, mam wysokie standardy, ale jak tylko ciebie spotkałem poczułem więź. Po tych kilku latach mogę stwierdzić, że wszystkie spełniasz, a więc czy chciałabyś zostać moją dziewczyną?
-Ale ty mnie lubisz, czy po prostu mam dobre zalety...? Bo Frank... Lubię cię, ale nic z tego nie będzie jak mnie nie lubisz...
-Kocham cie bardziej niż to sobie możesz wyobrazić - powiedział przysuwając się bliżej tak, że ich głowy i nosy się stykały.
-W takim razie z chęcią będę twoją dziewczyną- powiedziała z uśmiechem. Chłopak zbliżył się i pocałował ją w policzek.
-Krok po kroku- zaśmiał się, a ona za nim, romantyczną chwilę przerwał im krzyk.
-Miłość wcale nie jest taka świetna! Zobaczycie, ze po czterech latach będziecie się mieć już dość! - popatrzyli w stronę krzyku i okazało się, że była to Caro. - Jeszcze wspomnicie moje słowa! - krzyknęła i uciekła. - A tak w ogóle to gratulacje! - krzyknęła cofając się, żeby tylko znowu pobiegnąć w nieznanym nikomu kierunku.
-To było...- zaczęła Rose.
-...tak, trochę dziwne- dokończył Frank i wrócili do przytulania się.