Chapiter 2 ~Il est temps~

200 18 1
                                    

- I jak panie Tomlinson? Czy podjął już pan decyzję w sprawie pracy w Bergues? - zapytał pan Arnaud, gdy niezauważenie próbowałem umknąć do swego gabinetu. Oczywiście mój plan zawiódł, a jakże by inaczej.
Odwróciłem się na pięcie w stronę szefa i posłałem mu sztuczny, firmowy uśmiech. Może w ten sposób da mi jeszcze trochę czasu. Nadzieja ponoć umiera ostatnia, czyż nie? Chociaż w mojej sytuacji lepiej, żeby wcale nie umierała. Chyba pora zaopatrzyć się w respirator.
- Pan Arnaud! - Mój głos poniósł się echem po całym piętrze.
Parę ciekawskich oczu zwróciło się w naszą stronę.
Przepraszam bardzo, ale to prywatna rozmowa, więc z łaski swojej zajmijcie się swoimi sprawami. Nawet jeśli tę rozmowę odbywamy na środku korytarza.
No za krzty prywatności, co to ma być, ja się pytam?!
- Panie Tomlinson, niech pan nie próbuje odwlekać tego, co nieuniknione. - Odszedł w stronę swojego bureau.
Wypuściłem z ulgą powietrze. Poszło łatwiej, niż myślałem. Mimo wszystko to był tylko tymczasowa chwila wytchnienia. Powinienem w końcu zdecydować, ale to trudniejsze niż mogłoby się wydawać.
Eleanor nadal niczego się nie domyśla. Nie powiedziałem jej. Ciężko znaleźć dobrą okazję na oznajmienie swojej ukochanej, że mogę zarobić sporo pieniędzy pod warunkiem, że na dwa tygodnie opuszczę Lazurowe Wybrzeże i wyjadę na zimną i mroczną północ. I wcale nie dramatyzuję! Ilekroć w trakcie rozmowy z kimkolwiek jakimś sposobem temat zchodził na Pikardię, co zbyt często, z wiadomych przyczyn, się nie działo, to wszyscy mówili jak, tam jest źle, zimno i w ogóle wszystko, co najgorsze. Nigdy w życiu nie słyszałem od nikogo, żeby w choćby najmniejszych sposób zachwalał to miejsce. Myślę, że nie jako jest to spowodowane presją tłumu. W końcu, jeżeli wszyscy uważają Bergues za zło konieczne to ktoś przeciwny tej tezie wyszedłby na kompletnego wariata.
Nie pora jednak zastanawiać się nad tym. Ważniejszą kwestią jest moja decyzja czy pojadę w celu zarobkowym, a później zarobione pieniądze przeznaczę na ewentualną amputację odmrożonych kończyn, czy zostanę i będę żył, jak do tej pory żyłem. Czyli jako przeciętny, no może troszkę lepszy, prawnik w Prowansji.
Życie, czemuś takie trudne?!

*

Do mieszkania wróciłem około godziny dwudziestej. Przyznam szczerze, że był to niezwykle pracowity dzień. Wciąż zajmowałem się sprawą Pierre'a Voyou.
Ciekawe kto potencjalnie mógłby mnie zastąpić, jeślibym wyjechał? Może Elizabeth? Jest całkiem niezła, kiedyś obroniła mężczyznę, którego grupa, durnych swoją drogą, nastolatek posadziła o molestowanie, co oczywiście było bujdą wyssaną z palca. Nie wiem, o co dokładnie im chodziło, ale przekręt im nie wyszedł i to one musiały zapłacić grzywnę. Zadowolone zapewne nie były.
A może Liam spod czwórki? Z tego, co pamiętam miał już podobną sytuację. Oskarżony też okradał samochody. Groziło mu pięć lat więzienia i wysoka grzywna, ale wyrok poprzestał na trzech latach w zawieszeniu... aczkolwiek pieniądze zapłacić musiał.
Nie ma co jednak fantazjować, nic jeszcze nie jest przesądzone.
Dźwięk telewizora uświadomił mi, że Eleanor też już jest w domu.
- Wróciłem! - krzyknąłem.
- Cieszę się! - odpowiedziała mi - obiad, a w twoim wypadku kolacje, masz w lodówce!
Nie jesteśmy tym typem pary, która czeka z jedzeniem aż do powrotu drugiej połówki. To byłoby zresztą trudne, bo oboje pracujemy i często kończymy o różnych godzinach. Tak jak przykładowo dzisiaj.
Przebrawszy się w wygodne ubranie, ruszyłem zrobić sobie obiadokolacje.
Dziś mniej patriotycznie, bo włoskie spaghetti, ale kim jestem, żeby wybrzydzać? Zresztą kto nie lubi spaghetti? Być może włosi, którzy mają go na pęczki.
W kilka minut pochłonąłem danie, przeglądając na laptopie wszystkie e-maile, których nazbierało się dość sporo w ciągu ostatniego tygodnia. Rzadko sprawdzam skrzynkę co, zważywszy na moją pracę, jest dosyć nierozsądne, ale to takie nużące.
Reklamy poprzerzucałem do folderu ze spamem, maile od współpracowników szybko przejrzałem i tak dalej i tak dalej.

Wciągnąłem ostatnią kluskę, brudząc się przy tym sosem, gdy moją uwagę przykuł adres, którego nigdy wcześniej nie widziałem na oczy.

Od: des.stils64@yahoo.fr
Do: ltomlinson.avo@gmail.com
Temat: Moja propozycja

Szanowny Panie Tomlinson,

wiem, że już zwracałem się do pana faksem, ale nie dostałem odpowiedzi, dlatego komunikuję się ponownie drogą mailową. Proszę tylko nie brać mnie za kogoś natrętnego, miłość do syna mną kieruje.
Jeżeli czytał pan faks, wie pan, iż mój jedyny syn i jedyna rodzina, która mi pozostała - Harold wpadł w kłopoty. Mógłbym skorzystać z usług tutejszych adwokatów, ale oni są, mało skuteczni. Pan natomiast ma za sobą sporo wygranych spraw. Zrozumiem, jeżeli nie będzie chciał pan go reprezentować, ale, może zabrzmi to banalnie, co czułby pan na moim miejscu? Co czułbyś panie Tomlinson, gdyby to pański syn wpadł w spore kłopoty. Czy nie starałby się pan go z nich wykaraskać?
Niech pan to przemyśli.

Z poważaniem,
Desmon Styles

Nienawidzę grania na uczuciach i to jeszcze w tak jawny sposób! Naprawdę mógłby zrobić to znacznie subtelniej. Niektórzy to nie mają za krzty godności.
Z irytacją wyłączyłem urządzenie i ruszyłem na balkon, aby odetchnąć świeżym powietrzem.
Nic tak nie oczyszcza umysłu, jak trochę wieczornej bryzy.
Otworzywszy przeszklone drzwi, usłyszałem klakson.
No i to by było na tyle ze spokoju. Jest mnóstwo atutów mieszkania w mieście, ale nie omieszkam pominąć wad. Brak prywatności, ogólny pośpiech i hałas. A to dopiero czubek góry lodowej.

Nie wiedzieć czemu moje myśli powróciły ku Bergues. Ciekawe, czy tam też tak jest? Z tego, co podaje Wikipedia to niewielka mieścina, której główną atrakcją jest wieża ratuszowa, na której ktoś o każdej pełnej godzinie gra na karylionie, cokolwiek to jest.
Niestety Wikipedia podaje jedynie suche fakty. Z czystej ciekawości poczytałem na różnych forach o tamtej okolicy. Co dziwne znalazłem więcej pochlebnych opinii, niż myślałem. Nie tyle ile negatywnych, ale jednak.
Wszystkie zdjęcia przedstawiały rynek - nic więcej. Ścisłe centrum miasteczka nie wygląda tak źle, ale zdjęcia nigdy nie oddadzą rzeczywistości. Pewnie fotograf pobawił się trochę Photoshopem.

Moje rozmyślanie przerwał dotyk czyjejś szczupłej dłoni na moim ramieniu.
Odwróciłem się w stronę Eleanor. Staliśmy teraz twarzą w twarz.
- Co się stało? - zapytała, troskliwie gładząc mnie kciukiem po policzku.
Przymknąłem powieki. Jej dotyk był taki przyjemny. Jej miękkie, wypielęgnowane dłonie były takie... delikatne. Uwielbiałem, gdy mnie dotykała. To jakby dotyk skrzydeł motyla.
Westchnąłem. Nie lubiłem jej oszukiwać, a tym bardziej ukrywać przed nią prawdy. Chyba nadszedł odpowiedni czas, aby powiedzieć Eleanor o Bergues.
- Chyba muszę ci o czymś powiedzieć - wyznałem i chwyciwszy ją za rękę, zaprowadziłem ją z powrotem do mieszkania.

Nadszedł czas.

----------------------------------------------

W mediach zdjęcie Bergues. Tak, to jest prawdziwe miasto w Pikardii :)

Jeśli ci się spodobało, nie zapomnij o gwiazdce i komentarzu - to bardzo motywujące :D

Północny Wiatr | L.S || PRZERWANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz