Chapiter 18 ~Es-tu dans?~

103 6 19
                                    


  Bycie uznawanym za najlepszego w swym zawodzie ma swoje plusy, ale również minusy. Zwykle ciężko okazać nadwyżkę jednych nad drugimi, bo zdarzają się dni zarówno takie, w których moje ego jest na BARDZO wysokim poziomie, a także takie, gdy najchętniej zakopałbym się w łóżku pod ciepłą kołderką i nie wychodził, dopóki ten tymczasowy dołek mi nie minie. Szczęśliwie zwykle w moim przypadku sprawdza się ta pierwsza opcja. Zwykle, no właśnie... Od pewnego czasu mam niejasne wrażenie, iż moja samoocena znacznie się zaniżyła i zaczęła pikować w dół, dół i jeszcze raz w dół. Czułem się, jakbym był w błędnym kole, z którego za cholerę nie ma wyjścia. Mogę udawać, że wszystko jest w porządku i że wciąż trzymam fason - ale tak nie jest. Ta sprawa, cała sytuacja i to wszystko - tak trochę, jakby mnie przerasta. Od początku wiedziałem, że łatwo nie będzie... ale żeby aż tak? Nie mogę się jednak poddać. Muszę trochę ochłonąć, zająć przez jakiś czas umysł czymś innym i może wtedy coś wpadnie mi do głowy.  

Jak na zawołanie zadzwonił mój telefon, a widząc na wyświetlaczu zdjęcie uśmiechniętej od ucha do ucha Eleanor, czym prędzej odebrałem.

- Spadasz mi z nieba, słońce! - powiedziałem wesoło, szczerząc się jak głupi do sera.

  Minęło kilka dni od naszej ostatniej rozmowy. W tym czasie co prawda wymienialiśmy ze sobą krótkie SMS-y, jednak często był on czysto formalne: Cześć, jak ci mija dzień? Dobrze. A jak u ciebie? I tak dalej, i tak dalej. Prawda jest taka, że stęskniłem się za jej głosem. Nie. Za nią całą. Chciałbym już wrócić do Marsylii i zobaczyć się z moją narzeczoną. Znów widzieć jej piękny, promienny uśmiech, świetliki w jej bystrych oczach i uroczy rumieniec na policzkach, gdy ją całuję. Oh, ileżbym dał, żeby z nią być. A tutaj jeszcze tydzień separacji.

  - No hej Louis, też miło cię słyszeć i to w tak przyjemnych słowach. Coś się stało? - zapytała zaniepokojona.

Słyszałem po drugiej stronie głosy aktorów z ulubionej telenoweli Eleanor, co oznaczało, że jest już albo jeszcze w domu.

- I tak i nie. Mam parę problemów do rozwiązania w związku ze sprawą, ale nie chcę o tym rozmawiać. Muszę trochę odsapnąć od tego całego bałaganu. - odparłem, usadawiając się wygodniej na kanapie i kładąc stopy na stoliku, bo kto mi zabroni?

- W porządku, rozumiem. Pewnie masz teraz dużo na głowie. No to opowiadaj, jak ci mija czas, poza pracą?  

  Skrzywiłem się. I tu był właśnie pies pogrzebany. Prawda jest taka, że wszystkie te dni praktycznie wypełnione dwoma czynnościami: pracą i jedzeniem. Rano śniadanie, potem ogarnianie dokumentacji, drugie śniadanie, łażenie po ludziach i wydobywanie z nich informacji, obiad, kontemplowanie i analizowanie zdobytej lub niezdobytej wiedzy, kolacja, poszukiwanie ewentualnych rozwiązań i sen. I tak dzień w dzień. Szlag może człowieka trafić, ale cóż innego miałbym robić? Bergues to dziura. Cholerna, zatęchła dziura, w której ciągle od kilku dni pada mniejszy czy większy deszcz. Niby są tu jakieś muzea, a obok mnie znajduje się dość spory kościół, ale ja nie jestem pasjonatem takiego zwiedzania. Wolałbym pójść do parku, z której prostą drogą można dojść do Dunkierki, ale nie ma ani pogody, ani czasu na takie wycieczki.  

 - W zasadzie... to jest całkiem... nieźle? - Jestem idiotą. Kompletnym kurde idiotą.

- To żadna odpowiedź Louis - odparła z westchnieniem Eleanor - Czy przez cały ten czas siedziałeś z głową w papierach?

- Nie - odpowiedziałem szybko.

- Lou, ty mała gnido, przemęczasz się! - wykrzyknęła, ostrym tonem - Nie możesz całymi dniami, tylko harować, bo mi zemrzesz przy biurku!

Westchnąłem przeciągle. 

  - Jestem w dołku El - oznajmiłem w końcu po chwili ciszy - Czasu coraz miej, a ja mam wrażenie, że stoję jak ten słup w miejscu. Próbowałem porozmawiać z oskarżycielem, jego adwokatem i nic nie da się kurde mać zrobić! Stoją zawzięcie przy swoim, a mam problem, żeby znaleźć jakiekolwiek dowody, które mogłyby jakkolwiek ułagodzić sytuację młodego Stylesa. Jedyna sytuacja, która jakkolwiek mogłaby wpłynąć na cokolwiek, to udowodnienie, że sędzia prowadzący nie jest taki niezawisły, jak być powinien.

- Co jest nie tak z tym sędzią? - zapytała, wyraźnie zaintrygowana brunetka.

Głosy aktorów ucichły, a między nami zapanowała całkowita, bezdenna cisza.  

Północny Wiatr | L.S || PRZERWANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz