— Przyrzekam ci, że po powrocie nie ruszę się z łóżka przez najbliższe pięć lat. O tak! Porządna rehabilitacja to coś, czego będzie mi potrzeba!
Ubrany jedynie w wytarte dresy i brudną koszulkę z logiem Batmana, leżałem rozłożony na leżance, która służyła mi za tymczasowe posłanie, ramieniem podtrzymując komórkę, podczas gdy ręce zajęte były czymś znacznie istotniejszym.
Pisaniem w przeklętym Wordzie streszczeń sprawozdań świadków zdarzenia, które miało miejsce dokładnie dwa i pół miesiąca wcześniej. Swoją drogą jak na tak małe miasto sprawy urzędowe załatwiali dość długo.
— Już tak nie dramatyzuj — odparł głos w słuchawce — Domyślam się, że jest ci tam źle, ale nie daj się tak ponosić emocją. Wypij ciepłą herbatkę, przemyśl wszystko na spokojnie, tak jak zawsze to robisz i wszystko pójdzie dobrze. Wierzę w to.
— Też bym chciał — mruknąłem niechętnie, przerywając na chwilę pisanie skrótu relacji niejakiego Benjamina Fiztgeralda, który nie szczędził sobie na przekleństwach. Oj, nie. Jak na porządnego pięćdziesięciolatka przystało.
Czy to północ, czy południe ludzie wszędzie są tacy sami, cóż na to poradzić?
— Lou-u-u-is! — Głos złowrogo przeciągnął moje niewinne imię.
— Lubię, gdy to mówisz, ale w nieco innych sytuacjach.
Teatralne westchnięcie potwierdziło tylko moje domysły, iż przeginałem, ale cóż począć? Potrzebuję trochę rozrywki w tym... bagnie, w które sam się jakby nie patrzeć wkopałem.
— Jesteś niemożliwy! Skończ już lepiej marnować czas na swoje głupie gierki słowne i zajmij się pracą! Jak już nawet moralne kwestie uratowania biednego, osamotnionego nastolatka z dołka emocjonalnego i, że tak powiem, lokacyjnego, pomyśl o pewnej ważnej materialnej kwestii, która ma dziewięć liter, trzy sylaby i miło się ją wydaje na pierdoły.
Jako nieszczęśliwie urodzony w erze kapitalizmu, na samą myśl o rozwiązaniu zagadki, przed oczyma stanęły mi małe zielone papierki, które błagały mnie wręcz o adopcję... chyba Bergues źle wpływa na moje zdrowie psychiczne. Po powrocie na Lazurowe Wybrzeże natychmiast będę musiał udać się do naprawdę dobrego specjalisty, który może pomoże mi zapomnieć o traumatycznych przeżyciach, jakie czekać mnie będą przez te już niespełna dwa tygodnie. Czasu coraz mnie, a ja jestem, za przeproszeniem, w czarnej dupie. Jasne, miałem zeznania, ale tak po prawdzie nie dawały mi one zbyt wielkiego pola do popisu. Właściwie to nie dawały nic. Stos obraźliwych i wulgarnych, niejednokrotnie także mocno przekoloryzowanych (nie musiałem tam być, żeby wiedzieć, że nasi "barbarzyńcy" nie wpuścili wcześniej do budynku groźnego psa, ani nie wrzucili granatu dymnego, choć ku tej opcji bardziej skłonny bym był) opisów tamtejszych wydarzeń. Fakt, miałem dokładniejszy obrazy sytuacji, ale co z tego? To, że wiem, co się stało, nie daje mi możliwości wyciągnięcia wniosków, które mógłbym przynajmniej wykorzystać jakkolwiek. Jedyne co mam to jedne, wielkie, duże... nic.
— Nie chodzi tylko o pieniądze, El — odparłem — Mam wrażenie, iż mam tutaj wyjątkowo ograniczone pole do popisu. I nie chodzi tu tylko o miasto. Uwierz mi na słowo, że znacznie łatwiej byłoby mi obronić starego pijusa, który pobił jakiegoś biznesmena, niż tego nastolatka.
— Skąd wiesz? Sam powiedziałeś, że właściwie nie zamieniłeś z nim jednego słowa.
— Nie musiałem. Teoretycznie ma on dziewiętnaście lat, ale mentalnie zatrzymał się w rozwoju na etapie buntu czternastolatka. Wiesz, cały świat jest zły, rodzice mnie nie rozumieją, brakuje mi dwóch euro do najtańszych fajek i tak dalej.
Usłyszałem śmiech, który wydobył się z ust mojej ukochanej po drugiej stronie. Co znowu?
— Bo już uwierzę, że ty w jego wieku byłeś aniołkiem.
— Nie znałaś mnie wtedy jeszcze, skąd możesz wiedzieć — mruknąłem gniewnie, choć nFakt, a moje policzki zaczął wstępować soczysty rumieniec. Dzięki Bogu, że nie zdecydowałem się na wideo rozmowę, bo czujne oko mojej narzeczonej na pewno zauważyłoby wypieki, nawet pośród tej cholernej pikselozy.
— Jak dziewiętnaście nie, ale nawet roku później, kiedy to poznaliśmy się na urodzinach Liama, udało ci się pokazać, że niezłe z ciebie ziółko — zadrwiła kobieta, a ja przewróciłem oczami. Dobrze, że tego nie widzi.
Fakt, nie zawsze byłem tym idealnym mężczyzną, który uznawany jest za jednego z najlepszych adwokatów nowego pokolenia w całej południowej Francji, ale bez przesady - na pewno nie byłem jak ten cały Harry. Jasne - lubiłem poimprezować, napić się trochę więcej niż powinienem, czasem nawet coś zapalić i nie mówię tu tylko o papierosach, ale nigdy nie przyszłoby mi do głowy, żeby napaść na pocztę! Właściwie, jakby się nad tym tak zastanowić...
— Kto normalny napada na pocztę?! — wykrzyknąłem ciut za głośno swoje przemyślenia, słysząc po drugiej stronie głos Eleanor wołającą o pomstę dla mnie do Nieba.
Nie mniej, przemyślmy ten fakt. Z jakiego powodu nasi chuligani wybrali urząd pocztowy na swój cel. Znaczki ukraść chcieli? Filateliści za dychę.
— Twój klient — odparła ostrożnie kobieta — Chociaż z twojej relacji mniemam, że normalny jest tutaj pojęciem względnym.
Zaśmiałem się cicho, kiedy usłyszałem głośne pukanie do drzwi. Zmrużyłem oczy, wstając z miękkiej kanapy.
— Będę kończyć El — odparłem do telefonu — Później oddzwonię.
Rozłączyłem się, nie zwracając większej uwagi na dalsze słowa narzeczonej, za co pewnie mi się oberwie. Bardziej jednak interesowało mnie, któż to postanowił przerwać niezapowiedzianą wizytą moją pracę. Pukanie powtórzyło się, a ja krocząc, ostrożnie zbliżyłem się do drzwi. Niepewnie uchyliłem drzwi, by w razie czego móc szybko się za nimi schować. Kto wie, kto grasuje po tym mieście wieczorami. Wątpię szczerze, że którykolwiek z portierów byłby w stanie powstrzymać ewentualnego złodziejaszka.
Uniosłem wzrok na swojego gościa.
— Przepraszam? —To było jedyne, co udało mi się z siebie wydusić na widok bruneta z wygolonymi bokami i długą, ulizaną i zieloną grzywką i dość gęstym zarostem, na który mimo chęci, sam pozwolić sobie nie mogłem.
Spojrzenie jego chłodnych, brązowych oczu przeszywało mnie na wskroś, ale starałem się nie dać niczego po sobie poznać.
— Pan zwie się Louis Tomlinson? — zapytał mężczyzna.
— Tak — odpowiedziałem ostrożnie, przyglądając się wytatuowanemu członku gangu. No, a przynajmniej z kimś takim mi się kojarzył, co wcale nie poprawiało mojego samopoczucia.
— Mam wiadomość dla pana — odparł.
Przełknąłem głośno ślinę. Chyba nie chcę dowiadywać się, czym jest owa wiadomość.
----------------------------------------------------
Krótko, późno, ale jest. Udało mi się skleić coś co ma ręce i nogi - brawo. Pierwotna wersja tego rozdziału była... eghm. Nieważne.
Zagadka rozdziału: Kim jest tajemniczy osobnik, który odwiedził naszego prawnika?
Respirator dla wszystkich, którzy zgadną (przyda się nawet jak nie u mnie, to zawsze się przyda).
Dobranoc.
Aha i zmieniam te "błędy" na coś w rodzaju naszej gwary, żeby było to bardziej klarowne do odczytu i aby ewentualnie nikt nie wziął tego błędy, którymi nie są.
CZYTASZ
Północny Wiatr | L.S || PRZERWANE
FanficLouis Tomlinson jest młodym, dobrze prosperującym francuskim prawnikiem. Pewnego dnia dostaje lukratywną ofertę obrony syna szewca. Wszystko byłoby cudowne - szansa na duży zarobek w krótkim czasie, kolejna wygrana sprawa doCV - gdyby nie jeden, mal...