Chapiter 13 ~Qui es-tu?~

76 8 2
                                    

W życiu każdego z nas przychodzi taki moment, że aby wzbić się na szczyt, pierw musimy upaść. Czasem wystarcza drobne potknięcie, a czasem powolny spadek wprost do pieczary samego Lucyfera i jego zgrai kolegów po fachu - demonów. 

A może tylko ja tak mam?

W każdym razie, by dopiąć swego, by wykonać swoją pracę, jak należy, zmuszony zostałem schować dumę do kieszeni i niczym paź książęcy, składać niskie pokłony osobie, która powinna całować mnie po stopach, za to, co dla niej robię. No, ale kogo moje zdanie obchodzi?

Znużony, powoli wracałem do hoteliku, nie zwracając większej uwagi na otaczające mnie miasto i pojawiającej się coraz większej ludzi, spacerujących po chodnikach czy jeżdżących po rowerze. Rzadko kiedy przejeżdżało auto, mimo że wzdłuż krawężników stało ich dość sporo. Z daleka usłyszałem kaszel, znaczy się warkot silnika skutera. Choć małe i na pierwszy rzut oka spokojne, to Bergues miało pewien klimat. Małe miasto, które na swój własny sposób tętniło życiem. Nie był to ruch pokroju Marsylii, raczej jego pomniejszona w dużej skali, znacznie przyjemniejsza dla zmysłów i zszarganych nerwów wersja. Być może, gdybym już za lat kilkadziesiąt skończył karierę, mógłbym wraz z żoną przeprowadzić się do podobnej miejscowości, gdzie co lato czy święta odwiedzałyby nas wnuki.

Louis nie wychodź tak daleko w przyszłość!, złajałem się w myślach, Weź i lepiej skup się na tym co teraz jest najważniejsze.

Stanąwszy przed wejściem do Au Tonelierm uważnie, przyjrzałem się jego elewacji. Niewysoka, choć rozległa odrestaurowana kamienica z zielonym szyldem z nazwą hotelu. Wzdłuż parapetu stały donice z kwiatami, do których prawdziwości miałbym obiekcje. Do pomalowanych na mahoń, podwójnych drzwi prowadziły trzy kamienne schodki, przed którymi również znajdowały się donice, lecz z bliżej nieznanymi mi iglakami. Na piętrach, na których ulokowane były pokoje dla gości, w każdym z okien wisiała koronkowa lub jednolita zasłona. Całość dawała dość przytulny efekt i tylko gdyby nie ci przeklęci portierzy, mógłbym uznać to miejsce za warte polecenia. Chociaż szczerze wątpię, żeby którykolwiek z moich kolegów bądź koleżanek, chciał przyjechać na tę "straszną, przeraźliwie zimną i przynoszącą depresję północ". I to wcale nie jest tak, że sam przyjechałem tu z takim nastawieniem.

Wszedłem do budynku i z ulgą przyjąłem fakt, że za kontuarem nie stoi żaden z recepcjonistów, od razu skierowałem swe kroki ku schodom.

Po spotkaniu z Panem JestemTakiDorosłyiDojrzały jedyne, na co miałem ochotę to odpoczynek, a już najlepiej drzemka.

Z nieplanowanym trzaśnięciem, zamknąłem drzwi od swojego "apartamentu" i zdjąwszy buty, w końcu wywaliłem się na leżankę.

—Mhm — mruknąłem, układając się wygodniej.

Kanapa nieprzyjemnie trzeszczała pod moim ciężarem, ale pozwoliłem sobie zignorować tę jedną niedogodność. Niczym małe dziecko wierciłem się, dopóki nie odnalazłem wygodnej dla mnie pozycji i z ulgą nie przymknąłem oczu. Przez kilka kolejnych minut starałem się zasnąć, lecz jak na złość najcichszy dźwięk mnie irytował, choćby skapująca kropla z kranu kuchni, która znajdowała się na drugim końcu korytarza. W myślach zacząłem wyklinać cały świat, który najwidoczniej sprzymierzył się przeciw mnie.

Jakież było moje zadowolenie, gdy po całym pokoju rozniósł się przeklęty dzwonek mojego telefonu. Gwałtownie powstałem do siadu, przez co na chwilę dostałem zawrotów głowy, które na szczęście szybko minęły. Spojrzałem na telefon, na którym wyświetlił się nieznany numer. Jakby mi dość ekscesów na dziś brakowało...

— Tak słucham? — odebrałem, BO MI BRAK.

— Bonjour, czy mam radość dzwonić do Pana Losa Tomlinsona? —odpowiedział męski głos po drugiej stronie, z wyraźnie północnym akcentem.

Północny Wiatr | L.S || PRZERWANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz