Chapiter 5 ~En route~

135 21 4
                                    

— Tylko błagam cię, jedź ostrożnie i nie zapomnij do mnie napisać, gdy już będziesz na miejscu! — Nerwowy głos mojej narzeczonej wypełniał całe mieszkanie, kiedy ja siłowałem się z zamkiem walizki, który za cholerę nie chciał ustąpić.

— Dobrze mamusiu, będę ostrożny. — Zażartowałem, co spotkało się ze wściekłym wzrokiem Eleanor.

Podszedłem do ukochanej i objąłem ją w talii, muskając wargami jej czoło.
Eleanor odetchnęła głęboko i ułożyła swoje wąskie dłonie na moim karku.

— Martwię się, okey? — mówiła, wpatrując się we mnie brązowymi jak czekoladki oczyma.

— Wiem, skarbie — powiedziałem, odgarniając dłonią niesforne kosmyki włosów za ucho — zobaczysz, wrócę nim powiesz: Je T'aime mon beau futur mari.*

Dziewczyna zaśmiała się i stając na palcach, lekko mnie pocałowała. Oddałem pocałunek.

Po kilku minutach słodkich doznań wspólnymi siłami domknęliśmy przepełnioną zimowymi ubraniami walizkę.

Niechętnie schodziłem po schodach, w jednej trzymając swój bagaż, zaś w drugiej drobną dłoń mojej narzeczonej. Nasze kroki były powolne, jakbyśmy chcieli opóźnić wyjazd, najbardziej jak się dało. Niestety oboje mieliśmy świadomość, że prędzej czy później opuszczę klatkę, odpalę samochód i pojadę... ku Dalekiej Północy.

Ciepła bryza otuliła nasze ciała, gdy w końcu stanęliśmy przed naszym blokiem. Tuż przed nim ciągnął się szeroki parking, który zajmowało zaledwie kilka samochodów - w tym dobrze znany mi srebrny Mercedes.

Włożyliśmy mój bagaż do bagażnika i po raz ostatni, na najbliższe dwa tygodnie, spojrzeliśmy na siebie.

— Nie długo wrócę — uśmiechnąłem się smutno, gładząc jej policzek.

— Nie daj sobie odmrozić palców.

Zaśmiałem się smętnie i po raz ostatni ją pocałowałem.

Czas ruszać...

*

Po ponad czterech godzinach jazdy zatrzymałem się na stacji benzynowej  w Lyon. Kupiłem prawdopodobnie kubek najdroższej kawy na świecie, ale przynajmniej miała jej smak, a nie rozwodnionej herbaty z cynamonem. Czyli są jakieś plusy tego wyjazdu - unikanie zatrucia.

W każdym razie po tym, jak już skorzystałem z toalety i zakupiłem kawę, wyszedłem na zewnątrz i oparłem się o maskę samochodu, wdychając świeże powietrze z iście przyjemny dla nosa zapachem benzyny. Powoli sączyłem napój, przypatrując się... właściwie nie utrzymywałem wzroku na czymkolwiek dłużej niż trzy sekundy. W mojej głowie co chwila pojawiały się obrazy arktycznego krajobrazu Bergues. Starałem się je odsunąć, ale one i tak wracały.

Wyjąłem z kieszeni dżinsów telefon. 9:43. Biorąc pod uwagę, że wyjeżdżałem koło piątej i tak mam całkiem niezły czas.

Westchnąłem.A przede mną jeszcze ponad dwa razy tyle, co dotychczas przejechałem. Czemu Francja musi być takim wielkim krajem? Po raz kolejny siorbnąłem łyk kawy, kiedy to otoczył mnie smród przyćmiewający swoim aromatem nawet zapach benzyn.

— Panie prezesie, daj pan choć euraska. — Obok mnie zatoczył się niski, garbiący się mężczyzna w podartych ubraniach.

Miał rzadkie, tłuste włosy i brudną twarz pozaznaczaną licznymi bruzdami. Śmierdziało od niego niemiłosiernie.

— Jeszcze czego — prychnąłem — idź mi sprzed oczu obszczymurze.

Mężczyzna, mrucząc coś niewyraźnego i zapewne mało cenzuralnego pod nosem, odszedł w stronę kolejnej ofiary w postaci eleganckiej kobiety w czarnej sukience, otwierającej drzwi białej terenówki. Widząc zbliżającego się żebraka, szybko wskoczyła na miejsce kierowcy i odpaliła silnik. Widząc to bezdomny, zrezygnował z jej nękania i ruszył w stronę stacji. Teraz to już problem obsługi.

Nie chcąc natknąć się na kolejnego le sans abri* sam idąc tokiem myślenia kobiety, wsiadłem do samochodu, a kubek z kawą postawiłem na specjalnej podstawce. Odpaliłem pojazd, który wydał z siebie jedynie cichy pomruk i nie chcąc marnować więcej czasu, ruszyłem w dalszą drogę.

Przez ostatnie pięć godzin, kiedy byłem dopiero w drodze do Lyon, miałem tyle szczęścia, że ruch był stosunkowo niewielki. Teraz zacząłem żałować, że postanowiłem wybrać drogę przez miasto zamiast ekspresówki. Jak na złość w samym środku Lyon, nawet samego rana w niedzielę samochodów na ulicach było od groma.

Coś czuję, że nadużyłem sobie trochę drogi.

*

W okolicach późnego wieczora, a nawet wczesnej nocy, mój GPS zaczął informować mnie o zbliżającym się celu podróży. Na samą myśl o arktycznych temperaturach przez moje ciało przebiegł dreszcz. A miałem włączone ogrzewanie.

Mniej więcej kilometr przed miastem zatrzymałem się i chwyciłem puchową kurtkę z tylnego siedzenia. Nie dam sobie odmrozić palców.  Zapiąłem się pod samą szyję i niechętnie ponownie odpaliłem samochód.

Do granic Bergues zostało dokładnie tysiąc metrów.

Na czystym niebie błyszczały gwiazdy i srebrzysty sierp księżyca.  W oddali nie było widać łuny światła, która była czymś zwyczajnym, gdy jechało się w środku nocy do dużych miast. Tutaj tak nie było. Jedynym światłem był rozgwieżdżony nieboskłon. W oddali zamajaczyła mi wysoka wieża ratuszowa, efektownie wystająca poza mury niskich kamieniczek. Nie widziałem jej dokładnie przez ciemność.
Całość prezentowała się dosyć ponuro. Mam nadzieję, że za dnia jest tu nieco... weselej?

Nierówna asfaltówka zmieniła się w wyłożoną kostką drogę, na której mój samochód podskakiwał.

Zmieniłem bieg i zwolniłem. Jeszcze brakuje, żebym sobie w tej dziurze  zawieszenie zerwał.

Minąłem biały znak z wymalowanym wyraźnie napisem: Bergues. Westchnąłem.

Nie ma odwrotu. Mój koszmar czas zacząć.

----------------------------------------------------------

Je T'aime mon beau futur mari - Kocham mojego przystojnego przyszłego męża

Le sans abri - Bezdomny

----------------------------------------------------

Taki nijaki ten rozdział, ale po prostu jest on przejściowy. W kolejnym powinno więcej się dziać :) Trochę długo niczego tutaj nie dodawałam, ale to dlatego że miałam problem ze znalezieniem weny napisanie i czasu. Teraz na dodatek jestem na praktykach i mam jeszcze mniej czasu :P No, ale troszkę go dzisiaj znalazłam i oto wynik :D Nie powinno być błędów, ale w razie czego dajcie mi znać - wszystko poprawię, jak już wrócę do Polski :D

Miłego dnia ;*



Północny Wiatr | L.S || PRZERWANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz