1.7

3.2K 209 69
                                        

Wszyscy wokół byli pochłonięci pracą nad ogrodzeniem. Tylko w taki sposób mogliśmy zapewnić sobie tymczasowe bezpieczeństwo. Od ostatniej nocy wiele się zmieniło. Do tych dobrych aspektów można zaliczyć z pewnością to, że stan Jaspera znacznie się poprawił. Chłopak mógł już poruszać się po obozie o własnych siłach. No i to by było w sumie na tyle, jeżeli chodzi o te dobre rzeczy. Mój brat jest obrażony na mnie za to, jak na niego naskoczyłam. Czuję się z tym źle, ponieważ kocham Johna... jesteśmy bliźniakami i w dalszym ciągu łączy nas pewna więź, ale to, co chciał zrobić mojemu przyjacielowi... Potrzebujemy czasu, by nasze relacje się poprawiły. Na dodatek złego w nocy ktoś zabił Wellsa. Bellamy znalazł jego ciało. Clarke się załamała, a w obozie zapanowała nieprzyjemna atmosfera. Wśród nas był morderca. Ktoś stwierdził, że to robota ziemian, ale ja miałam dziwne wrażenie, że to był ktoś z nas. Ludzie stali się wobec siebie nieufni. Griffin od rana siedziała nad grobem czarnoskórego chłopaka. Rozumiałam jej stratę, lecz niektórzy z nas byli oburzeni, że dziewczyna nie pracuje razem z nami nad ogrodzeniem. Bellamy ignorował chamskie zaczepki i znosił do obozu drewno, które nadawało się do tworzenia konstrukcji. Razem z Charlotte i jakimś innym chłopakiem pracowaliśmy nad jedną z części ogrodzenia. Chłopak wydawał się naprawdę miły. Przynosił nam ciężkie belki, a my wiązałyśmy je liną ze wszystkich stron. Jednak ile może zdziałać jeden chłopak. Murphy przez cały czas gapił się na nas. Nawet nie przyszło mu do głowy, że mógłby nam pomóc. Może i robił to specjalnie... chciał jeszcze bardziej mnie zdenerwować. W końcu nasz towarzysz upadł zmęczony na ziemię. Z jego czoła spływały kropelki potu. Był naprawdę zmęczony. John ruszył się z miejsca i podszedł do nas. Już myślałam, że Murphy nam pomoże, ale jednak się myliłam.

- Myślicie, że Ziemianie będą czekać, aż skończymy budować ogrodzenie?

Posłałam bratu mordercze spojrzenie.

- Musisz być takim idiotą?! - Zapytałam pogardliwie.

Brat zignorował mnie.

- Myślisz, że mała dziewczynka będzie dźwigać za ciebie? - John zbliżył się do zmęczonego chłopaka, który dalej znajdował się na ziemi.

- John odwal się!

- Muszę się tylko napić wody. Wtedy wrócę do pracy. - Odezwał się zmieszany chłopak.

Murphy chciał mu jeszcze raz dogryźć, ale podszedł do nas Bellamy.

- Przynieś mu wodę Murphy. - Blake wydał rozkaz Johnowi.

John zaskoczony spojrzał na Bellamyego. W końcu jednak oddalił się od nas. Chłopak, który potrzebował wody, usiadł na ziemi. Blake spojrzał na mnie i się lekko uśmiechnął. Następnie przeniósł swój wzrok na kawał drzewa, który wcześniej taszczył mój towarzysz.

- Zajmiesz się tym? - Zapytał.

Zaskoczona tym, co powiedział, odruchowo skierowałam się w stronę ogromnej beli drewna. Schyliłam się, żeby złapać drzewo, gdy Bellamy szybkim ruchem złapał mnie za dłonie. Spojrzałam na niego pytająco. Chłopak był wyraźnie rozbawiony.

- Żartowałem.

Na moje policzki wkradły się dwa ogromne rumieńce, co nie umknęło uwadze chłopaka. Sprawnym ruchem Blake podniósł drzewo i usadowił je sobie na ramieniu. Poszedł je zanieść do innej grupy, która wiązała ze sobą części. Przez chwilę obserwowałam jego ruchy. Nagle usłyszałam krzyk chłopaka, z którym wcześniej pracowałam. Murphy z zadowoleniem zapinał rozporek swoich spodni. Czy on go właśnie obsikał? Zniesmaczona przewróciłam oczami.

- Co jest z tobą nie tak? - Krzyczał chłopak.

- Murphy... nie masz innych rzeczy do roboty? - Zapytałam zażenowana.

IT'S TIME ( Anulowano)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz