W skupieniu podążałam za grupą. W dłoni trzymałam niewielki pistolet, który otrzymałam od Abby. Czułam ogromny ucisk w żołądku. Miałam wrażenie, że spośród całej grupy to właśnie ja jestem najbardziej zdenerwowana. Bałam się o życie przyjaciół. Do tego jeszcze dochodziła obawa przed tym, że w tych lasach grasują Ziemianie. Byłam tak bardzo pochłonięta własnymi myślami, że nie zauważyłam wystającego z ziemi grubego korzenia. Gdy moja stopa spotkała się z niesfornym nieprzyjacielem, moje ciało przeszył nieprzyjemny ból. Straciłam równowagę. Cudem uchroniłam się przed upadkiem. Zrobiłam głęboki wdech, a po chwili wypuściłam powietrze z płuc.
- Mało brakowało. - Odezwałam się sama do siebie, upewniając się przy tym, że nikt nie dostrzegł mojej małej wpadki.
- Niezdara. - Usłyszałam za sobą drwiący głos brata.
- Weź się przymknij. - Rzuciłam w jego stronę, gdy chłopak pojawił się u mojego boku.
- Sama dla siebie stwarzasz zagrożenie. - John zaczął się ze mnie śmiać.
- Zdarza się nawet najlepszym. - Przewróciłam oczami.
- Tak to sobie tłumacz. - Chłopak spojrzał na naszych towarzyszy.
- Lepiej nie zostawajmy w tyle. - Udałam się za grupą, która nieco się od nas oddaliła.
Murphy starał się dorównać mi kroku. Bellamy i Finn gorączkowo o czymś dyskutowali, Monroe zaniepokojona rozglądała się po okolicy, a Sterling wydawał się nieobecny.
- Linka, która krępuje mi ręce, jest bardzo uciążliwa. - John pomachał mi dłońmi przed nosem.
- To znaczy, że dobrze spełnia swoje zadanie. - Zaczęłam droczyć się z bratem.
- Ej no weź... nie możesz powiedzieć temu twojemu... - John wrogo spojrzał na Bellamyego.
- Dupkowatemu kochasiowi, żeby mi je zdjął? - Dodał po chwili.
- Przykro mi, ale to nie przejdzie...
- Gdybyś się tylko postarała... Ten mięśniak zrobi dla Ciebie wszystko. - John na chwilę przystanął.
- Przymknij się, bo zaraz zaknebluję ci usta.
- Ej to ja jestem w tej rodzinie dupkiem!
- Murphy! Gdzie teraz mamy iść? - Bellamy przerwał nam rozmowę.
- Dobra. Sam zajmę się tym cholerstwem. - John przyśpieszył kroku, by podejść jak najbliżej Bleka.
- Co powiesz, żebyśmy się najpierw tego pozbyli? - John uniósł swoje ręce do góry.
- Nie! - Blake był stanowczy.
- Bellamy może jednak... powinniśmy go uwolnić. - Wstawiłam się za bratem.
- Widzisz. Twoja księżniczka... - John przewrócił oczami.
- Jest za tym, żeby mnie wyswobodzić z tego gówna.
Bellamy zmierzył mnie wzrokiem.
- Jeśli Ziemianie nas zaatakują, John nie ma się jak bronić. - Wytłumaczyłam.
- Jakoś mnie to nie obchodzi... - Blake nie chciał ustąpić.
Dostrzegłam, że Finn ma w bocznej przegródce plecaka obcęgi. Nim chłopak zdążył zareagować, miałam już narzędzie w dłoniach. Zignorowałam mordercze spojrzenie Bellamyego i rozcięłam linkę z rąk Johna.
- Moja krew... - Murphy rozmasował obolałe nadgarstki.
- Co ty wyprawiasz! - Blake chwycił mnie za ramię i odciągnął na bok.

CZYTASZ
IT'S TIME ( Anulowano)
FanficNadzieja zadźgana ostrzem prawdy Kłamstwo nazwane kiedyś miłością Odebrany sens istnienia Zabita wola życia Niespodziewany koniec, który stał się początkiem męki. Ja... Zawieszona w przestrzeni własnej wolności Zraniona przez naj...