Dobra Ashley. Spójrz w prawo... i w lewo. Widzisz? Wszyscy zajęci są sprzątaniem po burzy. Idealny moment. Powoli się podnieś... ała... miało być powoli! Jeszcze raz. Spójrz w prawo i w lewo. Droga wolna. Ostrożnie zsuń ranną nogę. Dobra robota! Teraz druga. Świetnie! Stoisz już na nogach. Teraz tylko...
- Ashley! Wracaj!
Cholera...
- Ale ja tylko... - Jęknęłam.
- O nie! Ilekroć od ciebie odejdę, próbujesz stąd zwiać. Jak twoja rana ma się zagoić?
Jasper podszedł do mojego łóżka. Szybkim gestem ręki dał mi znać, że mam wrócić na swoje miejsce. Przewróciłam oczami i usiadłam na drewnianym stole, który służył mi za bardzo niewygodne posłanie. Jordan posadził swoje szanowne cztery litery na krześle, które cały czas stało przy mnie. Chłopak wygodnie usadowił się na siedzeniu. Nogami oparł się o stół, a ręce umiejscowił na swoim brzuchu.
- Chcę w czymś pomóc. - Stwierdziłam.
- Zawsze chcesz pomóc.
- Nie lubię siedzieć bezczynnie, kiedy inni ciężko pracują.
- Chcę ci przypomnieć, że jesteś ranna. To wystarczające uzasadnienie.
Jasper wyjął z kieszeni swojej kurtki coś, co przypominało orzechy. Chwilę później włączył całą garść do ust.
- To niesprawiedliwe. Jest mi tu niewygodnie. Dlaczego Finn został przeniesiony do swojego namiotu, a ja muszę tu siedzieć?
- Ponieważ twój namiot uległ zniszczeniu... Poprosiłem już kogoś, żeby się tym zajął.
- Cierpliwości. - Wybełkotał.
- Cierpliwość nie jest moją macną stroną. - Westchnęłam głośno.
- Zauważyłem.
Zrobiło mi się zimno. Wiedziałam, że jak poproszę Jaspera o to, by przyniósł mi jakąś kurtkę to chłopak pomyśli, że jest to moja kolejna próba odwrócenia jego uwagi. Przypomniałam sobie, że przecież, zanim Clarke przyniosła mi coś, co miało przypominać poduszkę, miałam pod głową kurtkę Bellamyego. Odszukałam ją szybko wzrokiem i w mgnieniu oka założyłam kurtkę na siebie.
- A może jednak? - Odezwałam się do przyjaciela.
- Ashley...
- Proszę! Czuję się już lepiej.
- Kłamiesz.
- No może troszeczkę...
- Nie ma mowy. - Jasper był stanowczy.
- Niby dlaczego ty masz o tym decydować?
- Ponieważ dostałem rozkazy od Bellamyego. Mam cię pilnować. Ostatnio zawaliłem, dlatego muszę się teraz postarać.
- Jest wiele innych ważniejszych rzeczy...
- Boże Ashley! Nie wyjdziesz na zewnątrz. Możesz tylko i wyłącznie cieszyć się moim towarzystwem.
- Szczerze to mam cię już dość!
- Wiem, że w taki sposób ukazujesz uczucia. Lecisz na mnie!
- Co? Nie!
- Przecież widzę to w twoich oczach!
- Moje oczy najwyżej mogą mówić o tym, że za chwilę pobiję cię na śmierć.
- No normalnie szalejesz na moim punkcie!
Może i Jasper był chwilowo irytujący, ale dzięki niemu mogłam, choć na chwilę zapomnieć o tym, jak bardzo tęsknię za bratem i w jak nieciekawej sytuacji się znajduję.

CZYTASZ
IT'S TIME ( Anulowano)
FanficNadzieja zadźgana ostrzem prawdy Kłamstwo nazwane kiedyś miłością Odebrany sens istnienia Zabita wola życia Niespodziewany koniec, który stał się początkiem męki. Ja... Zawieszona w przestrzeni własnej wolności Zraniona przez naj...