Gdybym mogła cofnąć czas do momentu, kiedy strażnicy weszli do mojej celi... gdybym mogła wtedy podjąć decyzję... sama zadecydować o swoim losie... Czy zgodziłabym się przylecieć na Ziemię, wiedząc, co może mnie tu spotkać? Z pewnością nie. Karcę się w myślach za to, że kiedyś marzyłam o tym, by znaleźć się w tym miejscu. Nie tak to sobie wyobrażałam. Wiedziałam, że początki mogą być trudne... ale czy wpadłabym na to, że na Ziemi przetrwało jakiekolwiek życie? Czy pomyślałabym o tym, że ludzie, którzy tu żyją, będą chcieli naszej śmierci? Czy odbiegłabym myślami tak daleko, by rozważać o tym, co się ze mną stanie, kiedy stracę brata? Nie! Cholera... nie! Moje wyobrażenia były całkiem inne.
Gdybym mogła cofnąć czas... wybrałabym śmierć na Arce.
Większość następnego dnia spędziłam w swoim namiocie. Nie chciałam z nikim rozmawiać, nie chciałam nikogo widzieć. W tej właśnie chwili marzyłam o samotności. Co jakiś czas Jasper zaglądał do namiotu, by sprawdzić, czy niczego mi nie brakuje. W dalszym ciągu uważał się za moją niańkę. Niestety wszelakie próby poprawienia mi humory, spełzały na niczym i chłopak w końcu odpuścił. Zaraz po nim odwiedził mnie Bellamy.
- Proszę... chcę pobyć trochę sama! - Krzyknęłam w stronę chłopaka.
- Chciałem ci tylko powiedzieć, że wyruszam z grupą w miejsce katastrofy.
- Kto idzie z tobą? - Zrozumiałam, że nieco za bardzo się uniosłam. Przecież Blake niczego złego mi nie zrobił...
- Clarke, Raven, Finn i parę innych osób.
- Uważajcie na siebie. - Szepnęłam ze spuszczoną głową.
- Tylko tyle? - Chłopak wydawał się zaskoczony.
- A czego się spodziewałeś?
- Czegoś w stylu... "Idę z wami" - Chłopak skrzyżował ręce na piersi.
- Nie chcę tam iść.
- W sumie to bym ci nawet nie pozwolił... po prostu chciałem cię sprawdzić.
Uniosłam brwi ze zdziwienia.
- Niby dlaczego?
- Martwię się o ciebie.
- Niepotrzebnie. Każdy radzi sobie ze stratą na swój własny sposób.
- Nie wiadomo czy Pike był na pokładzie.
- Owszem, ale istnieje też prawdopodobieństwo, że jednak był. Chciał jak najszybciej znaleźć się na Ziemi.
- Bellamy! Czekamy na ciebie.
Do namiotu wszedł Finn. Chłopak posłał mi słaby uśmiech.
- Jak się czujesz Ashley?
- Jak wrak człowieka. - Odparłam.
Finn spojrzał na Bellamyego. Ten dał mu znak, żeby grupa już ruszyła. Następnie Blake spojrzał na mnie z wymalowanym na twarzy smutkiem.
- Ashley...
- Uważaj na siebie i po prostu wróć cały. - Zdobyłam się na wymuszony uśmiech.
Chłopak pokiwał głową i bez słowa opuścił mój namiot. Postanowiłam w dalszym ciągu nie wychodzić na zewnątrz, dlatego też ułożyłam się na posłaniu, zakryłam się szczelnie kocem i zamknęłam oczy z nadzieją, że pogrążę się w głębokim śnie.
Niestety nadzieja matką głupich... nie zmrużyłam oka nawet na chwilę. Przez parę godzin wierciłam się na posłaniu, aż w końcu postanowiłam przejść się po obozie. Przebrałam się w rzeczy, które dostałam niedawno od Clarke i spięłam włosy w kucyk. Gdy wkładałam buty, przeniosłam swój wzrok na kule leżące w kącie. Moja noga była już w lepszym stanie. Stwierdziłam, że mogę już zrezygnować z drewnianych podpór. Wstałam na równe nogi i zrobiłam parę kroku w stronę wyjścia. Co prawdę kulałam, ale mogłam już bez problemu zachować równowagę. Co za pocieszenie... Wyszłam z namiotu. Na dworze panował mrok. Myślałam, że do tego czasu Bellamy wróci już do obozu. Do moich uszu napłynęły głośne rozmowy. Przy ognisku powstało ogromne zgromadzenie obozowiczów. Nie mogłam dostrzec, kto znajduje się w centrum grupy.
CZYTASZ
IT'S TIME ( Anulowano)
FanfictionNadzieja zadźgana ostrzem prawdy Kłamstwo nazwane kiedyś miłością Odebrany sens istnienia Zabita wola życia Niespodziewany koniec, który stał się początkiem męki. Ja... Zawieszona w przestrzeni własnej wolności Zraniona przez naj...