Byłam w głębokim szoku. Dokładnie badałam otoczenie, w którym się znalazłam. Całkowicie zapomniałam o wcześniej przeżytych wydarzeniach. Zatraciłam się we własnym świecie. Po raz pierwszy w życiu czułam się wolna. Każdy powiew chłodnego powietrza zdawał się dla mnie błogosławieństwem. Robiąc głębokie wdechy, obracałam się wokół własnej osi, chichocząc pod nosem. Pragnęłam, by ta chwila trwała wiecznie. Gdy spośród drzew dotarł do mnie śpiew ptaków, poczułam na swym ciele przyjemne dreszcze. Zatrzymałam się w miejscu, błądząc wzrokiem wśród bujnych drzew. Liście zdawały się poruszać w rytm niemalże magicznego ćwierkania ptaków. Na policzki wkradły mi się łzy szczęścia.
- John tu jest tak pięknie. – Zwróciłam się do brata.
Gdy nie usłyszałam żadnej odpowiedzi, ocknęłam się z transu. Rozejrzałam się dookoła, próbując zlokalizować Johna. Zupełnie straciłam poczucie czasu. W końcu dostrzegłam swoją zgubę wśród grupki znajomych więźniów. Nie chcąc im przeszkadzać, postanowiłam porozmawiać z Clarke, która znajdowała się w pobliżu kapsuły. Griffin w skupieniu przyglądała się kartce, którą trzymała w dłoniach. Dopiero gdy zbliżyłam się do dziewczyny, zauważyłam, że ta próbuje odczytać mapę.
- Znalazłam! – Griffin zakreśliła jakieś miejsce na papierze.
Dziewczyna była tak pochłonięta studiowaniem mapy, że nawet mnie nie dostrzegła. A trzeba zauważyć, że stałam z nią niemal ramię w ramię.
- Witaj! – Postanowiłam w końcu zdradzić dziewczynie swoją obecność.
Clarke Griffin podskoczyła w miejscu. Rzuciła mi mordercze spojrzenie, gdy uśmiechnęłam się pod nosem.
- Boże dziewczyno przestraszyłaś mnie! – Clarke chwyciła się za klatkę piersiową i zrobiła kilka głębokich wdechów.
- Co tam ciekawego knujesz? – Przeniosłam swój wzrok w mapę.
Griffin miała już podzielić się ze mną swoimi planami, gdy dostrzegła, że zbliża się do nas Wells. Na jej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia, który nie umknął mojej uwadze. Zaskoczyło mnie zachowanie dziewczyny. Przecież byli oni niegdyś bliskimi przyjaciółmi.
- Mamy problem. - Wells zignorował zachowanie Griffin. Nawet na mnie nie spojrzał.
- Co jest grane? - Clarke rzuciła od niechcenia.
- Padł system komunikacji. - Wytłumaczył czarnoskóry chłopak.
- Musimy dostać się na górę Weather. - Odezwała się stanowczym głosem blondynka.
- Serio? Jesteśmy tu niecałą godzinę, a wy już chcecie wypełniać rozkazy Kanclerza? – Zapytałam, nie dowierzając.
Clarke i Wells posłali mi niezrozumiałe spojrzenia.
- Ashley tu chodzi o przetrwanie. - Griffin zmierzyła mnie wzrokiem.
Przewróciłam oczami. Przy moim boku pojawił się Jasper.
- Świetnie mapa! Mają tu jakiś bar. Chętnie postawiłbym Ashley piwo.
Dźgnęłam chłopaka łokciem. Wells napiął wszystkie swoje mięśnie, po czym niespodziewanie rzucił się na Jaspera. Zaskoczona tym, co właśnie się dzieje, postanowiłam spróbować rozdzielić tę dwójkę.
- Zostaw go! - Wysyczałam przez zęby, odpychając Wellsa od Jaspera.
- Łapy z dala od mojej siostry! - Usłyszałam krzyk Johna.
Murphy podszedł do nas z grupką więźniów, z którymi wcześniej rozmawiał. Znajomi brata byli wrogo nastawieni do syna Kanclerza.
- Spokojnie Murphy. - Wells starał się załagodzić sytuację.
Brat zmierzył czarnoskórego pogardliwym wzrokiem. Dostrzegłam, jak gniewnie zaciska pięści.
- Wyluzuj! Chcemy się tylko dowiedzieć, gdzie tak właściwie wylądowaliśmy. - Wtrąciła się Clarke.
- Jesteśmy na Ziemi. To ci nie wystarcza? - Usłyszeliśmy za sobą stanowczy głos Bellamyego.
Chłopak wraz ze swoją siostrą przypatrywał się z uwagą całej sytuacji. Wells podszedł do Bleka.
- Musimy znaleźć górę Weather. Tak jak prosił nas o to mój ojciec.
- W poważaniu mam twojego ojca. - Octavia splunęła pod nogi chłopaka.
- Ty tu nie dowodzisz. - Dodała po chwili.
- Tam są zapasy. Im dłużej tu czekamy, tym szybciej stajemy się głodni. Będzie coraz ciężej.
- Mam lepszy pomysł. Wasza dwójka tego poszuka. - Odezwał się Bellamy, wskazując na Clarke i Wellsa.
- Wszyscy musimy się w to zaangażować!
John zbliżył się do Wellsa, po czym pchnął go z całej siły. Chłopak upadł na ziemię.
- Popatrzcie tylko... Kanclerz Ziemi. - Murphy zaczął kpić z chłopaka.
Sytuacja powoli zaczynała wymykać się spod kontroli. Wiem, do czego zdolny jest mój brat. Często traci nad sobą kontrolę. Postanowiłam odciągnąć brata od Wellsa, który dalej znajdował się na ziemi. Niestety. Bezskutecznie. Murphy złapał mnie mocno za nadgarstek.
- Nie mieszaj się. - Warknął.
Nie wiadomo skąd nagle pojawił się przy nas Finn. John zmierzył go wrogo wzrokiem. W końcu udało mi się wyrwać z uścisku brata. Rozmasowałam obolały nadgarstek. Murphy splunął na Wellsa i wraz ze swoimi towarzyszami odszedł bez słowa. Jasper zbliżył się do mnie i spojrzał na mój zaczerwieniony nadgarstek. Jordan położył dłoń na moim ramieniu.
- Co to miało być? - Zapytał zaskoczony.
- Cały John Murphy. - Wycedziłam przez zęby.
Jasper zrozumiał, że nie chcę dalej ciągnąć tego tematu. Chłopak porozumiewawczo skinął głową, po czym spojrzał wraz ze swoim przyjacielem Montym na Finna. W ich oczach zabłysły iskierki podziwu.
- Mam nadzieję, że nie masz takiego temperamentu jak on. - Odezwał się nagle do mnie Monty.
- Jestem tym milszym bliźniakiem.
Spojrzałam w stronę Bellamyego. Chłopak odciągnął siostrę na bok. Zaczęli o czymś zażarcie dyskutować. Wells usiadł na ziemi, a Clarke dosiadła się do niego. Nie przepadałam za Wellsem, ale postanowiłam przeprosić chłopaka za zachowanie mojego brata.
- Wells. Przepraszam za Johna. - Uniosłam dłonie w geście bezradności.
- Spoko. Teraz wiem, że mam uważać jak z tobą rozmawiam.
- Tu nie chodziło o mnie. Murphy szukał pretekstu do bójki. - Wytłumaczyłam.
- Kiedy ruszamy? - Zagadał Finn.
- Najlepiej teraz. - Clarke podniosła się z ziemi.
- Jak we dwójkę uniesiecie jedzenie dla setki?
Finn spojrzał na Jaspera i Montyego.
- Mam dwójkę ochotników plus może jeszcze siostra awanturnika się zgodzi.
- Nazywam się Ashley.
- No i świetnie. Zgodziła się!
- Wcale nie!
- Nie marudź, tylko chodź. - Finn podał mi rękę, żebym mogła wstać.
Spojrzałam na niego z pogardą i bez jego pomocy podniosłam się z ziemi.
- John będzie wściekły, jeżeli z wami pójdę, dlatego... z wielką chęcią wam potowarzyszę.
- Idę z wami! - Octavia chwyciła mnie pod rękę.
- Co ty do cholery robisz? - Bellamy pojawił się obok siostry.
- Spokojnie Ashley się mną zajmie. Jej możemy zaufać. - Dziewczyna puściła bratu oczko.
- Nie wiem, czy jestem gotowa na taką odpowiedzialność.
Bellamy spojrzał na mnie, po czym szybko zmieniłam zdanie.
- Zajmę się nią!
- Świetnie to idziemy! - Octavia pociągnęła mnie w stronę odchodzących towarzyszy.
Wędrowaliśmy już jakiś czas pośród drzew. Clarke starała się odczytać mapę. Octavia przystawiała się do Finna, a ja Jasper i Monty wlekliśmy się z tyłu.
- Nie dziwi was to, że nie spotkaliśmy tu jeszcze żadnych zwierząt? - Odezwał się Monty.
- Może jednak nie da się tu normalnie żyć... i umrzemy z napromieniowania.
- Jasper! Przymknij się! - Palnęłam chłopaka w tył głowy.
Jordan zaśmiał się głośno, a ja zbombardowałam go morderczym spojrzeniem.
- Nie wiem, czy okazujesz w ten sposób miłość, ale jeżeli tak to rób to częściej.
Na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Naprawdę polubiłam go.
- Możecie się pośpieszyć ! - Clarke była wyraźnie poirytowana tym, że jesteśmy z tyłu.
Idąc za grupą, podziwiałam widoki. Co prawda wszędzie były drzewa, ale to w zupełności mi wystarczało. Czułam się całkowicie zrelaksowana. Moi towarzysze zastanawiali się, dlaczego Arka dopiero teraz zesłała nas na Ziemię. Mnie to było obojętne. Cieszyłam się, że mogłam być jedną z pierwszych osób, która po 97 latach postawiła tu nogę. Nagle Clarke zabrała głos.
- Zesłali nas tu, ponieważ Arka umiera. Biorąc obecny stan zaludnienia... pozostały im 3 miesiące. Mój ojciec był inżynierem, który poznał prawdę. Przez to zginął, a ja zostałam zamknięta w celi.
Tego się nie spodziewałam. Szłam dalej z tyłu, słuchając rozmowy Finna z Clarke. Przeniosłam swój wzrok na Octavię. Ta jeszcze chwilę temu szła na samym przodzie, a teraz ściągała z siebie spodnie. Zaraz... co ona do cholery wyprawia? Nie zdążyłam zareagować, ponieważ dziewczyna wskoczyła w przepaść... tak przynajmniej myślałam. O matko... Bellamy mnie zabije! Podbiegłam do skarpy, na której chwilę temu znajdowała się dziewczyna i moim oczom ukazało się przepiękne jezioro. Szczęka opadła mi na ten niesamowity widok. Wszyscy pospiesznie pozbyli się ubrań. Tylko ja nieco się ociągałam. Nagle zauważyłam, że coś ogromnego płynie w kierunku Octavii.
- Wychodź z wody! Już! - Krzyknęłam spanikowana do dziewczyny.
Octavia patrzyła na mnie jak na idiotkę.
- O co ci chodzi? - Jasper rozglądał się po jeziorze, po czym zaniemówił.
Coś wciągnęło Octavię pod wodę. Wszyscy zaczęli panikować. Chciałam za nią wskoczyć, ale w ostatniej chwil złapał mnie Finn.
- Musimy coś zrobić!
Moi towarzysze podbiegli do brzegu i starali się odwrócić uwagę tego obrzydliwego stwora, który swoją drogą wyglądał jak olbrzymi wąż. Gdy zwierzę złapało przynętę, puściło Octavię i popłynęło w naszą stronę. Nie zastanawiając się ani chwili wskoczyłam do wody. Wiem. Było to głupie. Jednak musiałam pomóc Octavii. Słyszałam krzyk Jaspera. Przypływ adrenaliny dodał mi siły i szybko znalazłam się przy dziewczynie. Złapałam ją i płynęłam w stronę brzegu. Kątem oka widziałam, że wąż wraca. Z pomocą Jaspera i Finna w ostatniej chwili wydostałyśmy się z wody. Octavia miała ogromną ranę na nodze. Clarke rozdarła kawałek bluzki Finna i zrobiła z niej prowizoryczny opatrunek. Siostra Bellamyego przytuliła się mocno do mnie. Ciągle powtarzała jedno słowo. "Dziękuję".
Postanowiliśmy znaleźć bezpieczne miejsce w lesie i tam spędziliśmy noc. Nad ranem wróciliśmy do jeziora, w którym grasował olbrzymi stwór. Musimy przedostać się na drugą stronę akwenu. Oczywiście nikt nie chciał spotkać się ponownie z tym czymś, co zaatakowało Octavię, dlatego urządziliśmy burzę mózgów. W końcu Finn znalazł dość solidną lianę. To była nasza szansa! Chłopak stwierdził, że jako pierwszy dostanie się na drugi brzeg. Już nie mogłam doczekać się na swoją kolej. W ostatnim momencie Jasper powstrzymał chłopaka przed skokiem.
- Pozwól, że ja będę pierwszy.
Zerknął w stronę, gdzie stałam z Clarke i Octavią.
- Chce nam zaimponować. - Odezwała się siostra Bellamyego.
Jasper przejął lianę i przez chwilę się zawahał.
- Dajesz Jasper! - Chciałam dodać mu nieco odwagi.
Chłopak uśmiechnął się szeroko i skoczył. To było niesamowite. Bez najmniejszego problemu Jordan znalazł się po drugiej stronie jeziora. Wszyscy wiwatowali na jego cześć. Jasper sam nie wierzył w to, co się przed chwilą stało. Gdy oprzytomniał, zaczął skakać z radości. Uniósł ręce w górę. Następna w kolejce miałam być ja. Clarke poklepała mnie po ramieniu, a Jasper zapewnił, że mnie złapie. Już miałam oddać skok, gdy Finn nagle pociągnął mnie do tyłu. Wszyscy zamarli w bezruchu. Spojrzałam w stronę Jaspera. Chłopak był przybity włócznią do drzewa. Kiedy to się w ogóle stało? Zaczęłam krzyczeć.
- Musimy uciekać! - Zawołała Clarke.
- Nie ma mowy! Nie zostawimy go. - Zacisnęłam mocniej dłonie na lianie.
Chciałam mimo wszystko udać się do chłopaka, ale Finn był silniejszy ode mnie. Po dłuższym siłowaniu się z nim w końcu odpuściłam. Łzy spływały po moich policzkach. Nie chciałam zostawiać tu Jaspera. Chłopak się nie ruszał. Modliłam się w duchu, żeby wciąż żył.
- Wrócimy po ciebie! - Krzyknęłam ile sił w glosie, po czym ruszyłam za resztą do ucieczki.
CZYTASZ
IT'S TIME ( Anulowano)
FanficNadzieja zadźgana ostrzem prawdy Kłamstwo nazwane kiedyś miłością Odebrany sens istnienia Zabita wola życia Niespodziewany koniec, który stał się początkiem męki. Ja... Zawieszona w przestrzeni własnej wolności Zraniona przez naj...