10. Jesteś jego dziewczyną?

28.8K 1.4K 74
                                    

Do wyjazdu zostało kilka dni i każdy w naszej klasie nie mógł się powstrzymać o rozmowie o tym. Kto z kim jedzie w parze, co bierze, o której umawiają się pod szkołą, czy jadą razem do szkoły? Czyli normalna uczniowska paplanina. Przez to wszystko moja radość z powrotu do domu znacznie wzrosła. Przynajmniej tam nie musiałam znosić rozmów na ten temat. Ja miałam już prawie wszystko gotowe, jechałam z Chloe, spotykałyśmy się tam, gdzie zawsze, a zakupy miałam zrobić jutro. Lista zakupów czekała cierpliwie w moim portfelu przez co i nawet nie musiałam się martwić, że czegoś zapomnę. Dziwiło mnie to, że reszta uczniów jest tak mało zorganizowana, albo wcześniej o tym nie myślało. Zresztą przecież to była tylko cholerna wycieczka, dodatkowo jednodniowa. Twierdziłam, że całe to zamieszanie nie było niczego warte.

– Kiedy ona przyjdzie? – marudził dalej Joshua zajadając się w najlepsze moją czekoladą.

Spojrzałam na chłopaka spod byka. Jak on się u mnie znalazł? Proste. Chloe przekonała naszą dyrektorkę do załatwienia imprezy sylwestrowej w szkole. Ja, Joshua i Chloe mieliśmy u mnie przygotować plany, po czym przekazać je naszemu wychowawcy. Myślałam, że ją uduszę jak mi o tym powiedziała. Ostatnie czego chciałam to angażowanie się w życie szkoły. Nigdy sama własnowolnie się do niczego nie zgłaszałam. Już i tak sama nauka zajmowała mi trochę czasu a dodatkowo miałam zajmować swój cenny czas na udobruchanie uczniów i nauczycieli. Chociaż była to tylko głupia impreza, stres przy takich wydarzeniach zawsze we mnie siedział. Trzeba było dopiąć wszystko na ostatni guzik, upewnić się, że wszystko zostało załatwione i niczego nie będzie brakować. Jedynym przekonującym argumentem było to, że dyrektorka miała wynagrodzić nam to w punktach.

– Powiedz to zdanie jeszcze raz, a będziesz jadł tą czekoladę na mrozie w ogródku - warknęłam rzucając w niego kolejną tabliczką czekolady. Chłopak skutecznie wyjadał moje cenne słodkości – Jak to jest, że faceci tyle jedzą a nie tyją?

– Talent słonko. Zgaduje, że skoro masz takie zapasy czekolady w domu to też nie masz problemu z metabolizmem - uśmiechnął się po czym ułamał trzy kostki czekolady za jednym razem zajadając je niczym batonika. Kiedy wszystko już pochłonął, dodał lekko zamyślony. – Chyba, że uprawiasz dużo seksu, wtedy kilogramy same lecą.

– Skoro przeleciałeś prawie całą szkołę nie wątpię, że mówisz z doświadczenia.

– Właśnie, prawie całą szkołę. - to zdanie wywołało na nim głębokie wrażenie, zdawał się być tym jednocześnie zawiedziony jak i zaskoczony – Idziemy zrzucić razem kilka kilo? Masz dużo miejsc oprócz sypialni, w których możemy "poćwiczyć".

– Ha! Marzenie. Walker mieszka dom stąd zgaduje, że chętnie z tobą "poćwiczy" skoro jesteś tak bardzo spragniony wrażeń.

Naszą kulturalną wymianę zdań przerwał dzwonek do drzwi, który zabrzmiał dla mnie jak zbawienie. W końcu! Chloe ma dar spóźniania się co na pewno było jej największą wadą. Nawet jeśli byłaby gotowa kilka godzin przed umówioną godziną zawsze coś zrobi przez co się spóźni. Nagle zachce jej się do toalety (pomijając, że była w niej dziesięć minut wcześniej), zauważy, że ma dziurawą skarpetkę, czy zupełnie przypadkowo sobie przypomni, że przecież obiecała mamie, że pozmywa naczynia, chociaż wcześniejsze godziny obijała się oglądając jakieś seriale. Była to doprawdy najbardziej irytująca wada przyjaciółki, zważając na to, że ja nienawidziłam się spóźniać. Moja organizacja irytowała natomiast ją. Byłam niczym chodząca lista planów. Wszystko miałam ustalone co do minuty, przez co Chloe nieraz głośno narzekała, że nie jestem człowiekiem a chodzącym robotem.Skierowałam się do drzwi, po czym je otworzyłam. Jednak zamiast widzieć burzy ciemno-blond loków moim oczom ukazała się jakaś obca dziewczyna. Mogła być maksymalnie kilka lat ode mnie starsza, miała wielkie niebieskie oczy oraz spięte w wysokim kucyku jasne włosy. Byłam dosyć zaskoczona, nie kojarzyłam jej i byłam pewna, że widzę ją po raz pierwszy. Do mojej szkoły z pewnością nie chodziła. Jej ubranie również nie świadczyło, że jest pracownikiem poczty czy Bóg wie czego innego. Natomiast ona uśmiechnęła się szeroko, jakby znała mnie co najmniej kilka lat, a w jej oczach dostrzegłam promyczki szczęścia.

– Cześć, jestem Hope! Nawet nie wiesz jak miło mi cię poznać. Jak widzę ten kretyn znalazł sobie dziewczynę i mnie nawet o tym nie poinformował! – ostatnie zdanie powiedziała dosyć oburzona, mówiła bardzo szybko. Ledwo mogłam zrozumieć co mówi. Następne słowa na powrót wymówiła dosyć szczęśliwa – Mieszkasz z nim

– Przepraszam, ale do kogo pani przyszła? – to było pierwsze sensowne pytanie jakie opuściło moje usta.

– No do twojego chłopaka bądź ba może i narzeczonego! I jaka pani? Hope jestem. Jest może Ethan w domu czy gdzieś wyszedł?

– Ethan?...Znaczy profesor Walker? – nagle mnie olśniło. No tak, wspominał mi o swojej siostrze. Tylko co ona do cholery robiła tutaj? Z tego co pamiętałam mieszkała daleko stąd i dodatkowo jeszcze uczęszczała na studia. Sam Walker nie wspominał, aby siostra wybierała się do niego w odwiedziny. – On mieszka dom dalej, pod numerem szesnaście.

– Kitek? – Joshua podszedł do mnie z rozbawieniem wypisanym na twarzy. Musiał słyszeć cała moją rozmowę z siostrą nauczyciela, co jak widać niesłychanie go bawiło. Starając się opanować swoje rozbawienie, dodał już nieco poważniej – Dlaczego nie mówiłaś, że masz gości? Słonko nie przychodziłbym wtedy

Hope Walker zrobiła się cała czerwona na twarzy, jak widać zorientowała się jaką pomyłkę właśnie popełniła. Nie wiedziałam, czy mnie to śmieszy czy bardziej dezorientuje. Joshua natomiast stwierdził, że z wielką chęcią odegra pana domu, aby jeszcze bardziej zawstydzić nic nie świadomą siostrę nauczyciela. Chłopak uwielbiał takie numery, więc czego mogłam się dziwić?

– Przepraszam. Jezu jaki wstyd. – powiedziała dziewczyna, dalej mocno czerwona na twarzy. - Do widzenia

– Nie ma problemu. Miłego dnia, proszę pozdrowić od nas profesora – odparł Joshua zamykając następnie drzwi, po czym dodał do mnie. – Mam ci teraz mówić pani Walker? Coś mnie ominęło?

– A w ryj chcesz dostać? – warknęłam. Nie bywałam wulgarna, ale chłopak sam się o to prosił
. On tylko skomentował to śmiechem i znowu wróciliśmy do salonu. Wiedziałam, że Joshua nawet w najmniejszym procencie nie podejrzewałby, że Walker może coś do mnie czuć. Nie mogłam jednak powstrzymać stresu jaki we mnie wpłynął, kiedy tylko o tym wspomniał. Dziękowałam Bogu, że chłopak nawet tego nie zauważył. Szczerze nawet nie byłam na siłach, żeby wtedy jakoś się z tego wytłumaczyć. Ostatnimi czasy kłamstwa wychodziły z moich ust coraz częściej. Chciałam od tego odpocząć.Więc to była siostra Ethana? Pomyślałam chcąc zająć swoje myśli czymś przyjemniejszym. Z pewnością wywarła na mnie wrażenie, zdawała się być dość...energiczną osobą. Zachowaniem mogła trochę przypominać Chloe. Na właśnie tą myśl znużona westchnęłam. Spojrzałam na zegarek. Chloe z pewnością zasłużyła na długi wykład na temat spóźniania się. Jej ignorancja przechodziła na coraz wyższy poziom.

~Ethan P.O.V ~

Westchnąłem zirytowany pocierając wskazującymi palcami swoje obolałe skronie. Nie mogłem czasami powstrzymać tej reakcji, kiedy czytałem niektóre pracy uczniów. Nie byłem, aż tak stary, ale ostatnio coraz częściej do głowy wpadała mi myśl, czy co nowe pokolenie to gorszy sposób myślenia. Przecież wypociny niektórych uczniów zasługiwały co najmniej na naganę, za mój stracony czas na czytanie tego. Czy wszyscy uczniowie myślą, że nie miałem własnego życia, żeby marnować je na takie badziewia? Zdawali się w ogóle nie angażować w swoją pracę. Jak tylko mogłem starałem się znajdować jakieś plusy w ich wypracowaniach, ale na litość Boską, to przecież nie były dzieci! Im dłużej jednak to czytałem tym dłużej przekonywałem się, że niektórzy powinni cofnąć się z powrotem do szkoły podstawowej i tam nauczyć się podstawowych rzeczy.Jedna uporczywa uwaga od razu wkroczyła do moich myśli. Nie wszyscy tacy są. Myśli o Katherine zaprzątały mi głowę częściej niż bym sobie tego życzył. Rzuciłem jedną z prac z powrotem na biurko, aby następnie odchylić się na krześle. Coraz częściej myśli o niej zaburzały mój rytm pracy. Było to cholernie irytujące. Chciałem wymazać sobie jej obraz z głowy. Cała ta sytuacja była dla mnie koszmarna i pewnie nie tylko dla mnie. Wiedziałem, że powinienem był jej wtedy odpowiedzieć zamiast jak ostatni kretyn całować. Później powinienem był milczeć, zamiast przyznawać się jej, że czuje do niej coś, co z pewnością nie powinienem czuć. Słowa same wtedy wyleciały z moich ust, a potem już nie było powrotu, aby się wycofać. Gdybym to zrobił, dziewczyna z pewnością uznałaby, że tylko sobie z niej kpiłem, lub chciałem zaciągnąć do łóżka, a kiedy spotkałem trudności, po prostu zrezygnowałem. Byłem pewny, że pewnie do tej pory takie myśli pojawiały się w jej głowie. Szczerze jej się nie dziwiłem.
Kiedy tylko te wydarzenia na nowo odtwarzały się w mojej głowie, załamywałem się swoim szczeniackim zachowaniem. Przez to wszystko spowodowałem tą niedorzeczną sytuację między nami. Jak widać moje czyny przewyższają nad moimi myślami. Już prędzej powinienem oczekiwać, że właśnie ona – młoda dziewczyna, której buzują hormony – zachowa się nieprzyzwoicie, ale ja?Sam sobie nie potrafiłem wyjaśnić jakim cudem taka te wszystkie emocje pojawiły się tak nagle. To było po jednocześnie dziwne, ekscytujące jak i cholernie nowe. Czy człowiek potrafi odczuwać takie emocje do drugiego człowieka ledwo go znając? Przecież powinien był się opanować, patrzeć na nią jak na każdą inną, a tu nagle wydarzyło się coś takiego. Powiedzenie, że sam był w tym wszystkim zagubiony było niedopowiedzeniem. Tyle sprzecznych emocji w nim wrzało, że najchętniej zakopałby się pod ziemię. Niestety był dorosły i jedyne co mógł zrobić to ubrać na swą twarz uśmiech i udawać, że wszystko ma się doskonale.Kiedy w mojej głowie pojawiła się nasza ostatnia rozmowa poczułem się jeszcze gorzej niż przed chwilą. Zwykłe zdjęcie, a ja zachowałem się jak jakiś cholerny idiota. Powinienem był się ugryźć w język, w ogóle z nią nie rozmawiać, a wyszło jak wyszło. Nie wiedziałem, jak mam to wszystko przeprowadzić, aby dziewczyna się do mnie przekonała. Jej rodzinna sytuacja z pewnością mi tego nie ułatwiała. Jednocześnie w głowie biła mi się myśl, że nie powinienem robić nic. Przecież była moją uczennicą, tak nie można. Dodatkowo konsekwencje tego były wręcz dramatyczna dla nas obojga. Nawet ten argument nie mógł jednak powstrzymać moich myśli o niej. Wpadłeś Ethan, pomyślałem rozgoryczony, teraz cierp za konsekwencje swoich czynów.Dźwięk dzwonku rozbrzmiał w moim domu, przerywając potok natarczywych myśli. Joker zaczął na mnie szczekać jakby mówiąc żebym ruszył swoje leniwe cztery litery z krzesła i otworzył. Pogłaskałem czworonoga uspokajając go.Zimne powietrze podziałało na mnie tak jak nagłe wytrzeźwienie po studenckiej imprezie. Moja młodsza siostra Hope stała jakby nigdy nic w drzwiach. Prawie bym jej nie poznał, jak ostatni raz się widzieliśmy jej włosy były naturalne, czyli czarne tak jak moje, a teraz były blond, ba to coś było jaśniejsze niż blond. Z pewnością kiedyś słyszałem dokładną nazwę tego koloru, ale była to tak niepotrzebna informacja, że nawet nie zaprzątałem sobie głowy, aby przypomnieć sobie ten odcień. Najbardziej jednak w wyglądzie siostry zastanawiała mnie jej twarz, cała czerwona jednak nie od zimna. Jej oczy wydawały się jakieś wystraszone? Nie. Zawstydzone. Nerwowo przygryzała swoją wargę. Zanim jednak zdążyłem coś powiedzieć rzuciła mi się w ramiona.

– Braciszek! – krzyknęła dosyć piskliwie, aż zabolały mnie uszy – Co tam?

– Dobrze. – odparłem, a kiedy w końcu ją puściłem i zamknąłem drzwi, spytałem – Nie żebym narzekał, ale co ty tu robisz, młoda?

– Przyjechałam cię odwiedzić nie widzisz? Może byś mi zrobił kawę? Nawet nie wiesz, jak zmarzłam.

– Jasne, chodź do kuchni.

Podążyliśmy do wymienionego wcześniej pomieszczenia. Nie spodziewałem się takiego gościa. Nie narzekałem, bo widywałem swoją siostrę bardzo rzadko, można rzec, że sporadycznie. Każde z nas miało swoje obowiązki i nie mieliśmy dla siebie czasu. Nie żebym wcześniej spędzał z nią całe dnie, jednak z pewnością było to więcej niż dwa razy do roku. Fakt, że mieszkamy teraz tak daleko od siebie z pewnością nie wpływał nam na korzyść. Jeszcze jakby do tego doliczyć moja pracę, a jej studia to kaplica gwarantowana. Ledwo co mieliśmy czas na swoje własne życie. Oczywiście Hope od razu rzuciła się na Jokera, kochała psy. Jako dziecko cały czas męczyła rodziców, aby jakiegoś mieć. Futrzak wesoło merdał ogonem, łasząc się do dziewczyny.

– Teraz wyjaśniaj mi co zrobiłaś, że jesteś taka czerwona – powiedziałem nalewając wrzątku do kubka. Miałem złe przeczucia

– Ja? Nic, nic – broniła się, ale jej twarz stała się jeszcze bardziej czerwona niż wcześniej, a wzrok uciekał, byleby nie spojrzeć mi w oczy. W ostateczności patrzyła tylko i wyłącznie na psa.

– Hope – powiedziałem jej imię ostrzej, na co ta spięła się. Z pewnością teraz przypominałem jej ojca, który dla swojej córki zawsze był bardziej surowszy niż by się należało.

– No bo, ja pomyliłam na początku numery domów i zadzwoniłam do sąsiadki i...

– Której sąsiadki? – przerwałem jej chociaż podświadomie znałem już odpowiedź. Mój pech nie znał granic

– Spod dziewiętnastki? Młodsza, taka ładna, brązowe włosy...– zaczęła opisywać. – dwukolorowe oczy!

– Katherine Close... – powiedziałem przymykając na dłuższą chwilę oczy. Znając swoją siostrę, dodałem już trochę wytrącony z równowagi - Jezu co ty tam odwaliłaś? Mów wszystko.

– Muszę?

– Musisz. To moja uczennica, wolę wiedzieć, jak mam się przed nią tłumaczyć.

– No ten...mogłam trochę jej nie dać dojść do słowa i witać w rodzinie. Wiesz, uciecha z poznania swojej przyszłej szwagierki.

– Jezus...Hope – westchnąłem zażenowany jej zachowaniem. Mądrością to ona nie grzeszyła. Chyba jako starszy brat, wyssałem od naszej matki wszelką mądrość, dla niej nie pozostawiając już nic.

– To nie wszystko. Był tam jej chłopak i trochę chyba im przeszkodziłam.

– Chłopak? A nie przyjaciel? – wiedziałem, że powinienem się przestać tak interesować jej towarzystwem. Nic nie mogłem jednak na to poradzić. W ogóle powinienem interesować się jej życiem, ale jak na złość mój umysł nie dopuszczał do siebie takiej opcji. Byłem przecież pewny, że dziewczyna nie ma chłopaka. Na tą myśl poczułem się niesamowicie zażenowany, musiałem zdecydowanie przestać.

– No chłopak, mówił do niej skarbie i że jak by mu powiedziała wcześniej to by potem wpadł. Zresztą chyba wydawał się rozbawiony tą sytuacją, więc nie masz się o co martwić...

– Kawa gotowa – przerwałem jej następnie podając kubek z naparem

– Jesteś na mnie zły?

– Nie – odparłem chociaż mój głos z pewnością pokazywał sprzeczną odpowiedź.

Musiałem sam przed sobą przyznać, że nie byłem zły na Hope. Z pewnością byłem na siebie, że w ogóle dopuszczam do siebie takie emocje. Na Katherine również byłem zły, że powoduje we mnie takie emocje, a nie powinna. Na tego jej chłopaka, że w ogóle wywołał u mnie falę nieprzyjemnych myśli i uświadomił jednej rzeczy, którą pomimo swojego zachowania tak bardzo starałem się wypierać. Byłem o nią po ludzku zazdrosny. Na tą myśl moje usta opuściło tak beznadziejne westchnięcie, że czułem na sobie pytający wzrok swojej siostry.

~ Katherine P.O.V. ~

Chloe wraz z Joshuą zdążali szybko zorganizować podstawowe rzeczy związane z imprezą. Spisaliśmy wszystko na kartkach, a wszelki zarys naszego planu mieliśmy przedstawić Walkerowi, który miał później przekazać to dyrektorce. Oczywiście na mnie padło to zadanie, nie mogłam nawet jak się zacząć o to kłócić. Nasze sąsiedztwo było niczym kara dla mnie. Istna pokuta za każdy najmniejszy grzech popełniony w mym życiu. Przez to, że papierów nie było mało musiałam mu to dać w sobotę, żeby zdążył wszystko przeanalizować i wnieść poprawki. Kolejną niekorzyścią był czas – dosyć późno wzięliśmy się za organizację wszystkiego przez co materiałów było od gromu. Chloe od razu po załatwieniu spraw związanych z imprezą szkolną, ewakuowała się do domu, mruknęła tylko, że przeskrobała sobie u matki i musi wysprzątać cały dom.
Joshua został ze mną, jak stwierdził i tak nie miał nic ciekawego do roboty. Nie narzekałam, ponieważ chłopak zadeklarował się pomóc mi wynieść kilka pudeł ze strychu. Zamierzałam się do tego od dawna, ale musiałam się przyznać przed samą sobą, że boje się tego pomieszczenia. Było już grubo po dwudziestej drugiej, więc panująca na zewnątrz ciemność dobijała mnie dodatkowo. Gdybym miała zacząć tam sprzątać sama, z pewnością czułabym się jak główna bohaterka jakiegoś filmu grozy.

– Jezu, ale masz tu syf – skomentował Joshua, kiedy weszliśmy na strych.

– Jak na strychu – prychnęłam, kurz walał się prawie wszędzie tak samo jak pudła.
Niebezpieczne cienie rzucane przez niektóre rzeczy, wywołały na mojej skórze gęsią skórkę. – Poza tym boję się tu wchodzić, więc nie dziw się, że dawno tutaj nie sprzątałam.

– Jeśli chcesz mogę pomóc ci posprzątać zanim weźmiemy te pudła.

– Serio? Ty Joshua Broome chcesz dobrowolnie pomóc mi narażając się przy tym na dotknięcie kurzu?

– No popatrz się co za niespodziewany zwrot akcji. Leć po ścierki czy coś, a ja tym czasem poprzesuwam parę pudeł. - kiedy już zmierzałam do wyjścia, chłopak dodał. – Pośpiesz się zanim się rozmyślę

– Lecę, lecę.

W myślach podziwiałam chłopaka, że z własnej woli chciał zostać tam sam. Co prawda tylko na chwilę, bo zaraz miałam wrócić, a jednak. Strych naprawdę był moim istnym lękiem. Na samą myśl o nim czułam skurcz w żołądku. Zebrałam wszystkie możliwe rzeczy, potrzebne do sprzątania po czym wróciłam do chłopaka, który serio za ten czas uporządkował kilka pudeł. Wiedziałam, że nie kłamał, ale i tak widok pracującego blondyna wyparł na mnie ogromne wrażenie. W szkole wydawał się sprawiać wrażenie chłopaka, który nawet nie potrafi sobie kanapki zrobić, bo ma od tego innych ludzi. Był zazwyczaj arogancki i mało chętnie pomagał komukolwiek w potrzebie. Jego obojętny na wszystko charakter jednak jakimś cudem naprowadzał mu cały czas to nowych znajomych, to nowe przelotne dziewczyny do łóżka. Sama nie wiedziałam czemu takie zachowanie jest wręcz wymagane od popularnych osób. Im gorzej tym lepiej?

– Czemu tak chętnie mi pomagasz? – spytałam podając mu ścierkę

– A nie mogę? – odpowiedział pytaniem na pytanie biorąc ode mnie szmatkę

– Pytam się dlatego, że raczej w szkole, po za nią w sumie też zachowujesz się jak...

– Typowy zadufany w sobie z powodu wyglądu i kasy nastolatek, który, jeśli chce przeleci każdą laskę? – spytał z szarmanckim uśmieszkiem, przy czym lekko się ukłonił

– No tak – odparłam szczerze. Czyli on również był tego nader świadom.

– To jest moje powierzchowne zachowanie – zamachnął ściereczką, spoglądając na mnie – Ci którzy zasługują poznają mnie od innej strony. Poznają mnie takiego jakim jestem. Nie potrzebuje fałszywych przyjaciół, którzy są ze mną tylko ze względu na kasę.

– Więc czemu ja dostąpiłam tego zaszczytu?

– Lubię cię. Ty i Chloe nie padłyście od razu na mój widok, a chyba tylko wy jesteście w stanie mi dokuczać. – stwierdził po krótkim namyśle – Możesz się ze mnie śmiać, ale jesteś dla mnie jak najlepsza przyjaciółka chociaż przez większość czasu w szkole prawie w ogóle nie gadamy.

Z szoku upuściłam swoją ścierkę na podłogę. Nie spodziewałam się takiego wyznania od niego. Powiedział to tak szczerze jednocześnie zachowując jedynie sobie znaną pewność siebie. Chociaż dla mnie było to coś nie do pojęcia, chłopak wydawał się nie mieć problemu z wyrażeniem swoich uczuć.
Po dłuższej chwili Joshua, który zajmował się jedną z półek, odwrócił się nie słysząc ode mnie żadnej odpowiedzi. Jego brązowe włosy opadały na czoło, a ciemna brew uniosła się ku górze w niemym geście zapytania. 

– No co? – spytał zmieszany

– Zszokowała mnie twoja odpowiedź to tyle – powiedziałam w końcu.

– W takim razie ty traktujesz mnie jako...?

– Ja? – spytałam przybliżając się do niego powoli. Musiałam poważnie przemyśleć swoją odpowiedź. Nigdy się nad tym zastanawiałam, więc nie chciałam palnąć czegoś głupiego. Zresztą nagłe wylewne wyznanie chłopaka spowodowało, że czułam się trochę zagubiona. Tego z pewnością się dzisiaj nie spodziewałam, chciałam jedna odpowiedzieć szczerością na szczerość – Również traktuje cię jako przyjaciela, ba nawet jako najlepszego.

– Serio? – wydawał się być szczerze zdziwiony tym co powiedziałam

– No może trochę głupszego przyjaciela.

– Że co?! – teraz i mu wypadła ścierka z ręki

Szybko zaczęłam przed nim uciekać, a on zaczął mnie gonić...z wiadrem pełnej wody, które wzięłam do sprzątania. Nie spodziewałam się, że wykorzysta to przeciwko mnie. Przecież ta woda nie była za bardzo czysta! Jej szary odcień z pewnością nie zachęcał do jakiegokolwiek cielesnego kontaktu.Na złamanie karku popędziłam na dół do salonu. Bałam się, że złamię nogi na schodach, ale na szczęście nic mi się nie stało. Głowiłam się jakim cudem, chłopak z wiadrem pełnej wody bez szwanku zbiegł i za mną. Musiał być naprawdę zdeterminowany. Zatrzymałam się na korytarzu orientując się w swoim położeniu. Z salonu nie ma już ucieczki, inne pomieszczenia również nie dawały mi pola do popisu. Na zewnątrz z pewnością nie miałam ochoty wychodzić. Było ciemno i zimno, a ja nie byłam zbyt ciepło ubrania. Tylko gdzie teraz miałam uciekać? Zanim zdążyłam coś wymyślić poczułam na sobie ciężar ciała i zimną wodę oblewającą moje ciało. Przerażona krzyknęłam dosyć głośno, kiedy znalazłam się na podłodze na wskutek poślizgnięcia. Jęknęłam obolała, chłopak leżący nade mną podparł się o przedramiona dając mi tym samym jakikolwiek manewr do ruchu. Jedyne co byłam w stanie zrobić to przewrócić się na plecy. Kolejny obolały jęk opuścił moje ciało. Joshua musiał się przewrócić, bo wątpię, że on również chciał być mokry. Brązowe włosy oblepiały jego czoło, a z czubka jego nosa spadła na mnie kropla wody. Wszystko stało się tak szybko, iż nadal byłam w szoku. Nieznacznie spięłam się widząc, że chłopak jest tak blisko mnie. Mimo zimna, które opanowało moje ciało, ciepły oddech chłopaka zdawał się mocno z tym kontrastować. Zawiesiliśmy na sobie wzrok, oboje trzęsąc się z zimna. Z pewnością nikt z nas nie oczekiwał, że tak to się skończy.

– Przepraszam? – powiedział zmieszany dalej nade mną leżąc, kolejne krople wody z jego włosów zaczęły spadać na moją twarz. 

Miałam ochotę się na niego wydrzeć chociaż jednocześnie byłam rozbawiona tym co się stało. Nagły powiew wiatru spowodował, że oboje zaczęliśmy mocniej drżeć, czułam jak wszystkie kości mi zamarzają, a włoski na ciele stają dęba.

– Przeszkadzam wam? – rozbrzmiał czyiś niepozytywnie brzmiący głos

Odchyliłam głowę, podążając wzrokiem do drzwi wyjściowych. Mimo widzenia wszystkiego do góry nogami od razu rozpoznałam Walkera, którego wzrok utkwiony był w naszą dwójkę. Za nim, na zewnątrz dostrzegłam złotą sierść Jokera. Przeklinałam się w duchu, że mężczyzna musiał zobaczyć nas w tej dosyć jednoznaczniej sytuacji. Mój pech nie znał końca.

Teach Me Baby [w trakcie poprawek]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz