2. Koty też spoko

37.6K 1.7K 482
                                    

Cała nasza klasa była zajęta gadaniem o naszym nowym wychowawcy. Pierwszy szał powinien już dawno minąć jednak jak widać temat profesora Walkera wydawał się ciągnąć przez nieskończoność. Zdziwiło mnie, ile uczennic się w nim zdążyło zauroczyć, zdawało mi się, że wszyscy oszaleli. Czułam się jak w jakiejś kiepskiej komedii. Co te dziewczyny nigdy mężczyzny nie widziały czy już kompletnie straciły rozum? Nasza szkoła była pełna przystojnych mężczyzn, co nowy okaz to nowy temat do rozmów? Na Boga, przecież to nauczyciel! Czy one nie mają za gorsza rozumu? Nawet jeśli ja nie gadałam o nim, a jego temat starałam się omijać szerokim łukiem to Chloe pieprzyła jak poparzona. Gościu jest po studiach, to pewnie jego pierwsza poważna praca jako nauczyciel a już go wszyscy lubią. Czemu niektórzy mają tak łatwo w życiu?

Na godzinnej przerwie postanowiłam odejść od tej sekty rozmów i skierowałam się na zewnątrz. Na terenie szkoły rosło sporej wielkości drzewo. Jak jest cieplej zawsze z dziewczynami tam chodziłyśmy, jednak teraz stwierdziły, że jest za chłodno i w sumie nie mogłam się z nimi nie zgodzić. Nie było nie wiadomo jak źle, ale za ciepło to nie było, najlepiej opisywałoby dzisiejszą pogodę słowo "znośnie".
Usiadłam na trawie, a plecy oparłam o chropowaty konar drzewa. Chwilę wierciłam się starając się znaleźć wygodną pozycję co okazało się zadaniem trudniejszym niż sądziłam. Większość ludzi uwielbia słońce i ciepło, ja wielbiłam zimę i deszcz. Wyjęłam z torby książkę Stephena Kinga "Rose Madder" i zagłębiłam się w lekturze, obiecałam sobie, że skończę ją w tym tygodniu i nie wyobrażałam sobie złamać tego przyrzeczenia. Czułam się jakbym znalazła się w innym świecie, nikt nie gadał mi nad uchem o jakiś zawodach miłosnych czy kartkówce z biologii. Lekki szum wiatru donosił do moich nozdrzy zapach zimnej ziemi, z upragnieniem wdychałam specyficzny zapach natury.

– Nie sądzisz, że jest trochę za zimno na siedzenie na dworze... na ziemi...w listopad? – uniosłam głowę tak szybko, że coś zabolało mnie w szyi. Nie wiedziałam, ile czasu minęło, na pewno była przerwa, a nie słyszałam ani nie widziałam, aby ktoś wychodził z budynku.

Jak się okazało stał przede mną temat dzisiejszych rozmów uczennic. Profesor Walker ubrany był w czarny płaszcz, który zapiał pod samą szyję, pod wpływem zimna, na jego policzkach pojawiły się blade czerwone plamy. Niebieskie oczy uważnie utkwione był we mnie na co mimowolnie zadrżałam. Nienawidziłam jak nauczyciele tak świdrują uczniów wzrokiem, to tak jakby chciał zajrzeć ci w dusze i zbadać co masz na sumieniu.

– Mi jest ciepło profesorze, więc chyba nie widzę problemu. – burknęłam wkurzona, że ktoś mi zwraca uwagę. Zimno szczypało mnie w policzki to fakt, ale moja wewnętrzna duma kazała iść zaparcie w swoje.

– Jednak wolałbym żebyś weszła do szkoły. Chcesz się rozchorować na święta?

– Dzień jak co dzień. – powiedziałam sarkastycznie jednak wstając z miejsca i otrzepując nogi.

– Ale chyba jednak lepiej spędzić ten wyjątkowy czas z rodziną? – nie dawał za wygraną. Musiał być typem upartego człowieka idącego zaparcie w swoje zdanie...w sumie jak większość nauczycieli.

– Rodziną... – mruknęłam wiedząc, że święta spędzę sama. Mama u kochanka lub w pracy a ojciec w innym mieście pewnie też w towarzystwie jakiejś "koleżanki z pracy".

Zauważyłam w oczach nauczyciela coś na wzór zaciekawienia i czegoś jeszcze. Chwilę się nad tym zastanawiałam, aż w końcu mnie olśniło. Troska! On się naprawdę martwił. Tylko ile mógł zrozumieć po zaledwie jednym słowie? Chcąc jakoś naprawić swoją sytuację, postanowiłam zmienić temat.

– Może jednak ma pan rację. Przepraszam, że musiał się pan martwić, wracam do szkoły.

Szybko go wyminęłam widząc jak otwiera usta, żeby coś powiedzieć. Nie dość, że musiałam odejść od mojego ulubionego miejsca to jeszcze wzbudziłam w nim coś na wzór litości. Jak widać bardzo ceni sobie rodzinne relacje, a mój brak entuzjazmu wzbudził w nim różne myśli. Jeszcze moja następna lekcja miała być z nim. Już się we mnie gotowała złość.
Lekcja mijała w najlepsze, nawet klasowe śpiochy słuchały wykładu nauczyciela. Prowadził lekcje inaczej niż nasza ex-wychowawczyni. Nie miał surowego tonu głosu, spokojnie tłumaczył jak ktoś czegoś nie rozumiał i dawał sensowne przykłady. Mimo tej miłej zmiany nie mogłam się skupić na lekcji. Niby tam słuchałam, ale myślami krążyłam gdzie indziej, rozmowa z panem Walkerem wzbudziła we mnie nieprzyjemne myśli.

Teach Me Baby [w trakcie poprawek]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz