Rozdział 4

2.9K 250 10
                                    

Opadłem bezsilnie na niewygodne łóżko, zaczynając wpatrywać się nerwowo w kamienny sufit.
Cholera... co teraz ze mną będzie? Zostanę tu już na zawsze? A jeśli skażą mnie na śmierć? A co jeśli Mikasę i mamę już to spotkało? Czy Armin jest bezpieczny? -zacisnąłem powieki, zadając sobie w kółko w głowie dręczące mnie pytania.
Nie... na pewno nic im nie jest... wiem jednak, że jeśli się nie pospieszę, to w końcu do czegoś dojdzie...
Przewróciłem się na bok, po czym skuliłem się, czując chłód dochodzący z kamiennych ścian piwnicy. Leżałem w ciszy pogrążony w swoich myślach, słysząc tylko szybkie bicie swojego serca i nierówny oddech, którego nie potrafiłem opanować. Uchyliłem od razu powieki, słysząc coraz głośniejsze, zbliżające się kroki. Domyśliłem się, że jest to strażnik. Po chwili kroki ucichły, a owa postać zatrzymała się przy mojej celi. Spojrzałem w stronę gościa, nie mogąc pohamować ciekawości. Zamrugałem od razu zdziwiony, podnosząc się nagle do siadu.
-P-Pan Hannes?! -krzyknąłem i uśmiechnąłem się delikatnie, widząc go. -Co Pan tutaj robi?
-Ciszej, dzieciaku. -wyszeptał skrzywiony blondyn, rozglądając się od razu po korytarzu. -Nikt nie może nas usłyszeć, rozumiesz? -Dodał, wyciągając klucze z kieszeni, po czym otworzył drzwi celi.
-A-Ale jak to? Dlaczego to robisz? Domyślą się, że mi pomogłeś. -wyszeptałem, obrzucając go zdziwionym i lekko spanikowanym spojrzeniem.
-Nic mi nie będzie, Eren. -zapewnił z uśmiechem. -Poza tym jestem to winny twojej matce. -westchnął, rozkuwając łańcuchy na moich nadgarstkach i kostkach.
-Jak to mojej matce? -zamrugałem, nie rozumiejąc. -Widziałeś ją?
-Nic jej nie jest -zapewnił. -Mikasa też jest cała, ale za niedługo ma odbyć się rozprawa. Musisz ich uwolnić zanim będzie za późno.
-Teraz chodźmy, uda nam się. -wstałem z zapałem na równe nogi.
-Zwariowałeś? -mruknął. -Złapią nas na pewno, poza tym są w innym dystrykcie. -spojrzałem mu w oczy w milczeniu, czując się bezsilnie.
-Eren, musimy iść, nie mamy dużo czasu. -wyszedł z cali szybkim krokiem, a ja wybiegłem za nim.
-Ale dokąd idziemy? -zapytałem, rozglądając się.
-Niedaleko stąd jest podziemne przejście za mury. Tylko strażnicy i rząd o nim wiedzą.
-Za mury...? -wyszeptałem zszokowany.
-Istnieje prawdopodobieństwo, że za murami są inni ludzie. Nie są tacy, jak my. Miej się na baczności, bo bez problemu mogą Cię rozpoznać po zachowaniu.
-Nie rozumiem... -spojrzałem na niego ze skrzywionym wyrazem twarzy.
-Eren, całe życie żyjesz w dostatku. Nie zaznałeś chyba nigdy biedy, prawda? Oni natomiast całe życie radzili sobie sami. Nie wydaje mi się, aby byli pokojowo nastawieni do kogoś zza murów.
-Skąd ty to wszystko wiesz? -spojrzałem po chwili na ciemne niebo, wychodząc z piwnicy.
-Można się tego domyśleć, Eren. To tylko moje przypuszczenia. -mruknął, rozglądając się uważnie. -Trzymaj się blisko mnie i bądź cicho. -Dodał, na co kiwnąłem tylko lekko głową. Szedłem za nim w napięciu i ciągłej, krępującej mnie ciszy. Po kilkunastu minutach ciągłego marszu zatrzymał się na małym odludziu, w nieznanym mi miejscu i przeniósł na mnie swój wzrok.
-Ten tunel jest nieczynny od dawna. -Odezwał się w końcu. -Idź przed siebie, tylko pospiesz się, bo to tylko kwestia czasu, zanim odkryją, że zniknąłeś. -Kiwnąłem lekko głową, zerkając na starą metalową drabinę w dziurze. -Poradzę sobie. -zapewniłem, na co ten uścisnął mnie mocno.
-Uważaj na siebie. Nie rozmawiaj z podejrzanymi ludźmi, bo może się to dla ciebie źle skończyć. -puścił mnie po chwili i zaczął grzebać po kieszeniach. -Weź to. -dał mi zapalniczkę i mały nóż. -zamrugałem lekko zdziwiony.
-Ale po co mi zapalniczka? -mruknąłem.
-Mam nadzieje, że chociaż trochę oświetli ci drogę. -wzruszył ramionami z krzywym uśmiechem, a po chwili mnie ponaglił gestem dłoni, chcąc abym się pospieszył. Schowałem rzeczy do kieszeni i zacząłem schodzić drabiną w dół, cały czas mu się przyglądając, do czasu kiedy nie zniknął mi z oczu. Po chwili schodzenia poczułem grunt pod stopą, więc puściłem się drabinki, po czym rozejrzałem się. Nic jednak nie udało mi się zaobserwować przez ogarniającą mnie ciemność.
-Uch... nic nie widzę... -wyszeptałem, zaczynając iść przed siebie, wyciągając z kieszeni zapalniczkę, którą zacząłem oświetlać sobie drogę.
-Zimno... -skrzywiłem się, łapiąc się jedną ręką za ramię, nie zwalniając kroku.
Po jakimś czasie wyszedłem na zewnątrz cały zmarznięty, zaczynając wpatrywać się w rozjaśniające się niebo i znikające powoli gwiazdy. -Dlaczego mnie ten widok nie cieszy? -westchnąłem cierpiętniczo, zaczynając biec przed siebie, chcąc oddalić się od murów. Zatrzymałem się po kilku minutach sapiąc ze zmęczenia.
-Cholera i co teraz? -spojrzałem za siebie w kierunku widocznych murów. -Obiecuję, że wrócę po was... -przeniosłem wzrok przed siebie, zaczynając iść ze zmarszczonymi brwiami.
Nie wiem ile czasu szedłem przed siebie, ale sądząc po jasnym niebie wnioskuję, że kilka godzin. Po chwili ujrzałem przed sobą rozciągające się z daleka miasto. Wyglądało na bardzo biedne i ubogie, jednak mimo tego ucieszyłem się w duchu.
-Pan Hannes miał rację... -wyszeptałem do siebie uradowany. -A co jeśli nie przyjmą mnie z otwartymi ramionami? -skrzywiłem się na samą myśl, po czym usiadłem pod drzewem, podciągając nogi do klatki piersiowej, nie odrywając wzroku od miasta, znajdującego się kilkaset metrów przede mną. -Najpierw muszę trochę odpocząć...-Przymknąłem powieki, czując, jak zmęczenie daje o sobie znać, a po chwili odpłynąłem w objęcia Morfeusza.

*~

Witam z racji tego, że jest wolne i mam więcej czasu i chęci postanowiłam napisać nexta. W następnym rozdziale pojawi się Levi. Teraz się nie pojawił, bo nie chciałam przedłużać rozdziału. :") No to nic, tyle z mojej strony.
Pozdrawiam Lerenne~

Dwa Światy (Levi x Eren) ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz