Rozdział 6

2.6K 232 14
                                    

Szliśmy w milczeniu, które z biegiem czasu zaczęło krępować mnie coraz bardziej. Czarnowłosy natomiast wyglądał na zadowolonego, panującą między nami ciszą. Bałem się, że jeśli się odezwę, to mężczyzna znowu się zdenerwuje. Zacząłem więc wsłuchiwać się w nasze kroki, co jeszcze bardziej mnie poddenerwowało. Po chwili usłyszałem jego głośne westchnięcie, które wyrwało mnie z zamyślenia, a ja dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że od pierwszych budynków miasta dzieli nas zaledwie kilka metrów. Weszliśmy głębiej do miasta, a ja obrzuciłem wszystko dookoła badawczym i zaciekawionym spojrzeniem. Nie było tu tak, jak za murami. Przez chwilę miałem wrażenie, że cofnąłem się w czasie, bo przypominało to raczej średniowieczną wieś. Wszędzie były ubogo zbudowane domy z drewna lub kamienia. Zerknąłem na pewnego mężczyznę z grobową miną, siedzącego pod ścianą jednego z budynków. Nasze spojrzenia w końcu się spotkały, a ja poczułem ciarki na plecach, uciekając od razu wzrokiem w stronę idącego obok mnie Levia.
-Spodziewałeś się miłego powitania, Eren? -odezwał się spokojnie, idąc dalej. -To nie jest miejsce dla takich jak ty.
-Nie rozumiem. -mruknąłem, rozglądając się ponownie po praktycznie pustej okolicy. -A tak w ogóle, to gdzie się wszyscy podziali?
-To miasto budzi się do życia w nocy. -odparł tylko, skręcając między domy. -Bycie tu, to jedna wielka walka o życie. Przeżyć umieją tylko najsilniejsi. Ludzie się okradają, zabijają i nikt nie ma nad tym kontroli. Ci zza murów mają nas za wyrzutki społeczne, najlepiej dla nich byłoby gdybyśmy zdechli. -warknął cicho, wchodząc po chwili do jednego z domów, a ja zrobiłem to samo, słuchając go uważnie -Nie każdy tutaj przejdzie obok ciebie obojętnie. -odparł, ja zamknąłem drzwi, zaczynając się rozglądać po jednym wielkim pomieszczeniu. Nie było w nim nic specjalnego, prócz starego łóżka ze śnieżnobiałą pościelą, małego stolika z trzema krzesłami i kilkoma szafkami, natomiast w rogu pomieszczenia znajdował się równie stary fotel. Mimo, że mieszkanie było ubogie wyglądało na bardzo zadbane i starannie wysprzątane.
-Dlaczego mi pomagasz? -zapytałem w końcu, przenosząc na niego wzrok. -Przecież nienawidzisz tych zza murów.
-Heh. -parsknął cicho, rozsiadając się w fotelu. -Myślisz, że bez celu bym cię wziął pod swój dach? -spoważniał nieco, zakładając nogę na nogę. Zamrugałem zdezorientowany i lekko przestraszony, nie wiedząc o co mu chodzi.
-Skąd to zdziwienie? Naiwny z ciebie dzieciak, naprawdę. Myślisz, że ludzie w dzisiejszych czasach robią coś bezinteresownie? -mruknął, splatając palce, nie spuszczając ze mnie swojego zimnego, jak lód spojrzenia. Spuściłem wzrok od razu, tracąc coraz bardziej nadzieje na pomoc z jego strony.
-Więc o co chodzi? -wyszeptałem tylko po dłuższej chwili zastanowienia.
-Otóż chcę dostać się za mury.
-W jakim celu? -spojrzałem na niego zdziwiony. -Przecież mówiłeś, że ich nienawidzisz.
-Racja, dlatego też chcę się tam dostać. Słyszałeś chyba o Erwinie, prawda? -mruknął, na co kiwnąłem lekko głową twierdząco. -On rządzi tym całym gównem. Mam zamiar go zlikwidować. Zemścić się po tylu latach.
-A... co on ci zrobił jeśli mogę spytać... -wyszeptałem, siadając na drewnianym krześle, które wziąłem od stolika.
-Za ciekawski z ciebie bachor. -odparł tylko, na co uśmiechnąłem się minimalnie.
-Kilka lat temu mieszkałem tutaj ze swoimi dwoma przyjaciółmi. Znaliśmy się nawzajem bardzo dobrze. Mieliśmy jedno marzenie aby dostać się za mury w poszukiwaniu lepszego życia. Wiedziałem, że jest to niemożliwe, jednak nie odbierałem im nadziei. Ciągle namawiali mnie, aby w końcu zacząć działać i obmyślać plan przedostania się za mury. Niestety pewnego wieczora doszło do kłótni między nami. Powiedziałem im nawet, że sami sobie mogą tam iść beze mnie. Nie rozumieli, że mi chodziło tylko o ich bezpieczeństwo. Wyruszyli więc sami i... zostali zabici, a to wszystko moja wina, powinienem był ich wtedy zatrzymać. Jednak gdyby nie chore zasady panujące tam, oni zapewne by teraz żyli. A to wszystko przez Erwina. Udało mi się dowiedzieć dużo o mieście za murami, stąd też wiem, kogo mam dorwać. -mruknął, kończąc monolog. Miałem nawet przez chwilę wrażenie, że na jego twarzy przez ułamek sekundy pojawił się smutek. Nie wiem, może mi się zdawało.
-Dlatego jestem ci potrzebny, tak? Bo wiedziałem, jaką drogą uciec, to i będę wiedział, jak się tam dostać?
-Dokładnie. To co? Zgadzasz się na współpracę? W sumie i tak nie masz wyboru. Ty pomożesz mi dorwać Erwina, a problemy same się rozwiążą, gdy znajdziemy lepszego władcę. Tym samym uwolnimy twoją rodzinkę z więzienia. -zmierzył mnie wzrokiem, a ja zacisnąłem dłonie w pięści, myśląc dokładnie nad jego słowami.
-... Dobrze, zgadzam się.

*~

Witam ponownie, mam nadzieje, że rozdział przypadł wam do gustu. Trochę czasu zajęło pisanie go ;-; Zachęcam, jak zawsze do głosowania i komentowania, bo to motywuje, naprawdę. To tyle ode mnie, do nexta. :" )
Pozdrawiam Lerenne~

Dwa Światy (Levi x Eren) ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz