Epilog cz. 1/2

1.1K 93 28
                                    

    Przekrzywiłem lekko głowę w prawą stronę, zerkając od razu niezbyt przychylnie na idącego za mną mężczyznę, prowadzącego mnie dość stanowczo przed siebie. Zaklnąłem cicho pod nosem i zerknąłem po chwili również na jadącego obok nas na kasztanowym koniu czarnowłosego, który wpatrywał się uważnie przed siebie z lekko zmarszczonymi brwiami, jakby intensywnie nad czymś rozmyślał.

Zmarszczyłem delikatnie brwi i stęknąłem żałośnie, starając się chociaż trochę oddzielić od siebie związane i obdarte nadgaratki, jednak mocno zawiązany na nich sznur skutecznie mi to uniemożliwił.
Jakby tego było mało wędrujemy już tak od kilku dobrych godzin z kończącym się zapasem prowiantu w postaci wody i kilku marnych kawałków chleba.

-Jesteście nienormalni, wszyscy przez ciebie wpadniemy, pomyślałeś chociaż przez chwilę jak bardzo twój plan nie ma sensu? -warknął w stronę kruka lekko drżącym głosem mężczyzna za mną, zaciskając przy tym mocniej dłoń na moim ramieniu.

-Zamknij się, wiem co robię. Poza tym nie mamy praktycznie innego wyjścia, jak zaryzykować. Nie mamy czasu na obmyślanie innego, bardziej skomplikowanego planu, który swoją drogą byłby może jeszcze bardziej ryzykowny niż ten. -mruknął, zerkając od razu na mapę, którą nieustannie ściskał w swoich bladych dłoniach.

-To róbcie sobie co chcecie, byleby beze mnie. -parsknął coraz bardziej zirytowany. -To wasza sprawa, a nie moja, więc dlaczego mnie w to mieszacie?

-Bez ciebie by nam się nie udało. Znają cię, a mnie niekoniecznie muszą kojarzyć. -westchnął cicho, przeciągając się nieznacznie. -W końcu nie każdy musi się znać ze wszystkimi, prawda? -dodał tylko nie oczekującym odpowiedzi tonem, unosząc nieznacznie brew.

Zerknąłem w bok coraz bardziej zestresowany, wsłuchując się w drażniący moje uszy dźwięk końskich kopyt. Ufam Leviowi, jednak nie rozumiem, dlaczego w kwestii tego absurdalnego planu jest tak pewny siebie, mimo, że prawdopodobieństwo powodzenia jest bardzo niewielkie. Powierzam mu nie tylko swoje życie, ale i też życie mojej rodziny, która swoją drogą jest dla mnie cenniejsza od mojego własnego życia.

Nie mogę uwierzyć, że jeszcze dzisiaj się z nimi zobaczę. Nie obchodzi mnie, że będzie to miało miejsce w zamknięciu, w brudnej, zimnej celi, a ja zaryzykuję i stracę upragnioną przeze mnie wolność, którą zyskałem zaledwie kilka dni temu.

Mam jednak nadzieje, że nie na długo.

Levi nie powiedział mi nic więcej na temat planu poza tym, że mam robić za przynętę. Wspominał też, że mam zachowywać się wiarygodnie, co moim zdaniem nie będzie problemem, patrząc na to, że faktycznie strasznie się boję.

-Już niedaleko. -wyszeptał jakby do siebie kobaltowooki, ściskając mapę do takiego stanu, że pobielały mu wszystkie knykcie, co było i tak mało widoczne przez jego cerę o porcelanowym odcieniu.

-A co będzie z tobą, jak już mnie zabiorą? -spytałem po dłuższej chwili zastanowienia i intensywnego wywiercania wzrokiem dziury w ziemi, znajdującej się pod moimi stopami.

-Tym też się nie przejmuj, po prostu mi zaufaj.

-Ufam ci, ale jaką mam pewność, że nic ci się nie stanie, jak nie znam żadnych szczegółów twojego planu? -zacisnąłem zęby, przenosząc na niego lekko szklane spojrzenie szmaragdowych oczu, z których już po chwili zaczął emanować lekki strach, mieszający się z niepokojem. Ten jednak nie odpowiedział mi nawet słowem, ponownie przenosząc swój wzrok na mape. Wygląda jednak, jakby w ogóle się na niej nie skupiał, tylko z zawieszonym, tkwiącym w jednym punkcie wzrokiem nad czymś rozmyślał.

Zaklnąłem cicho i szarpnąłem nieznacznie nadgarstkami lekko poddenerwowany, a moje serce ze strachu nagle zaczęło pompować coraz to większą ilość krwi. Poraz kolejny nie przyniosło to żadnych skutków poza zranieniem i większym pieczeniem skrępowanych kończyn, a dłonie zaczęły się intensywnie pocić, dając mi tym wrażenie, że bez problemu mógłbym je wyswobodzić z objęć uwierającego sznura.

Dwa Światy (Levi x Eren) ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz