Rozdział 11

1.7K 96 9
                                    

Zayn zaparkował swoim czerwonym kabrioletem przy słabym świetle latarni. Było ciemno, wilgotno i mgliście. Każdy krok, który wziął, kiedy szedł przez ciemną alejkę, rozbijał się echem, jak gdyby tak naprawdę szukał kłopotów. Nie, żeby Zayn o tym myślał, mógł czuć ciężar jego broni za paskiem i jeśli ktoś ośmieliłby się go dotknąć, ta osoba żałowałaby, że nie pożegnała się z rodziną czy z psem albo kimkolwiek kogo pozostawi.

Na szczęście, Zayn nie musiał przejść więcej z próbą wyciągania broni, gdy dotarł do wyznaczonego miejsca. Wszedł po trzy stopniowych schodkach i zapukał do drzwi, które wyglądały i brzmiały na zardzewiałe. Usłyszał wyrazisty dźwięk przesuwanych krzeseł po podłodze i po pięciu sekundach, drzwi otwarły się, ukazując wysokiego, z szerokimi barkami, ciemnoskórego chłopaka, który wyglądał na nieco starszego od niego- ale nie okazał żadnego znaku tego od momentu, kiedy ich oczy się spotkały; mężczyzna pochylił głowę i otwarł drzwi szerzej.

Ci, którzy wciąż siedzieli, rozpoznając Zayna przez fluorescencyjne niebieskie światło w ciemnym pokoju, natychmiast podnieśli się, mimo to jeden z nich nawet się nie ruszył. Rozpoznał tego, który nie wstał, zbyt zajęty przyglądaniem się zdjęciu.

-Co to jest? - Zayn szarpnął puste krzesło obok Harry'ego, który marszczył brwi w sposób, że jego usta i nos prawie się spotkały. Kiedy przysunął krzesło bliżej stołu, mężczyzna za nim śledził jego ruchy, biorąc charakterystyczny fotel i skulił się po jednej stronie. Zrobił mentalna notatkę, by zapytać się potem tego kolesia, co jest kurwa nie tak z siedzeniem obok niego, jak już nie będzie zajęty przez niekończący się blask Harry'ego do pewnego zdjęcia.

-Nie 'co to jest' tylko 'kto to jest' - mruknął Harry, rzucając zdjęcie w jego stronę.

Kiedy Zayn zerknął na obrazek, natychmiast rozpoznał osobnika. To był Nathan, rozmawiający z kimś, kogo Zayn nie poznał, bo stał plecami na zdjęciu. Siedzieli swobodnie wewnątrz taniej restauracji, miejsce wydawało mu się znajome, ale nie był w stanie przypomnieć sobie, gdzie to jest.

-W porządku, to Nathan. Więc wrócił do miasta, huh? Jeden z was odważył się zrobić zdjęcie - Zayn odwrócił się do krząkającego mężczyzny, starającego się nie przypatrywać - Ale żaden z was nie postarał się ściągnąć go z powrotem do mnie? Ilu was tam było?

Harry odpowiedział za nich - Była ich trójka.

-Ile ludzi potrzebujesz, huh? Dwudziestu? Nie sądzisz, że to za bardzo kurwa oczywiste? - ryknął Zayn, niektórzy zadrżeli na swoich miejscach - Ten facet tylko rozmawiał z kimś i zamiast przyprowadzić go do mnie, wy staliście jak pieprzone nastoletnie dziewczynki, które zrobiły pieprzone fanowskie zdjęcie. Nie potrzebuje kurwa żadnych dowodów, że istnieje, że jest w moim przeklętym mieście, wiem, że jest. Nie róbcie ze mnie idioty - rzucił zdjęcie na stół, wycierając strużki potu, które powstały na jego czole.

-Tak właściwie, nie mówimy tutaj o Nathanie, Zayn - zaczął Harry, podając zdjęcie z powrotem w jego kierunku -To osoba, z którą on rozmawia.

Palce Harry'ego wskazały nierozpoznanego mężczyznę i Zayn poczuł nagle znajome uczucie, że może wie, kim jest ta postać. Pamiętał te szerokie ramiona, równo ścięte włosy...

-Liam - niemal powiedzieli równocześnie i Zayn strzelił w górę ze swojego miejsca, palce w napięciu trzymały metalowego oparcia krzesła, czuł jakby ktoś mu przywalił - On jest tym kimś?

-Patrząc na wszystko, co się dzieje, tak - powiedział Harry, na tyle spokojnie o ile było to możliwe, ale Zayn mógł usłyszeć jego zgrzytanie zębami - Był tym, który zapewniał Nathanowi bezpieczeństwo na Wolverhampton.

Wonderwall ~ Ziall [Tłumaczenie PL] ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz