Rozdział 9.

442 17 5
                                    

Vivianne

Szybkim ruchem strąciłam ze stołu szklankę z wodą, tak że jej zawartość wylądowała na Francisie.

-Przepraszam! Naprawdę nie chciałam, musiałam się zagapić- patrzę na wszystkich błagalnych wzrokiem.

-Nie ma sprawy, nic się nie stało- chłopak wyciera wierzchem dłoni koszulę i spodnie. -Lepiej pójdę do łazienki i trochę to wysuszę.

-Skoro już tak namieszałam to chociaż pozwól, że wskażę ci drogę- uśmiechnęłam się czarująco do wszystkich w zanim kto kolwiek zdążył coś powiedzieć już szłam w stonę łazienek.

Zmarszczone brwi Scarlett nie umknęły jednak mojej uwadze, tak samo jak zdziwione spojrzenie Blythe'a. Dobrze, że przynajmniej Kai miał dzisiaj na wszystko wyjebane. Będę potem musiała pogadać ze Scar co się dzieje z tym chłopakiem.

Tymczasem minęłam bar i skierowalam się w stronę wąskiego korytarza skręcającego tuż za ogromnym akwarium. 

Wdech, wydech. Porozmawiam z nim i nic się nie wyda. 

To chyba taka ironia życia. W momencie w którym myślimy, że nasze małe grzeszki nie wyjdą nigdy na jaw wszystko zaczyna się sypać.

-Chyba wypadałoby się oficjalnie przedstawić, nie uważasz?- jego głos wytrącił mnie z zamyślenia. 

-Myślę, że to zbędne.

-Francis Tharon - wyciągnął dłoń w moim kierunku.

-Vivianne Cord- jednak ja mu swojej nie podam, opuścił więc rękę i oparł się o ścianę. 

Nie wyglądał na ani trochę zmieszanego. Wręcz przeciwnie. Uśmiechał się pod nosem. Co za tupet!

-Nie wiedziałem, że masz chłopaka- spojrzał mi prosto w oczy czekając na moją reakcję.

-Jak widać mam, i wolałabym żeby tamtejsza noc pozostała między nami. 

-Tak myślałem. Jesteś pewna, że tego chcesz?- przysunął się bliżej mnie. Niebezpiecznie blisko.

-Tak Francis, są pewne aspekty mojego życia, które nie oczekuję, że zrozumiesz. Ba, nawet nie zamierzam się z nimi z tobą dzielić. Więc po prostu puśćmy w niepamięć chwilę mojej alkoholowej słabości i żyjmy dalej.

-Vivianne oboje wiemy, że nie byłaś na tyle pijana.

-W takim razie ty byłeś!-podniosłam głos.

-Cii- przyłożył palec do moich ust. 

Powoli musnął palcami moją szyję zmniejszając odległość między nami. Drugą dłoń oparł na mojej talii, czoło przytknął do mojego. 

Czułam jego ciepły oddech na moich ustach, zapach jego perfum, pożądanie które od niego biło. 

-Dobrze Vivianne, zrobię to, ale teraz najprawdopodobniej codziennie będziemy mijać się na korytarzu, spędzać czas w swoim towarzystwie, i nie wiem jak długo dam radę ci się opierać- przerwał na chwilę. -Jak długo ty dasz radę- prawie musnął moje usta swoimi po czym gwałtownie się ode mnie odsunął i zniknął w łazience.

Czułam jak płoną mi policzki. Powinnam już wracać do stolika, pewnie i tak usłyszę kilka głupich komentarzy za to, że zagadałam się z Francisem o chwilę za długo.

Serce bije mi jak oszalałe kiedy zbliżam się do naszego miejsca. 

Ignoruję komentarz Blythe'a, że coś długo mnie nie było i na szczęście dosłownie sekundę póxniej kelner przynosi nam nasze dania, więc mogę udawać zajętą jedzeniem. 

The Rich Kids: Year of Richness.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz