Rozdział 7.

628 17 13
                                    

Scarlett

Od samego rana co chwilę dzwonił jakiś telefon. Co chwilę przyjeżdżał ktoś z fakurami. Co chwilę słyszałam stanowczy głos mojej matki dopinającej swego.

"Annual Highnes Foundation Ball" czyli ball chartytatywny fundacji, którą założyła rodzina mojej matki, zrzeszającej najbardziej wpływowych ludzi w kraju. I tak się składa, że ów bal odbywa się dzisiaj w Park Plaza Hotel. 

Co nie trudno było zauważyć. Moja matka zwykła gadać o tym miesiącami. Dopinała wszystkie szczegóły, osobiście układała listę gośći i wybierała menu. Wszystko musiało być perfekcyjne.

Jak i cała ona.

Czasami nie dziwię się, że ojciec wziął z nią rozwód, nikt nie był chyba w stanie sprostać jej oczekiwaniom. Przynajmniej po dziś dzień utrzymują przyjacielskie relacje, i wydaje mi się, że dogadują się nawet lepiej niż w trakcie małżeństwa. 

Vivianne

(wyglądająca tak :http://www.polyvore.com/rich_kids_vivianne/set?id=103311896 )

Sala balowa była rozświetlona wielkimi starymi żyrandolami, wszędzie krążyli kelnerzy z tacami pełnymi szampana i przystawek, mini orkiestra grała na podwyższedniu a ze wsząd dochodził gwar przytłumionych rozmów.

Po kilku grzecznościowych powitaniach i komentarzach w stylu "Panie Cord ależ Vivianne wydoroślała!", odłączyłam się jak najszybciej od ojca i poszłam rozejrzeć się za Blythe'm.

Mijałam kolejne obrzydliwie bogate pary, po drodze wypijając lempkę szampana, aż w końcu go zobaczyłam. Stał razem z Meredith najwidoczniej delektując się jakimś ciastem. Meredith była tak do niego podobna. I choć oboje zawsze temu zaprzeczali to jednak uśmiech, mimika i oczy zawsze ich zdradzały.

Czekałam aż mój chłopak raczy w końcu mnie zauważyć. W końcu rozbawiona całą tą sytuacją Mere szturchnęła swojego braciszka, mi puściła oko a potem gdzieś zniknęła.

Blythe zaksztusił się czymś co akurat pił i popatrzył na mnie zdziwiony.

-Viv...

-Też się cieszę, że w końcu mnie zauważyłeś- nie dałam mu dokończyć.

Miał na sobie ciemnogranatową aksamitną marynarkę z czarnymi klapami, białą koszulę i czarną muchę.

Objął mnie w talii i zbliżył swoje usta do mojego ucha.

-Ślicznie wyglądasz.

-Dziękuję, ty też- uśmiechnęłam się lekko.

Co chwilę spotykaliśmy kogoś ze znajomych, jednak nigdzie nie było Scarlett czy Kaia. Ale Scar pewnie pomagała mamie w organizacji, z resztą jak co roku od kiedy skończyła 12 lat. Jej matka miała wyraźną ambicję wprowadzenia jej do "towarzystwa" najszybciej jak się dało. 

Ale mając nazwisko "Highnes" i idące za tym miliony z funduszu powierniczego niemalże od pierwszego dnia swojego życia była już w tym "towarzystwie".

Przez chwilę wydawało mi się nawet, że widziałam Dominica, cztery lata starszego od nas brata Scarlett studiującego na uniwersytecie Stanforda. 

Nie miałam jednak czasu żeby do niego podejść bo zbliżał się czas licytacji i goście powoli zajmowali okrągłe stoliki wokół podwyższenia. 

Zajeliśmy swoje miejsca, po chwili dołączyła do nas Meredith i Kai.

Kai, który mimo świetnej grafitowej marynarki z lekko błyszczącymi czarnymi elementami, idealnie ułożynych włosów i drogiego zegarka wydawał się mieć to  wszystko w dupie.

The Rich Kids: Year of Richness.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz