2

7.1K 446 454
                                    

Sophie P.O.V

Stałam na przeciwko wielkiego budynku. Całe to miejsce nie wyglądało za przyjaźnie, a wręcz odpychająco. Nawet nie weszłam do środka, a już wiedziałam, że wnętrze na pewno nie wygląda lepiej. Te ciemne ściany mrożące krew w żyłach, gdzieniegdzie pleśń, która na pewno nie była częścią dekoracji i ta nieprzyjemna aura bijąca od owego budynku. Przez chwilę zastanawiałam się, czy na pewno chcę tu wejść. Przecież może się okazać, że to miejsce to jakaś zwykła melina, a ogłoszenie było fałszywe. Wzięłam głęboki wdech i odważyłam się wejść do środka. Znalazłam się w niewielkim korytarzu z ciemno - zielonymi ścianami. Stałam pomiędzy trzema drzwiami i zapewne każde prowadziło do innego miejsca. Wybrałam te środkowe. Przeszłam przez długi korytarz, który budził u mnie niepokój. Gdzie się nie spojrzało, można było zobaczyć ponure rysunki, przedstawiające jakieś roboty i dzieci. Możliwe, że była to, po prostu część dekoracji, przecież to dom strachów. Ciemny korytarz zaprowadził mnie pod same drzwi właściciela tej placówki. Zapukałam, a kiedy usłyszałam proszę, weszłam do środka. Było to chyba jedyne miejsce w którym dało się dostrzec więcej kolorów, niż tylko czarny, szary i zgniły zielony. Mężczyzna w średnim wieku siedział przy swoim biurku i
kreślił coś na kartce. Po chwili jednak przestał i uniósł swój wzrok. Przeszły mnie dreszcze.

- Dzień dobry - odezwałam się jako pierwsza, a mężczyzna uśmiechnął się do mnie i wskazał ręką na krzesło.

- Więc co cię tu sprowadza? - zapytał poprawiając swoje okulary.

- Słyszałam, że szukacie stróża nocnego. - Wyjęłam z kieszeni lekko pogniecioną kartkę i dałam ją właścicielowi. - Chciałbym spróbować

- To chyba nie jest praca dla ciebie. Chociaż... - Sporzaj najpierw na kartkę, po czym swój wzrok znów skierował na mnie. - Może jednak się nadasz

Naprawdę nie sądziłam, że pójdzie to tak łatwo. Myślałam, że będzie zadawał masę pytań, a tu proszę, jaka miła niespodzianka.

- Więc od kiedy mogę zacząć?

- Chodzisz do szkoły, studiujesz, masz jeszcze jedną pracę?

- Chodzie do szkoły

- W takim razie będziesz pracować w weekendy. Pasuje ci?

- Myślę, że tak. - Uśmiechnęłam się i wyciągnęłam rękę. - Jestem Sophie

- Mike. - Uścisnął moją dłoń. - Jeżeli chcesz możesz już dzisiaj przyjść i sprawdzić, czy praca ci odpowiada.

- O której miałabym być?

- Swoją zmianę zaczynasz od północy do szóstej. Ach no tak. - Mike otworzył niedużą drewnianą szafkę i wyjął z niej jakiś świstek. - Jeżeli postanowisz zostać na dłużej, będziesz musiała to wypełnić. - Podał mi kartkę do ręki i przyłączone do niej klucze od budynku.

- W porządku. W takim razie do widzenia.

Wyszłam z biura właściciela i poczułam ulgę. Już myślałam, że przyczepi się do mojego wieku, czy też tego, że nie mogę pracować w tygodniu, ale Mike musiał być naprawdę zdesperowany i chyba strasznie potrzebował nowego stróża. Bez zbędnego rozglądania się po moim nowym miejscu pracy, poszłam do domu. Oczywiście w środku nikogo nie zastałam, ale to już tradycja. Weszłam do kuchni i podeszłam do wielkiej lodówki, z której wyciągnęłam jogurt truskawkowy. Z szafki wyjęłam niebieską, małą miskę i nasypałam sobie do niej płatek, po czym zalałam je jogurtem. Po zjedzonym obiedzie, poszłam do mojego pokoju i rzuciłam się na wielkie łóżko z różową pościelą. Wtuliłam się w moje pluszaki i na chwilę zamknęłam oczy.

Obudziłam się równo o dwudziestej drugiej. Przetarłam zmęczone oczy i sięgnęłam po mój laptop. Przejrzałam facebooka, ale nic ciekawego na nim nie znalazłam. Po chwili leżenia w końcu postanowiłam wstać. Związałam moje włosy w luźnego koka i podeszłam do szafy. Najgorszy moment w życiu każdej kobiety, to taki kiedy uświadamia ona sobie, że nie ma w co się ubrać. Ja właśnie to sobie uświadomiłam. Stałam przez dobre dziesięć minut i patrzyłam na masę ciuchów, które walały się po mojej szafie, aż w końcu zdecydowałam się na czarne spodnie i białą bluzkę na ramiączka. Włosy rozczesałam i zostawiłam rozpuszczone. Na twarz nałożyłam lekki makijaż, a gdy już skończyłam usiadłam na moim łóżku i czekałam, aż na zegarze wybije godzina dwudziesta trzecia. Do ręki wzięłam kartkę, którą dostałam od właściciela. Nie było na niej nic specjalnego. Imię, nazwisko, data urodzenia, miejsce zamieszkania i grupa krwi... Zaraz co?! Po co, by im była moja grupa krwi? Zresztą nie jest to istotne. Westchnęłam, po czym schowałam do kieszeni telefon. Zeszłam na dół i zaczęłam ubierać buty. Nagle poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu.

- A ty gdzie się wybierasz? - zapytała moja mama. Gdyby to ją jeszcze interesowało.

- Idę... ze znajomymi na miasto. - Przygryzłam warge i złapałam za klamkę od drzwi.

- W porządku - odparła, wzruszając ramionami.

- Naprawdę?... To znaczy super, ja już będę się zbierać. - Uśmiechnęłam się sztucznie i wyszłam z domu.

W połowie drogi zaczęło padać, więc byłam zmuszona biec. Niestety nie obeszło się bez rozwalonych włosów i mokrych ciuchów. Na szczęście nie jestem, aż taka wolna i dość szybko znalazłam się w Fazbear Fright. Wyjęłam klucze i otworzyłam drzwi. Byłam lekko zdziwiona, ponieważ Mike dał mi je tak po prostu, nawet przez chwilę się nie zastanawiał, co było dość dziwne. Ja bym nigdy nie zaufała tak komuś, kogo znam pięć minut.

W środku było bardzo ciemno, praktycznie nic nie widziałam, więc włączyłam latarkę w telefonie. Nagle zauważyłam mały napis na kluczach. Były to dokładnie dwie strzałki. Jedna była w lewo, zaś druga w prawo. Po chwili namysłu, postawiłam iść właśnie w lewo, może te strzałki pokazywały gdzie dokładnie mam się dostać.

Nie myliłam się. Po wskazówkach dotarłam do małego biura. Nie było tu wiele rzeczy. Niewielkie biurko, krzesło, szyba na przeciwko, jakieś plakaty i duży karton z metalowymi częściami. Podeszłam do niego i dokładnie się mu przyjrzałam. Były to maski, kolorowe maski zwierząt. Było to bardzo dziwne i niepokojące. Wzięłam jedną do ręki i zbliżyłam ją do swojej twarzy. Odruchowo odwróciłam głowę i w ciemności dojrzałam jeszcze jedną maskę. Kształtem przypominała mi niedźwiedzia. Czułam na sobie jego wzrok. Przełknęłam głośno ślinę i odłożyłam rzecz do kartonu, po czym usiadłam przy biurku. Leżał na nim tablet. Wzięłam go do ręki i włączyłam. Moim oczom ukazały się różne pomieszczenia, co znaczyło, że placówka ma zainstalowane kamery. Szczerze mówiąc nie zdziwiło mnie to. Odłożyłam tablet i wygodnie rozsiadłam się na krześle. Nagle zauważyłam niewielki napis wyryty na biurku.

Nie wiem kim jesteś i pewnie nigdy się nie dowiem, ale muszę cię ostrzec. Sprawdzaj kamery, tak często jak tylko możesz, staraj się unikać usterek i co najważniejsze mniej się na baczności. Ktoś, a bardziej coś na ciebie poluje i uwierz mi spotkanie, z tym czymś nie będzie przyjemne. Mam nadzieję, że skończysz lepiej niż ja...

Parsknęłam głośnym śmiechem i wróciłam do sprawdzania kamer. Jeżeli ten ktoś myśli, że mnie stąd wypłoszy to grubo się myli. Po chwili zadzwonił do mnie telefon, gdzie mogłam usłyszeć głos mężczyzny. Gadał coś o tym, że tablet często się psuje i muszę go naprawiać, tak samo jak wentylacje. Przecież wiem, co mam robić. Muszę pilnować, by nikt się tutaj nie włamał, a patrząc na wygląd tego miejsca, raczej nigdy to się nie stanie.

Włączyłam na cały głos Powszechny i śmiertelny - Quebonafide i na chwilę zamknęłam oczy.

Cała noc zleciała mi dobrze, nawet bardzo dobrze. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że chcę tutaj pracować. Szczęśliwa zabrałam mój telefon i zaczęłam zmierzać w stronę wyjścia. Gdy już stałam przy drzwiach, jeden z obrazków zerwał się z ściany i powędrował prosto w moje ręce. Przedstawiał on małe, płaczące dzieci, koło których stał mężczyzna. Uśmiechał się szeroko, co sprawiło, że jego twarz była przerażająca. Upuściłam rysunek i wyszłam z budynku. Poczułam lekki niepokój, od razu przypomniała mi się notatka od nieznajomego. Wzięłam głęboki wdech, by trochę się odstresować. Przecież to zwykły dom strachów... Prawda?

Piękna I Bestia - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz