☆21☆

34 3 3
                                    

Wprost z domu państwa Hemmings udałem się do parku. Usiadłem na tę samą ławkę co zwykle, zamknąłem oczy i kilka razy głęboko odetchnąłem. Zapiąłem kurtkę, bo nagle zrobiło się zimniej. Było to dziwne, bo jak wiadomo w Australii panuje raczej ciepły klimat. Wszystkie dzieciaki bawiące się dotychczas na placu zabaw pobiegły do domów, wraz ze swoimi rodzicami. Niebo przykryły ciemne chmury. Pogoda w jednej chwili diametralnie się zmieniła.

Spojrzałem na lewą dłoń. W nocy zdjąłem "opatrunek", który przykrywał mój tatuaż, więc teraz mogłem dokładnie mu się przyjrzeć.

Szkicem, który najbardziej mi się spodobał, była kotwica. I to właśnie taki tatuaż widniał na kciuku mojej lewej dłoni. Może to się wydać głupie, ale ten mały tatuaż w zupełności mi wystarczył. Na początek nie chciałem wytatuować sobie czegoś ogromnego. Chciałem po prostu sprawdzić, czy tatuaże do mnie pasują. Wydaje mi się, że tak.

W pewnym momencie poczułem na głowie krople deszczu. Nie chciałem jeszcze wracać do domu, więc zamiast wsiąść do samochodu, który zaparkowałem przed parkiem, udałem się do "Laury" -  jednej z najlepszych galerii w Sydney.

W środku było o wiele przyjemniej, niż na zewnątrz. Do czasu. Ludzie przechodzący obok mnie, spoglądali na mnie spod byka. Oczywiście: chłopak w neobowo-zielonych (bo na taki kolor się ostatnio przefarbowałem) włosach to nie codzienność. Przywykłem do krzywych spojrzeń ze strony innych. Ale nie to było powodem zmiany mojego nastroju.

Przed sobą zobaczyłem dziewczynę. Tę samą dziewczynę, która siedziała w mojej głowie od pewnego czasu. Tę samą dziewczynę, którą widziałem kilka razy przed domem Hemmingsów. I ta sama dziewczyna stała teraz kilkanaście metrów przede mną, odwrócona do mnie tyłem, z założonym kapturem, i trzymała za rękę wysokiego bruneta. Poznałem ją po ubiorze. Chociaż nie widziałem jej miny, to na twarzy chłopaka widać było radość, a przede wszystkim - zakochanie.

W środku poczułem jakieś dziwne ukłucie. Zazdrość? Nie chcąc dłużej wpatrywać się jak idiota w parę zakochanych, wszedłem do windy i wcisnąłem przycisk, który miał zawieźć mnie na trzecie piętro.

W windzie spotkałem małego chłopca z mamą. Uważnie mi się przyglądał.

- Mamo, czy jak dorosnę też będę mógł mieć takie fajne włosy jak ten pan? - zapytał po chwili.

- Jeśli tylko będziesz chciał - odpowiedziała kobieta, uśmiechając się do mnie.

Odwzajemniłem uśmiech.

Chwilkę później winda zatrzymała się i chłopiec z mamą wyszli. Poczekałem jeszcze niecałe pół minuty i, gdy winda zatrzymała się na trzecim piętrze, również wyszedłem.

Pierwszym miejscem, do którego się skierowałem, był sklep muzyczny o nazwie "Vives". Na drzwiach wejściowych wisiała kartka, która oznajmiała:

"Zatrudnię pracownika"

Pomyślałem, że to może być moja szansa.

***

- Więc...

- Więc masz tę pracę! - powiedział uśmiechnięty chłopak.

Zdążyłem dowiedzieć się, że ma na imię Austin, jest dwa lata starszy ode mnie i najważniejsze to, żebym umiał rozmawiać z klientem. Jak się okazało: jestem "idealny do tej roboty".

- Od kiedy mogę zacząć? - zapytałem, pełen entuzjazmu.

- Jeśli tylko chcesz, to od zaraz.

Little Rose ||M. CliffordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz