- Powiedziała, że mnie kocha - oznajmiłem z bliżej nieokreślonymi uczuciami, podchodząc do Stelli siedzącej pod drzewem.
Zdezorientowana brunetka spojrzała na mnie z dziwnym grymasem na twarzy, który po chwili zamienił się w szeroki, a co najważniejsze, prawdziwy uśmiech.
- Mówiłam ci! Chyba... Słabo pamiętam tamten wieczór...
- Ja też powiedziałem, że ją kocham... - wyszeptałem zażenowany, siadając obok dziewczyny.
- Wow! Teraz wystarczy ją zaadoptować i będzie git!
- Po pierwsze: Błagam! Nigdy więcej nie mów "git"! A po drugie: chodzi mi o inną miłość. Nie taką jak rodzica do dziecka.
Brunetka spojrzała na mnie przenikliwym wzrokiem. Chwilę się nad czymś zastanawiała. Tak mi się przynajmniej wydawało.
- Czy ty...
- O Boże, Stella nie! - przerwałem dziewczynie, która odetchnęła z ulgą. - Nie jestem pedofilem, okej? Jak wogóle mogłaś na to wpaść? Chodzi mi właśnie o tę miłość, o której mówiłaś wczoraj. Nie o takiej od drugiej połówki, a od rodziny. Bo właśnie za nią was mam...
Brunetka nic nie powiedziała. Przysunęła się bliżej i uściskała mnie z całej swojej siły. Nawet nie wiem, kiedy na moim policzku pojawiły się łzy. Gdy dziewczyna się odsunęła, szybko wytarłem je rękawem bluzy i cicho pociągnąłem nosem.
- Ja też uważam, że jesteśmy rodziną. Dobra! Koniec tych refleksji! - oznajmiła Stella, podnosząc się z ziemi. - Chodź. Coś ci pokażę.
O nic nie pytając, wstałem i ruszyłem za dziewczyną. Szliśmy w stronę domu. Gdy już do niego dotarliśmy, cicho przeszliśmy przez próg, aby nie zbudzić śpiącej na piętrze Rose. Podeszliśmy do walizki Stelli. Dziewczyna przyklęknęła przy niej, otworzyła ją i wyciągnęła z niej kilka kartek. Usiedliśmy na kanapie.
- Nie mówiłam ci o tym, bo myślałam, że nie będzie to miało sensu, ale widziałam twoją listę i pomyślałam... Po prostu spójrz na te szkice, okej? - powiedziała brunetka i podała mi kartki, które trzymała w dłoni.
W moich rękach znajdowało się aktualnie pięć kartek. Pierwszy szkic przedstawiał znak "x". Niezwykły przez swoją zwyczajność. Na drugiej kartce znajdowało się logo z gry "Final Fantasy", którą zawsze oglądałem na wystawach sklepowych. Trzeci oraz czwarty rysunek przedstawiały napis "To The Moon" i różnego kształtu obręcze. Jednak to piąty szkic zachwycił mnie najbardziej.
- Nie wiedziałem, że projektujesz... Bo chyba można to tak nazwać. Wszystkie rysunki są świetne - oddałem Stelli cztery kartki. Piątą trzymałem przed sobą w dłoniach. - Idziemy jutro do tatuażysty.
- Proszę, Michael! Jest późno, a ja już nie mam ochoty na żarty.
- Ale ja mówię serio: Chcę taki tatuaż. Koniec kropka.
- Michael dziękuję! - wykrzyknęła brunetka, po czym szybko zakryła usta dłonią, przypominając sobie o śpiącej Rose.
- Nie masz za co. To ja dziękuję, że pokazałaś mi te szkice. Gdyby nie ty, chyba nigdy nie zdecydowałbym się na wizytę w salonie tatuażu. Po prostu nie jestem pomysłowy.
- Jesteś. A teraz chodźmy już spać. Tak swoją drogą mamy już jutro, więc...
- Fakt. Chodźmy spać...
###
hejka!
rozdział przejściowy i krótki,
ale w sumie nawet istotny...
CZYTASZ
Little Rose ||M. Clifford
Fanfiction- Dlaczego Pan płacze? - Nie mów do mnie "Pan", bo czuję się staro. Michael jest osiemnastolatkiem, skrzywdzonym przez los. Ma listę, która jest dla niego czymś ważnym. Czy idąc krok po kroku, punkt po punkcie, odnajdzie lepszą przyszłość?