☆22☆

22 2 1
                                    

Niestety następnego dnia rano musiałem zostawić Emily i dzieciaki samych w domu. Było mi głupio, ale nie chciałem stracić mojej pracy, zanim na dobre się zaczęła. Em była bardzo wyrozumiała i z uśmiechem ponagliła mnie, gdy wychodziłem. I takim oto sposobem byłem już w galerii.

Do "Vives" wszedłem dokładnie o siódmej trzydzieści. Na zapleczu usłyszałem ciche kroki. Pomyślałem, że to pewnie ta dziewczyna, z którą będę pracował. Bez dłuższego namysłu udałem się do drugiego pomieszczenia. Stanąłem w drzwiach i oparłem się o framugę. Na stoliku leżały czarna bluza z zielonymi wstawkami i dodatkami i czarne jeansy. Zgaduję, że były dla mnie. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Przed szafką na kostki pochylała się dziewczyna, ubrana w identyczny strój, który został przydzielony również mnie.

Nie wiedząc, jak zwrócić na siebie uwagę, po cichu podszedłem do stolika i wziąłem z niego uniform. Niestety pech chciał, że potknąłem się o dwie pałeczki, leżące na podłodze, i padłem jak długi.

Dziewczyna w jednej chwili odwróciła się, przestraszona całą tą sytuacją. Podeszła do mnie i pomogła mi się podnieść.

- Sory. Niezdara ze mnie - powiedziałem, gdy stałem już o własnych siłach.

Spojrzałem na dziewczynę i zamarłem. Moim oczom ukazała się tajemnicza dziewczyna, która przez cały czas zajmowała moje myśli. Jak to możliwe?

- Spoko, mnie też często zdarza się potknąć o te wszystkie szpargały - oznajmiła dziewczyna i się roześmiała. Miała piękny uśmiech.

- Jestem Michael. Nie wiem czy Austin ci mówił...

- Tak, wszystko wiem. Przyda nam się więcej rąk do roboty. Swoją drogą, masz fajny tatuaż. I włosy też. Uniform będzie do ciebie idealnie pasował.

- Do ciebie też pasuje - wyszeptałem. - W sumie to musiałbym się przebrać. Pokażesz mi gdzie jest toaleta? - zapytałem już trochę głośniej i spojrzałem na naszyjnik dziewczyny. Była to ta sama ozdoba, której wtedy nie mogłem ujrzeć. Teraz widziałem ją idealnie: była to kotwica.

- Tam - oznajmiła ciemnowłosa i wskazała palcem na duże drewniane drzwi. - A tak w ogóle: jestem Liv - przedstawiła się, podając mi swoją dłoń. Miała długie paznokcie, pomalowane na fioletowo z naklejkami w kształcie gwiazdek. Na nadgarstku dziewczyny dostrzegłem bransoletkę, a raczej wisiorek mający imitować bransoletkę, z wiszącym kluczem. Słyszałem co nieco o tym wisiorku.

To jeden z tak zwanych "giving keys". Na każdym z nich wygrawerowane jest słowo mające dodać otuchy, wyznaczać drogę i przypominać o ważnych życiowych wartościach. Idea tego kluczyka jest taka, że dostajesz go od kogoś i nosisz tak długo, aż nie uznasz, że spełnił swoje zadanie i zmienił coś w twoim życiu, a wtedy przekazujesz go bliskiej osobie, która według ciebie go potrzebuje.*

Jestem ciekaw, co jest napisane na wisiorku dziewczyny.

- Michael. Miło mi, że będę z tobą pracował.

- Mnie też miło! Dobra, leć, bo za dziesięć minut otwieramy.

***

- Mogę cię o coś zapytać? - spytała Liv. Właśnie kończyliśmy pracę i dziewczyna zamykała drzwi "Vives".

- Śmiało.

- Bardzo jesteś zły, że wtedy uciekłam? No wiesz, tam, przed domem?

Dziewczyna zaskoczyła mnie swoim pytaniem. Szczerze mówiąc miałem nadzieję, że będziemy rozmawiać również w pracy, a nie tylko przed nią i po niej. Tak: po moim wyjściu z toalety Liv nie odezwała się do mnie słowem. Dopiero teraz. Dlaczego lekceważyła mnie przez cały ten czas?

Może to też moja wina... Rano poczułem się bardziej odważny niż jestem.

Czy to możliwe, że ten głupi przypływ odwagi, który dzisiaj we mnie wstąpił, był wyłowany rozmową z dziewczyną?

Czy to możliwe, że Liv również dostała tego cholernego powera, gdy rozmawialiśmy, a później tak po prostu z niej wyparował?

Czy jej odwaga powróciła?

- Nie, nie jestem - odpowiedziałem. Teraz poczułem, że wstępuje we mnie ten prawdziwy Michael... Cichy, przeżywający wszystko w środku i zakochany w tajemniczej dziewczynie.

- Przepraszam.

- Nie. Nie musisz. Przyzwyczaiłem się.

Liv spojrzała na mnie swoimi pięknymi oczami. Moje serce zaczęło bić szybciej. Po chwili spuściła wzrok i mamrocząc pod nosem ciche "cześć", odeszła.

Oszołomiony stałem chwilę bez ruchu. Po chwili również spuściłem głowę i wszedłem do windy.

Będąc już przy samochodzie usłyszałem czyjeś kroki. Odwróciłem się i zobaczyłem Ashtona. Nie no! Tylko jego teraz było tutaj trzeba!

- Proszę, daj mi kilka minut.

- Jeśli chcesz mi powiedzieć, jakim to ja człowiekiem nie jestem, to przepraszam cię bardzo, ale nie mam ochoty na wysłuchiwanie twojej litanii - powiedziałem oschle.

- Nie, nie chcę. Proszę... Tylko chwila.

Wypuściłem głośno powietrze i oparłem się o samochód.

- Słucham.

- Chciałem cię przeprosić. Zachowałem się jak dupek. Byliśmy przyjaciółmi i w pierwszej kolejności powinienem uwierzyć tobie, a nie Karen. Wiem, że w to nie uwierzysz, ale przejrzałem na oczy, Michael. Niestety za późno. Jest jeszcze szansa, że mi wybaczysz? Albo chociaż powiesz, żebym się walił i poślesz mnie do diabła?

Na ostatnie zdanie Irwina zaśmiałem się cicho pod nosem. Spojrzałem na chłopaka. Wpatrywał się w czupki swoich czarnych Vansów i nerwowo ciągnął nitkę wystającą z jego bluzki.

Nie wiedziałem co mam zrobić. No bo kurde, uwierzył Karen, będąc moim przyjacielem. A przecież gdy byliśmy młodsi nigdy nie wierzyliśmy naszym matkom. Ja nie wierzyłem Ann, bo Ash zawsze wszystko mi mówił, a on nie wierzył Karen, bo wszystko mu mówiłem. To była taka nasza niepisana zasada przyjaźni.

Kiedyś wszystko robiliśmy razem. Razem uciekaliśmy z domu, razem wracaliśmy potem do niego i razem kłamaliśmy naszym matkom, że jeden z nas był u drugiego. A to wszystko mając niespełna sześć lat. Pamiętam tę akcję jakby była wczoraj.

Na samo jej wspomnienie, na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

- Tak Ashton.

- Co "tak"?

- Tak, wal się i idź do diabła - oznajmiłem, po czym wybuchnąłem nerwowym śmiechem. Za chwilę Irwin poszedł w moje ślady.

- Dobrze cię takiego widzieć, stary! - powiedział blondyn, gdy już się uspokoiliśmy.

- Ta... Wiesz, co? Mam nieodwołalną ochotę wysłuchać twojej historii o Meredith i tej małej. Chodź do parku. Opowiesz mi wszystko.

*wytłumaczenie pochodzi od jednej Twitterowiczki, która wspaniale wyjaśniła istotę tego wisiorka (jeśli to czytasz, to mam nadzieję, że nie obraziłaś się za umieszczenie tutaj Twoich słów😘)

oryginalny tweet w mediach

Little Rose ||M. CliffordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz