- Bardzo się cieszę, że jednak przyszedłeś... To znaczy: przyszliście - poprawiła się pani Hemmings, gdy zobaczyła za mną Olivię. - Jestem Liz, miło mi cię poznać...
- Olivia - oznajmiła ciemnowłosa i podała kobiecie dłoń.
Po chwili po schodach zbiegła Rose. W mgnieniu oka znalazła się przy mnie i wskoczyła na mnie. Roześmiałem się serdecznie i przytrzymałem małą, żeby nie spadła.
- Mama mówiła, że nie możesz przyjść, bo masz też swoje życie - powiedziała Rose bez żadnych skrupułów. - Czy to znaczy, że jednak nasza lasagne jest od niego lepsza?
- Nie, lasagne nie jest lepsza od tego, co spotyka nas w życiu. - Odstawiłem blondynkę na ziemię i przykucnąłem przed nią. - Ale są rzeczy ważne i ważniejsze, więc... Gdzie jest ta lasagne?
Dziewczynka roześmiała się, złapała mnie za rękę i pociągnęła w głąb domu. Zdąrzyłem jeszcze tylko chwycić dłoń Olivii i po chwili z impetem wpadliśmy w trójkę do jadalni. Na stole leżały cztery nakrycia. Głośno przełknąłem ślinę. Poczułem się jakbym umówił się na obiad z rodzicami, żeby przedstawić rodzicom swoją dziewczynę. Problem w tym, że Liz i Andrew nie są moimi rodzicami. A Olivia jest tylko koleżanką z pracy. Nie ma się czego bać. Więc dlaczego ogarnął mnie strach?
- Siadajcie kochani. Za chwilkę przyniosę sok i i wszystko będzie gotowe. - Do pomieszczenia weszła Liz, niosąc parującą zapiekankę. Przez chwilę miałem wrażenie, że czekała na nas przez cały dzień.
- Może mogę jakoś pani pomóc? - zaoferowała swą pomoc Olivia.
- Tylko nie "pani", błagam. Słońce, mów mi po imieniu. - Kobieta zaśmiała się serdecznie i wzięła ciemnowłosą pod rękę. Po chwili obie zniknęły za drzwiami prowadzącymi do kuchni.
Rose wygodnie usadowiła się na jednym z krzeseł i zaczęła wpatrywać się we mnie wyczekująco.
- No co? - zapytałem, gdy wzrok dziewczynki zrobił się uciążliwy.
- Czy ja coś mówię?
- Nie, ale patrzysz na mnie jakby coś było ze mną nie tak.
- Idealnie to ująłeś.
Zatkało mnie. Jak w zwolnionym tempie przysunąłem krzesło do Rose i usiadłem na nim, czekając na rozwinięcie jej wypowiedzi. Jednak gdy blondynka nie okazywała chęci do dokończenia myśli, postanowiłem przejąć inicjatywę.
- O co chodzi?
- O nic.
- Rose...
- Michael...
- Nie, nie będę tak z tobą rozmawiać. - Posadziłem sobie dziewczynkę na kolana i zacząłem ją łaskotać. Po upływie kilkunastu sekund blondynka znów była dawną małą Rose.
- No. Teraz powiesz mi, o co chodzi? - spróbowałem po raz drugi. Tym razem skutecznie.
- Długo się z tobą nie widziałam...
- Oh, Rose...
- Poczekaj! Ja wiem, że masz swoje sprawy na głowie. Praca, przyjaciele, dziewczyna... Rozumiem. Staram się rozumieć. Bo sam mówiłeś, że jestem mądrym dzieckiem. Ale wciąż dzieckiem. I się do ciebie przywiązałam. Do tego, że się ze mną bawiłeś, zajmowałeś się mną i w ogóle - Rose ściszyła głos. - Tobię mogę powiedzieć o wszystkim, co mnie dręczy. A ostatnio, jak nie miałeś czasu, to było mi smutno, bo nie miałam nikogo, kto by mnie zrozumiał i znowu zamknęłam się w sobie. Z resztą: Liz pewnie też ci to powie.
- Rose! Nie Liz, tylko mama.
- Ty też nie mówisz o Karen "mama", więc dlaczego ja też tak nie mogę?
- To jest zupełnie inna sytuacja. I ty dobrze o tym wiesz.
- Ale...
- Zostawmy to.
- Jak chcesz - dziewczynce zrzedła mina.
- Mała - zwróciłem się do blondynki, przeczesując jej włosy palcami. - Ostatnio naprawdę nie miałem zbyt dużo czasu, żeby z tobą pobyć. Szczerze mówiąc, to nawet trochę o tobie zapomniałem. - Kopnęła mnie. - Ej! - kontynuowałem. - Ale wiesz, że zawsze możesz do mnie zadzwonić. I musisz wiedzieć coś jeszcze. - Teraz to ja ściszyłem głos i przybliżyłem twarz do ucha dziewczynki. - Jesteś najsuperowszą dziewczyną jaka żyje na tym świecie!
Rose roześmiała się i przytuliła się do mnie.
Po chwili oderwała się ode mnie z impetem i spojrzała poważnie w moje oczy.
- Nie ma takiego słowa jak najsuperowsza.
- Teraz już jest.
W tym momencie do jadalni weszły Liz i Olivia, niosąc kubki z napojami.
Przesunąłem krzesło zpowrotem na swoje miejsce i usiadłem obok Olivii. Wyglądała na zamyśloną.
- Wszystko w porządku? - zapytałem, powstrzymując chęć dotknięcia jej dłoni.
- W jak najlepszym! - odpowiedziała dziewczyna z uśmiechem na twarzy. Jej oczy były szkliste, ale nie zwróciłem na to zbytnio uwagi, bo prawie od razu do jadalni wbiegli Luke i Ben.
- Idiota! - Najmłodszy Hemmings pacnął się otwartą dłonią w twarz i zastygł.
- Sory, już idziemy kłócić się gdzueś indziej - przeprosił Ben. - Cześć, Mike. Hej, śliczna, Ben jestem!
- Benjamin, Lucas, ogarnijcie się! - skarciła synów Liz.
- Nie mów do mnie Lucas, błagam cię!
- Jeśli nie mam tak na ciebie mówić, to zachowuj się, jak przystoi na osiemnastolatka. I ty chciałeś wziąć udział w przeglądzie talentów! To tego potrzebna jest odpowiedzialność, synu!
- Nie przy gościach, mamo. - Do jadalni wszedł Jack. Przywitał się ze mną i z Olivią, po czym szepcząc coś do braci, wyszedł. Nie trwało długo zanim Ben i Luke również zniknęli z pomieszczenia.
- Przepraszam was za nich. Oni po prostu muszą się wyszumieć. Niektórzy, jak ty, Michael, dorastają jak należy, a inni...
- To zrozumiałe - oznajmiła Olivia, powstrzymując śmiech.
Nagle do głowy wpadła mi pewna myśl.
- Liz? Czy Rose mogłaby dzisiaj przenocować u mnie? Poznałyby się lepiej z Olivią, a ja nadrobiłbym zaległości. Mamy sobie dużo do opowiedzenia...
###
hejka.
trochę wcześniej niż ostatnio ;)
CZYTASZ
Little Rose ||M. Clifford
Fanfiction- Dlaczego Pan płacze? - Nie mów do mnie "Pan", bo czuję się staro. Michael jest osiemnastolatkiem, skrzywdzonym przez los. Ma listę, która jest dla niego czymś ważnym. Czy idąc krok po kroku, punkt po punkcie, odnajdzie lepszą przyszłość?