Rozdział 6

14 5 0
                                    

Nastał grudzień. Te kilka miesięcy zdążyło już wyssać ze mnie chęć do dalszego funkcjonowania. Pocieszam się tylko myślą, że za miesiąc idę na koncert Eda. Przez ten czas miałam kilka sporów z Calumem. Zdażyło się pare razy, że zmienił kod do mojej szafki i wylał na mnie zupę lub jakiś napój na stołówce, przez co stałam się pośmiewiskiem na kilka dni. Potem jak zwykle wszyscy zapominali, ale i tak nie obchodziło mnie to. Connor przywalił raz czy dwa za to Calumowi i wtedy to z niego się śmiali. Te kilka miesięcy minęło w sumie jak zwykle, ale pewnego dnia cała nasza ekipa popadła w pewnego rodzaju żałobę.

Tego dnia Ashley cały czas była smutna i nie chciała powiedzieć, co się stało tłumacząc, że poźniej się dowiemy. Tak więc usiedliśmy wspólnie przy naszym stoliku na stołówce oczekując wytłumaczenia. Dziewczyna miała już coś powiedzieć, ale zatrzymała ją fala łez i ciche szlochy. Od razu się do niej przytuliłam, miałam złe przeczucia.

- Spokojnie Ashley, spokojnie. Co się stało? - zapytałam pocierając jej plecy. Mój głos lekko drżał.

Max przyniósł jej butelkę wody, po czym złapał ją za rękę. Zapomniałam wspomnieć, że zostali parą.

- P-przeprowadzam się... Do Darwin - powiedziała powoli.

W moim gardle pojawiła się ogromna gula nie do połknięcia, a do moich oczy zaczęły napływać łzy. Julie już rozpłakała się, Max i Connor nie wiedzieli jak się zachować, co ze sobą zrobić.

Max przytulił się do Ashley, a po jego policzkach zaczęły płynąc łzy. Byli ze sobą dopiero od tygodnia, a już muszą się rozstać.

- Ale... Dlaczego...? - zapytał Connor.

Ashley pociągnęła nosem, podałam jej chusteczki.

- Rodzice znaleźli tam pracę, lepiej płatną - to powiedziawszy wydobyła z siebie szloch, teraz połowa stołówki zwróciła ku nam oczy.

- A co z końmi? Co z waszą stadniną? Tyle lat na to poświęciliście...

- Sprzedadzą ją. Szkoda im stadniny, ale jadąc tam będą więcej zarabiać. Mam 2 tygodnie na spakowanie rzeczy, potem od razu wyjeżdżamy, nowy rok spędzimy już w Darwin.

Nie mogłam w to uwierzyć, moja przyjaciółka wyjeżdża na drugi koniec kraju i nie zobaczymy się już. Jej rodzice nie pozwolą jej samej przylecieć do Sydney na kilka dni. Ponad 10 lat przyjaźni pójdzie teraz w zapomnienie.
Teraz wszyscy płakaliśmy, nawet Connor. Nie wytrzymałam tej presji, wstałam z miejsca i wybiegłam cała zapłakana ze stołówki zwracając na siebie uwagę gapiów. Pędziłam przed siebie, nie wiedziałam dokładnie gdzie, byle jak najdalej od tego pieprzonego miejsca. Biegłam jakby to miało pomóc, jakby przez to Ashley miała zostać z nami. Prawie wybiegłam ze szkoły gdy złapał mnie skurcz w prawą łydkę. Poleciałam na podłogę, szybko usiadłam i zaczęłam rozmasowywać obolałe miejsce, od czasu do czasu pociągając nosem. W czasie przerwy obiadowej korytarze były na całe szczęście puste, więc nikt nie zobaczył mojego żałosnego wyglądu. Kiedy skurcz minął, przyciągnęłam do siebie kolana i je objęłam chowając głowę. Teraz już nie kontrolowałam emocji, zaczęłam szlochać.

W pewnej chwili usłyszałam kroki. Pomyślałam, że to Connor albo Julie, więc spojrzałam w tamtym kierunku i od razu pożałowałam, że to zrobiłam. Zobaczyłam przyglądającego mi się Caluma. Nie wiedziałam czy wstać i uciec dając się jeszcze bardziej ośmieszyć, czy po prostu go olać. A może gdybym mu przywaliła, poczułabym się lepiej?

- Hej, um, wszystko w porządku? - zapytał nieco zdezorientowany.

- Ślepy jesteś czy głupi? - prawie wykrzyczałam ze złości. Wstałam i ruszyłam w przeciwnym kierunku, miałam zacząć biec, ale złapał mnie za nadgarstek. Odwróciłam się i z całej siły dałam mu z liścia. Chłopak zachwiał się i przyłożył dłoń do policzka.

He Still Tries Where stories live. Discover now