Rozdział IV - "Czuję Twój oddech..."

3.7K 188 82
                                    

Wszędzie było ciemno, Shawn jak gdyby nigdy nic, chwycił mnie za rękę. Zabrałabym ją, gdyby nie fakt, że było dość ciemno i nie chciałam go zgubić. Poczułam powiew świeżego powietrza, leśny klimat, byliśmy chyba w parku. Tak... widać niewielkie jeziorko, w którym odbity był blask księżyca i nasze odbite sylwetki, które rozpływały się wraz z lekkimi falami, które poruszał wiatr. Taką scenę można by było nazwać romantyczną, przynajmniej tak mi się wydawało. Znam je tylko z filmów, dziwne uczucie, gdy przeżywa się je realnie. Shawn objął mnie w pasie, czułam się dość niezręcznie. W końcu wcale go nie znałam. Wiedziałam tylko o nim, jak ma na imię. W tej niezręcznej ciszy trwaliśmy kilka minut, gdy nagle usłyszałam głos:

- Opowiedz mi coś więcej o sobie, chciałbym Cię poznać bliżej. - zaproponował Shawn, co mi się jak najbardziej spodobało, bo ta cisza była niekomfortowa.

- Hm... - zastanawiałam się, czy mówić mu o sobie, o swojej przeszłości, o wspomnieniach, które wrócą. - W wieku 13 lat byłam adoptowana przez obecnych rodziców, lubię architekturę i nauki ścisłe, a także dobrą książkę. Jestem dość nieśmiałą osobą, nie umiem rozmawiać o sobie.

- Dobrze Ci to wychodzi. - napomknął brunet miłym wzrokiem. - Bardzo lubię o Tobie słuchać.

- Każdej lasce tak mówisz? - wyszczerzyłam się złowieszczo oczekując negatywnej odpowiedzi.

- Może... - uśmiechnął się szeroko.

- Teraz ty zacznij, oprócz tego, że nazywasz się Shawn Mendes, jesteś cholernie przystojny i jesteś moim stalkerem nic o Tobie nie wiem!

Cholera. Ja naprawdę powiedziałam mu wprost, że uważam go za przystojnego? Nie wierzę, że to ja. Ta sama cicha Sally, jaką sama znam.

- Przystojny powiadasz? Wiem, że jestem przystojny... - cóż za skromność  - Moi rodzice rozstali się, gdy miałem 8 lat. Moja matka wychowuje mnie samotnie. Pracuje w agencji nieruchomości. Lubię imprezować, uwielbiam koszykówkę.

O, nie. Kolejny zarozumiały sportowiec, który myśli, że jest pępkiem świata, przeleci laskę, pobawi się uczuciami, a później rzuci bez słowa. Za kogo ja się zabrałam?!

- Już jakiś postęp. Będziemy tu tak stać? Zimno się robi. - odpowiedziałam obejmując się rękami.

- Proszę. - brunet szybkim ruchem założył mi swoją marynarkę.

Bardzo miłe z jego strony, ale jeśli myśli, że nabiorę się na jego udawany romantyzm to się grubo myli.

- Czy naprawdę chciałeś mnie zabrać na spacer tylko do parku? W taką pogodę? Nie rozumiem. - westchnęłam dość głośno. - Chodźmy stąd Shawn, naprawdę mi zimno.

- Ale to nie koniec wycieczki. Mam jeszcze jeden plan. Chodźmy!

***

Słychać odgłosy głośnej muzyki, idziemy w stronę jakiegoś domu. Na ulicy walają się pijani ludzie.

- Gdzie idziemy? - zapytałam ze zdziwieniem w oczach.

- Jak to gdzie? Na imprezę, mam ochotę się trochę rozerwać w Twoim towarzystwie. - puścił mi oczko i swym uśmiechem próbował mnie tam zaciągnąć.

O nie, nie dam się zwieść.

- Nie, Shawn. Nie lubię imprez. Nigdzie nie idę. - podniosłam stanowczo głos.

- W takim razie nie masz wyboru, kochana. - podbiegł do mnie, chwycił mnie za biodra i zarzucił na plecy wbiegając w sam środek imprezy.

- Jak mogłeś, co ty sobie wyobrażasz? Nigdy nie pytasz mnie o zdanie. - krzyknęłam tak głośno, aby usłyszał z powodu zagłuszającej nas muzyki.

- Spełniam tylko to, co mi obiecałaś. Moja zakładniczko.

Ah tak, porwał mnie. Tak ze mną pogrywa? I co, myśli, że wskoczę z nim teraz tak po prostu do łóżka jak ostatnia szmata? Za dużo tego. Muszę wyładować emocje. Nie zważając na jego reakcję biorę butelkę pełną wódki, a w drugiej ręce butelkę coli. Piję naprzemiennie, aż czuję dziwne uczucie bezwładu w nogach. Dlaczego ja to zrobiłam? Co mnie opętało?

- Zatańczmy. - zgarnął mnie Shawn, przytrzymując mnie mocno.

Niechętnie, ale zaczęłam z nim tańczyć. Opieraliśmy swoje ciała dość mocno się przytulając. Czułam jego każdy mięsień klatki piersiowej i bicie jego serca, tętno było przyśpieszone. Bardzo chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie.

Czuję, że jestem nietrwała w uczuciach. Nie wiem, co czuje do bruneta, ale wiem jedno - bardzo mnie pociąga. Jego ciemne oczy wodzą mój wzrok za sobą, jakbyśmy byli jednością. Gdy nagle... tracę świadomość.

***

Budzę się nagle. Jestem mocno wstawiona, aż za mocno. Co się ze mną dzieje? Nie mogę się ruszyć. Czuję dotyk Shawna, położył mnie na kanapie.

- Czekaj tu, idę po wodę. Nigdzie się nie ruszaj, księżniczko. - mruknął do mnie cichym głosikiem.

Czułam, że ktoś mnie zaczął przenosić. Z myślą, że to Shawn uległam i z pomocą wkroczyłam po schodach, chyba do jakiegoś pokoju. Ktoś położył mnie na łóżko.

- Shawn, dziękuję, że się mną opiekujesz. Co ja bym bez Ciebie zrobiła. - usłyszałam cichy chichot i czułam czyjś oddech na moim karku. Był gorący, namiętny, rozpalony niczym płomień. Zaczął dotykać moich ust, coraz bliżej, aż złączyliśmy je w pocałunku. Poczułam, że mnie rozbiera.

- Shawn, co ty do cholery robisz? - odpowiadam szybko i spanikowana otwieram oczy. To nie był on.

Jezu święty, próbowałam uciec, ale nie miałam sił. Nie byłam w stanie nawet krzyczeć. Byłam rozbierana i nic nie mogłam zrobić. Nie mogę dalej przemyśleć, po co wpoiłam w siebie te litry alkoholu. Co chciałam tym osiągnąć? Twarz wydaję mi się znajoma, ale przez rozmazany obraz nie mogę nic zobaczyć.

- Teraz jesteś już tylko moja... - usłyszałam to zdanie, które mój towarzysz wypowiedział i wreszcie resztkami sił byłam w stanie wykrzyczeć tylko jedno "Pomocy".

Nigdzie nie było mojego bruneta. Zostawił mnie samą. Już nikt nie usłyszy mojego krzyku cierpienia...

Uprowadzona |S.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz