Zacząłem walić go pięściami w klatkę piersiową, żeby się ocknął. Nie mogłem porzucić takiej szansy, takiego tropu... Trzepałem nim chwilę i obudził się.
- Auu, czego tak wszystko mnie boli? - złapał się za ramię.
- Nie ważne, gadaj lepiej, gdzie mają port, zanim znowu zemdlejesz.
- Night Death? W Vancouver. Nie radzę Ci się tam wybie... - znowu zemdlał.
Może lepiej poinformuję jego matkę o tym, że ciągle mdleje. Lepiej żeby nic mu się nie stało, tracę tylko czas. Pozostały mi tak naprawdę tylko dwa dni, port w Vancouver jest dość daleko, prześpię się dzisiaj i jutro wyruszę w drogę samochodem. Znajdę ją, nawet gdyby miałoby by być to celem mojego życia, a powodem mojej śmierci... Nie dam za wygraną. Moja mała dziewczynka, mam wielką nadzieję, że jest w miarę bezpieczna i nikt z nią nic nje robi. Jej cierpienie to każdy cios zadany w moje serce. Nie przeżyłbym, gdyby coś jej się stało. Nie miałem szans ją uratować, a mimo to, nadal się o to wszystko obwiniam. Wiem, że nie jestem sprawiedliwy wobec siebie, ale moja wewnętrzna duchowa osobowość nie pozwala mi zapomnieć o tym, że straciłem wszystkie siły przez jedno głupie uderzenie, które spowodowało, że zemdlałem. Nie mogłem jej bronić, może byłbym w stanie ją uratować, ewentualnie chociaż zdobyć więcej dowodów, licząc na jej wcześniejsze uratowanie. Są profesjonalistami - to fakt, ale nie ma zbrodni doskonałej. Zawsze pozostają jakieś ślady. Gdyby nie Martin... Nigdy nie dałbym sobie szans, by ją odnaleźć. Kanada jest wielka, a portów? Wiele. Skąd też informację o tym, czy podróżują statkiem, czy samolotem? Nie dostałbym jej nigdzie. Wracam do swojego mieszkania, czeka tam na mnie matka. Chyba o wszystkim wie, zdaję sobie sprawę, że będzie próbowała o tym rozmawiać. Ona nawet nie wie, jak mi w tej chwili ciężko. Skąd miałaby wiedzieć? Przecież nie jest mną, ani matką Sally, ani też Julie. Biedna dziewczynka, ona jest jeszcze za mała, by zrozumieć, dlaczego... A ja? Mam osiemnaście lat i także nadal nie wiem - dlaczego? Dlaczego akurat ona? Dlaczego nie ktoś inny? Dlaczego to wszystko się tak potoczyło? Nikomu nie życzyłbym tego losu, a tym bardziej Sally. Wróciłem na przystanek, poczekałem kilka minut. Autobus podjechał na miejsce. Wsiadłem, zająłem wygodne siedzenie i ruszyliśmy. Dojechaliśmy na przystanek niedaleko domu Sally. Zapukałem do środka, musiałem zobaczyć jak czuje się jej matka. Zobaczyłem obraz smutku i żalu, matka rozpłakana z córką siedziały w salonie na kanapie. Widać, jak bardzo ją kochają. Słowa nie są w stanie opisać tych emocji, które teraz opanowały cały ludzki świat, który nas otacza. Po prostu się nie da. Podszedłem do nich, przytuliłem je i powiedziałem kilka ważnych dla nich słów.
- Zrobię wszystko, by ją odnaleźć. Przywiozę ją do domu żywą i zdrową, obiecuję. Mam kilka śladów, jutro wyruszam w drogę. Proszę, niech Pani nie informuje policji, nie chcę zostać przez nich zatrzymanym przed niebezpieczeństwem. Dla mnie nie jest ważne życie moje, a jej.
Popatrzyła głęboko w moje oczy, wtuliła się w moje ramiona jeszcze bardziej.
- Sally ma wspaniałego chłopaka, wiedz, że bardzo Cię lubię Shawn, mam nadzieję, że będę miała okazję wydać moją córkę za mąż za Ciebie.
- Ja też mam taką nadzieję.
Nie miałem więcej czasu, podtrzymałem je trochę na duchu, pożegnałem się i ruszyłem autem w stronę mojego domu. Zaparkowałem. Ruszyłem w stronę drzwi, światło w kuchni było zaświecone, dzień już się kończył, nie było nigdzie jasno. Ciemność dookoła ogarnęła całe Toronto. Słońce już dawno zaszło, a ona? Nadal na mnie czeka, by okazać mi swoją matczyną miłość i wsparcie. Wchodzę do środka. Widzę matkę siedzącą przy stoliku. Widać, że jest roztrzęsiona i smutna. Zawsze była wrażliwa na cudze nieszczęście. Gdy zobaczyła mnie w progu drzwi to rzuciła się na moją szyję. Przytuliła mnie i okazała zachwyt z mojego idealnego stanu zdrowia po całym zdarzeniu, zdrowia fizycznego, bo zdrowie psychiczne jest nadal w ciężkim nieładzie. Pocieszyła mnie, okazała słowa wsparcia i niczym matka wypowiedziała kilka słów.
- Nie rób żadnych głupst, martwię się o Ciebie. Policja zajmuje się tą sprawą, oni są niebezpieczni, nie chcę stracić kolejnego dziecka.
Nigdy o tym nie opowiadałem Sally, straciłem brata w wypadku. Matka była naprawdę przejęta tym wszystkim. Zawsze była bardzo opiekuńcza w stosunku do mnie i mojej młodszej siostry. Nie chciała nigdy mnie stracić. Bała się o każde zagrożenie. Nie mogę jej przecież powiedzieć, że jadę w ręce gangu, ryzykując swoje życie, by ją uratować. Potwierdziłem jej zapewnienia i ruszyłem w stronę pokoju. Zabrałem kilka rzeczy, ruszyłem w stronę łazienki. Zdjąłem z siebie całą swoją odzież. Kompletnie nagi otuliłem się płaszczem gorącej wody z prysznica, która spływała po moim umówionym ciele, podkreślając każdy kształt. Sally zawsze się tym zachwycała, wspomnienia z nią związane ciągle nawiedzają moje myśli. Nie mogłem tego dłużej znieść. Wyszedłem i przebrałem się w czyste bokserki i koszulkę bez rękawów. Wszedłem do pokoju. Podłączyłem telefon do ładowania, otuliłem się kołdrą i próbuję zasnąć. Muszę wcześnie wstać, by ruszyć na Vancouver, żeby zdążyć na czas. Patrzyłem na rozkład promu. Jest jeden rejs o godzinie 16. Nie mam zbytnio czasu, aby zdążyć muszę wyruszyć z rana. Znajdę ją i namiętnie pocałuje mówiąc, że wracamy do domu. Obiecuję. - powiedziałem do samego siebie i zasnąłem.
CZYTASZ
Uprowadzona |S.M.
FanfictionKiedy w dzieciństwie śmierć się do Ciebie uśmiecha, a ty przeżywasz chwilę grozy to nie zapomnij, że koszmar dopiero się zaczyna... Sally Collins, 17 letnia dziewczyna mieszkająca w Kanadzie z pochodzenia Angielka, po adopcji rozpoczyna swoje nowe ż...