Rozdział II - "To nie tak miało być..."

5.2K 203 112
                                    

Chłopak, który przedstawił się, jako Shawn Mendes wydawał się być typem podrywacza. Wyrzeźbiony brzuch, piękne ciemnobrązowe włosy i ciemne oczy, jego styl ubioru był dość wyluzowany, lecz widać było po nim nutkę elegancji. Jego wzrok wędrował lekko po moim ciele, stał nieruchomo wpatrując się w moje rysy twarzy, później zszedł trochę niżej, niżej, aż zatrzymał się. Nie powiem, trochę mnie to skrępowało, więc odezwałam się szybkim głosem:

- Potrzebujesz czegoś? Nie mam zbytnio czasu na rozmowę. - kłamałam, odkąd Caroline znalazła sobie chłopaka, miałam bardzo dużo czasu.

- W sumie to nie, nie ukrywam, jesteś bardzo piękna. Twój wzrok powala, może miałabyś ochotę umó... - przerwałam mu, bardzo dobrze wiedząc do czego zmierza.

Powaliłam go krzywym wzrokiem i odpowiedziałam szybko i bardzo śmiało.

- Nie. Mam już plany na dziś. - nie wiem, co we mnie wstąpiło. Nigdy nie zdarzyło mi się, aż tak bardzo kłamać, zazwyczaj byłam bardzo szczerą osobą. No. Jak zdarzyło mi się do kogokolwiek odezwać.

- No cóż, a może w piątek wieczorem? Nie przyjmuję odmowy. Do zobaczenia, przyjdę po Ciebie o ósmej! - zachichotał i puścił mi oczko odchodząc ode mnie.

- Ej! Nawet nie dałeś mi odpowiedzieć, nie wiesz nawet gdzie mieszkam! - lekko zdenerwowana i zniesmaczona odpowiedziałam.

- Oczywiście, że wiem. Wiem więcej, niż myślisz. - odpowiedział, znikając w tłumie przechodzącym przez korytarz.

O co mu mogło chodzić? Niczego nie rozumiem, ten chłopak jest taki tajemniczy, nachalny i zarazem seksowny. Eh, Sally. Przestań zadręczać się głupimi pytaniami. Pewnie był to znowu jakiś głupi tekst na podryw, aby wywołać skrajne emocje. Mimo wszystko, nie dał mi dojść do głosu, przez co nie mogłam odmówić. Cóż, to będzie ciężki wieczór. Zwłaszcza dlatego, że piątek jest właśnie jutro. Usłyszałam głośny dzwonek i weszłam do mojej klasy, gdzie odbywała się lekcja angielskiego.

***

- Psst! Sally! Odezwij się! - szepnęła bardzo cicho Caroline.

- Mówiłam, żebyś się do mnie nie odzywała. Nie mam ochoty na rozmowę z Tobą. Jeśli znowu dostanę przez Ciebie kozę to gorzko tego pożałujesz Caroline Robinson. - mówiłam wkurzonym i lekko roześmianym głosem. - Czego chcesz?

Nie potrafiłam się długo na nią denerwować. Byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami, miałam tylko ją, więc gdybym ją straciła to zostałabym całkiem sama.

- Słyszałam, że ktoś tu się umówił na randewu? Hym? - roześmiana Caroline powiedziała to głośno. Zbyt głośno.

- Caroline, Sally. Zapraszam was obie na randewu. - powiedziała dość poważnie pani profesor Clarke.

- No wie pani, nie jest pani w moim typie! - odpowiedziała roześmiana przyjaciółka.

- Bardzo śmieszne panno Robinson. Obie zostaniecie po lekcjach, codziennie przez okrągły tydzień. Może to wam poprawi humorki. Będziecie mieć waszą wymarzoną randkę... tym razem ze szkołą.

Rozbrzmiał dzwonek, a później panna Clarke dodała jeszcze trzy słowa:

- Dzisiaj też zostajecie. - dopowiedziała uśmiechnięta pani profesor.

Cudownie. Cały tydzień w kozie, jeszcze tego mi brakowało. Dzięki Caroline. Wyszłyśmy razem z klasy i od razu rozpoczęłyśmy zaciętą dyskusję.

- A nie mówiłam? Przez Ciebie będziemy w kozie. Jakbyś nie mogła rozpocząć rozmowy na przerwie, ale nie... oczywiście panna Robinson musi nas zawsze wciągać w kłopoty! - powiedziałam dość poważnie.

Uprowadzona |S.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz