Rozdział XXVII - "Jestem z Tobą"

1K 82 5
                                    

Weszliśmy do gabinetu pani dyrektor. Usiedliśmy wygodnie na siedzeniu i czekaliśmy na dalszy ciąg zdarzeń. Siedzieliśmy w ciszy, wpatrzeni w nią, a ona obserwowała każdy nasz ruch. Żeby przerwać tą niekomfortową ciszę zaczęła mówić.

- No cóż, Mendes i Collins. To nie pierwszy raz, kiedy chodzicie na wagary. W naszej szkole nie toleruje się takich zachowań. Tym bardziej, że jest to wasza ostatnia klasa i mam nadzieję wybieracie się na jakieś uczelnie. Doszły mnie słuchy Mendes, że masz zamiar wybrać się na Uniwersytet w Vancouver. To prawda?

- To są na razie luźne plany, nic konkretnego. - odpowiedział.

- Wydział sportowy?

- Nie. Muzyczno-artystyczny.

- Ah, tak. W Tobie zawsze było coś z aktora, zwłaszcza, gdy próbowałeś wymijać się od konsekwencji. Zdajesz sobie sprawę, że nagana ode mnie lub co gorsza wydalenie ze szkoły wiąże się z nikłą szansą na możliwość studiowania na tym uniwersytecie?

- Mam nadzieję, że nie dojdzie do takiej sytuacji, pani profesor.

- Ja również mam taką nadzieję. A ty, Collins? Gdzie masz zamiar iść na studia?

- Jeśli moje finanse na to pozwolą to również do Vancouver. Może wydział architektury? Jeszcze się nad tym nie zastanawiałam głębiej.

- No cóż, taka sama sytuacja jak u Mendesa. Powiedzcie mi, co mam w tej sytuacji zrobić?

- Puścić wolno i przyjąć przeprosiny? - zaśmiał się Shawn.

- Mało. Nie ma tu powodu do śmiechu, Panie Mendes. No cóż, w formie kary... Hm... O! Wiem. Przygotujecie we dwójkę występ na najbliższą piątkową akademię. Mendes będzie grać na gitarze, a ty Collins... Będziesz śpiewać, o tak.

- Ale ja nie potrafię śpiewać, pani profesor.

- Lepiej dla szkoły, troszkę rozrywki nie zaszkodzi. - wrednym uśmieszkiem obdarzyła mnie i chłopaka. - Możecie już wracać na lekcję. Do widzenia.

- Do widzenia, pani profesor. - odpowiedzieliśmy jednocześnie, wychodząc z gabinetu.

- I co teraz? - zapytałam.

- Nic, wystąpimy. - zaśmiał się Shawn, jednak mi do śmiechu nie było. - Przyjdę dzisiaj do Ciebie. Poćwiczymy moją piosenkę, sam napisałem...

- Piszesz piosenki? Myślałam, że sobie ze mnie żartujesz. Ty, Mendes? Kto by pomyślał.

- Mam kilka swoich kawałków. Zmykaj na lekcję, nie chcę mieć więcej problemów. Już wystarczy, że grozi nam wyrzucenie ze szkoły. Sama wiesz, że marzyłem o tym Collegu.

- Wiem, Shawn. Ja też. Przyjedź po mnie do pracy, poćwiczymy od razu. Zdajesz sobie sprawę, że piątek jest już jutro? Ona sobie chyba jaja z nas robi.

- Nie wątpię. Mamy jeden dzień na przygotowania, damy radę!

- Dobra, dobra. Do zobaczenia.

Odeszłam w stronę klasy. Może tego nie było po mnie widać, ale w porównaniu do Shawna jestem masakrycznie tym wszystkim przerażona. Nie chcę zbłaźnić się przed całą szkołą.

Dzwonek na lekcję.

***

- Zdecyduj się wreszcie. Normalnie jak kobieta! - krzyknęłam w stronę Shawna.

Jesteśmy już u mnie godzinę i nadal nie możemy się zdecydować, którą piosenkę wybrać. Mówił, że jest ich kilka... zapomniał przyłączyć członu "naście". Kiedy on miał czas to wszystko napisać?

- Same piosenki miłosne. - powiedziałam zniesmaczona.

- Pisałem je z myślą o Tobie. - podszedł do mnie, owinął ramionami całą mnie.

- Tą też? - wskazałam na piosenkę "Running Low". - "I know you'll find someone who
Gives you the time I didn't give to you
I'm running low
I'm sorry, but I have to go
And maybe I will never feel
You gave me something so real
I'm running low
I'm sorry, but I have to go...". Piosenka o mnie powiadasz?

- Nie. Tą napisałem w wolnym natchnieniu. Co myślisz o tej? - wskazał na piosenkę o tytule "Mercy".

- Nieee. Chyba nie myślisz, że zaśpiewam sama. Masz jakąś podzieloną na dwie osoby?

- Tak. Jest, spójrz. - wskazał na piosenkę o tytule "I know what you did last summer..."

- Adekwatna do osobowości. - wyszeptałam cichutko do siebie.

- Co mówiłaś?

- Nic, kochanie. Naprawdę nic.

- Okej, w takim razie niech będzie ta. Pokażę Ci linię melodyczną i zaczniemy później wspólnie.

W pokoju rozległ się głośny śpiew chłopaka. Widok Shawna szarpiącego struny, niczym na niebiańskiej harfie i ze śpiewem anioła przyprawił mnie o dreszcze. Co do cholery?! Pierwszy raz słyszę jego śpiew i... po prostu zaniemówiłam. To było idealne. Bałam się, że tylko popsuję piosenkę. Nigdy nie śpiewałam, ale warto spróbować.

- Twoja kolej. Linię melodyczną znasz. Spróbujemy to zaśpiewać razem. - zachichotał głośno i wystawił na mój widok, swój cudowny, śnieżnobiały uśmiech.

- "I know what you did last summer!..." - zaczęłam lekko podśpiewywać i w tym samym czasie lekko śmiać się.

- Sally, błagam. Weź się w garść. To już jutro, nie zapominaj.

- No dobra, zacznijmy od początku.

Śpiew i głos gitary rozległ się po pokoju, a widniał tam przez następne kilka godzin. Próba trwała bardzo długo. Dwójka kochanków, w młodym wieku, zakochani w sobie, tworzą duet, śpiewając o miłości i zdradzie...

***

- Witam bardzo serdecznie wszystkich zebranych oraz uczniów naszej szkoły. Chciałabym serdecznie podziękować za organizację całego przedsięwzięcia. Było mi naprawdę bardzo miło słuchając wszelkich talentów, które z waszych dusz się wydobywają. Chciałam też zapowiedzieć tylko występ dwójki naszych uczniów, którzy chcieli wam przedstawić wybraną przez nich piosenkę. Mam szczerą nadzieję, że powitanie ich gorącymi oklaskami, a później, kto wie, jeśli zasłużą. - zaczęła swój szyderczy śmiech. - Dziękuję za uwagę. Zapraszamy Shawna Mendesa i Sally Collins!

- Dziękuję pani dyrektor. No cóż, zostaliśmy troszkę zmuszeni, ale to nic. - puściłam oczko w stronę naszej pani profesor. - Dzisiaj zaprezentujemy piosenkę moją i Sally pod tytułem "I know what you did last summer...". Dzięki za uwagę.

- Shawn, ja się boję. - powiedziałam mu cicho na ucho.

- Nie masz się czego bać, po prostu śpiewaj.

Odwróciliśmy się w stronę otaczającej nas publiczności. Zaczęliśmy śpiewać piosenkę Shawna, słowo po słowie, szarpnięcie struny po szarpnięciu. Bardzo mi się to spodobało, a publiczności? Nie wiem. To, co się okazało, przeszło nasze oczekiwania...

Uprowadzona |S.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz