Rozdział XXVI - "Złudne nadzieje"

1K 82 18
                                    

Widzę go tutaj. Czeka na mnie i oczekuje wybaczenia, nie rozumiem, na co on tak naprawdę liczy. Czy ktoś mu kazał iść na imprezę? Czy ktoś kazał mu tyle pić? Nikt. On sam chciał i to on będzie za to otrzymywać stosowne konsekwencję. Moje złudne nadzieje na normalny związek runęły, a ja? - Jestem nikim. Nie mam na nic sił. Stoję i czekam na jego pierwsze słowa, a on się tylko patrzy... obserwuje mój każdy krok i czeka na jakąkolwiek reakcję.

- Czego chcesz? - rozpoczęłam nie mogąc trwać w tej bezsensownej ciszy.

- Chciałbym pogadać, należy Ci się to... - odpowiedział przestraszonym głosem.

- A te róże? Na przeprosiny?

- W pewnym sensie tak, aczkolwiek nie. To fakt, zraniłem Cię tym, że nie powiedziałem Ci od razu o tej głupiej sytuacji, jedyne za co mogę Cię przeprosić to właśnie to. Należało mi się, po prostu. Wiem, że myślisz, że z nią spałem...

- A nie spałeś? Nie chcę nawet słychać tych kłamstw, które wymyślisz...

- Nie spałem. Mogę Ci to udowodnić.

- Jak? - zapytałam czekając na dalszy ciąg zdarzeń.

- Mam nagranie. Proszę, spójrz.

Ciekawa byłam, co na nim zobaczę. Na nagraniu widać było Meghan, która ciągnie gdzieś Shawna. Był głos... "Ta dziwka Sally będzie myślała, że z nim spałam. Będzie miała za swoje. Świetny plan miałeś David, naprawdę jestem pełna podziwu. Czekaj chwilkę, odstawię go do pokoju i wracam do Ciebie." Nagranie zostało zrobione z ukrycia.

- Kto to nagrał?

- Kolega z klasy. Chciał się troszkę pośmiać ze mnie, ale później, gdy wynikła ta cała sytuacja z Meghan, pokazał mi to. Nie wytrzymam bez Ciebie. Nawet nie wyobrażasz sobie jak się cieszyłem, gdy z Tobą byłem, a jak cierpiałem, gdy Cię straciłem. Kocham Cię bardzo, Sally.

Shawn położył bukiet róż na stole, zabrał do rąk gitarę i zaczął grać.

- "Please have mercy on me
Take it easy on my heart
Even though you don't mean to hurt me
You keep tearing me apart
Won't you please have mercy, mercy on my heart
Won't you please have mercy, mercy on my heart..."

- Shawn... wiesz przecież, że mam słabość do Twojej gry. Kocham Cię też, ale nie mogę tak łatwo tego zapomnieć, to wszystko mnie dalej gnębi, mimo, że poznałam prawdę to muszę to wszystko przemyśleć od nowa. Idź stąd już, proszę. Daj mi zostać chwilę samą.

- Sally, ale ja... - przerwałam mu.

- Shawn, proszę...

- No dobrze, ale pamiętaj, że mocno Cię kocham i nie przestanę kochać. Licz się z tymi słowami, proszę.

Mam już dosyć. Nie mogę żyć w świadomości, że mój chłopak zataił przede mną prawdę. A co, gdybym mu po prostu wybaczyła? Okłamałby mnie poraz drugi znając moją słabość.  Nie mogę dawać się wykorzystywać pod każdym względem, to ciężkie. Tak po prostu. Muszę od tego odpocząć.

***

Minął tydzień odkąd Shawn był u mnie. Nie odezwał się ani słowem, przez telefon, czy nawet w szkole. Czułam zawsze na sobie jego wzrok. To było bardzo niekomfortowe, ale on nadal czekał na odpowiedź. Nie mogłam przecież wiecznie z tym zwlekać. Chciałam do niego podejść, ale zobaczyłam ruszającą w jego stronę Meghan. Schowałam się za szafkami i wysłuchiwałam ich rozmowy.

- Myślisz przystojniaczku, że tak łatwo się mnie pozbędziesz? Nie sądzę. Patrz. - pokazała w jego stronę test ciążowy.

- I co w związku z tym? Gratuluję. Tak to jest jak się puszczasz na prawo i lewo, a później nawet nie wiesz, kto jest ojcem.

- W takim razie kto?

- Ty, Shawn. Właśnie Ty.

- To niemożliwe, nawet razem ze sobą nie spaliśmy...

- Ty tak myślisz, ale ja wiem swoje. Urodzę to dziecko, a Ty mi pomożesz je wychować, czy Ci się to podoba, czy nie.

- Mam dowody, nie wrobisz mnie w rodzicielstwo. Zostaw mnie wreszcie e spokoju. Nie rozumiesz, że ja kocham moją dziewczynę - Sally?!

- A idź sobie do niej, idiota. Test jest fałszywy, chciałam tylko zobaczyć Twoją reakcję. Kolejny dupek, za grosz szacunku do innego człowieka.

Shawn zaczął ruszać w stronę holu, nie chciałam zostać zauważona, ale moja niezdarność dała za wygraną i wywróciłam się prosto za nim. Odwrócił się, spojrzał na mnie i pomógł mi wstać. Uścisnął mnie bardzo mocno swoimi masywnymi ramionami.

- Nie obchodzi mnie, co wybierzesz. Zawsze będę blisko Ciebie, nie odpuszczę Cię. Nie jestem w stanie. Sally, wybacz mi...

- Wybaczam. - wypowiedziałam to jedno, a jak wiele znaczące słowo.

- Co powiedziałaś? - wyszczerzył swoje wielkie oczka.

- Że Ci wybaczam, też Cię bardzo kocham. Ten tydzień dał mi nauczkę, że nie warto się kłócić. Tęskniłam za Tobą cholernie i nigdy mnie już nie zostawiaj, bądź ze mną po prostu szczery i informuj mnie o takich rzeczach.

- Zapamiętam, obiecuję. - pocałował mnie namiętnie w usta, a w półtrwaniu była już lekcja języka obcego.

- Nie mam ochoty iść już na zajęcia. Wracamy do domu?

- Co sobie tylko moja księżniczka zażyczy. - uśmiechnął się w moją stronę.

Ruszyliśmy trzymając swe ręce tak bardzo, jak gdybyśmy więcej mieli się nie zobaczyć. Szliśmy przez całą szkołę, jest ona bardzo duża, a na korytarzach wielka pustka. Widzieliśmy już wyjście, mieliśmy wychodzić i usłyszeliśmy głos z daleka.

- Collins, Mendes. Do gabinetu, zapraszam. - odwróciliśmy się i stała tam dyrektorka.

- Cholera... - wyszeptał cicho w moją stronę Shawn.

Uprowadzona |S.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz