Poranek

478 67 3
                                    

Castiela obudziły ciepłe promienie słońca, chwilę zajęło mu zrozumienie gdzie właściwie jest i co się z nim działo.
Twarz miał zwróconą do okna, leżał na materacu pod kanapą, na ktorej spał pies. Dopiero po chwili zauważył, że obejmuje go silne ramię Deana, którego dłoń spoczywała na jego dłoni, a wręcz była w nią wpleciona.
Castielowi serce zabiło mocniej i przeszedł go przyjemny dreszcz, gdy palce Deana przesunęły się po jego skórze. Czy Dean spał? Która jest wogóle godzina?
Co się w ogóle wczoraj stało?
Castiel delikatnie wyslizgnał się z objęć kolegi, na którego twarzy przemnknął grymas niezadowolenia i poszedł sprawdzić godzinę.
8:47?? Jest spóźniony do pracy!!! Obaj są!!
- Dean! Cholera, jesteśmy
  spóźnieni!
-  .. aleee jeszczee pięć minuut...
- Dean!
- Co??
- 8:47!
- Cholera, szykuj się jedziemy.
  Pierwszy tydzień w pracy.
  Super.
Wzglednie szybko wstał z materaca i zaczął się ubierać,  Castiel zamiast zająć się tym samym gapił się na kaloryfer mężczyzny. Cas nie wiedział, że Dean wygląda bez koszulki aż TAK dobrze.
- Cas? Mózg Ci sie zawiesił?
  Szykuj sie!
- Co? Ah, już już.
Cas opanował sie w momencie, gdy koszulka zakryła brzuch Winchestera i zajął się ubieraniem.
Po 10 minutach byli juz gotowi, wyszli z mieszkania i Dean skierował się w stronę impali, a Cas automatycznie w stronę przystanku.
- CAS!
Cas odwrocil się i zawrócił, wsiadł do Chevroleta i spojrzał na kierowcę
- Co? Nocowanko zaliczyliśmy, to
  już się do mnie nie przyznajesz?
- Dean, to nie tak... Czekaj...
  Spaliśmy ze sobą??
- Cas wyluzuj, do niczego nie
  doszło, byłeś pijany, nie
  wykorzystałbym Cię, żartuje
  sobie przecież, nie przejmuj się,
  bywam wredny, przepraszam.
- Jedźmy już, Crowley nas
  zabije.
- Racja!
Dean wcisnął gaz do dechy i ruszył w stronę biura.
- Cas, przepraszam, to moja wina,
  zasiedziałem się.
- Nic się nie stało Dean, miło
  było...
Dean uśmiechnął się nieśmiało i resztę drogi spędzili w przyjemnej ciszy.
Wbiegli do biura i usiedli na swoich miejscach.
Charlie podeszła do ich biurek
- Ej, nie przywitacie się ze mną??
- Cześć Ruda!
Krzyknął Dean, a Castiel wstał i podał jej rękę, ale Charlie objęła7 go i spytała
- Cas, co jest, przecież Ty się nie
  spóźniasz?
- Chyba to ja go trochę
  demoralizuje. Zaspalismy.
Dean wyszczerzył zęby dołączając się do rozmowy.
Cas się lekko zaczerwienił, a Charlie uśmiechnęła się złowrogo i krzyknęła na pół biura:
- NIE WIEDZIAŁAM, ŻE SIĘ
  UMAWIACIE
- Bo się nie umawiamy.
Odburknął jej Cas.
- Chcesz powiedzieć, że
  to nie była randka? Znowu się
  do mnie nie  przyznajesz?
- Myślałem, że nie lecisz na
  facetów.
Odparł poddenerwowany Cas.
- Cas...
- Co?
- Chodź proszę ze mną na chwilę.
Przeszli do kuchni zostawiając Charlie z obrażoną miną.
- Więc?
- Po pierwsze, nie jestem gejem
  ale jestem biseksualny, po
  drugie nie przejmuj się tak no i
  po trzecie przepraszam za te
  głupie żarty. Nie powinienem
  przy Charlie. Po prostu to jest
  taka moja reakcja obronna jak
  mi na czymś... zależy i się
  denerwuję, to gadam głupoty.
- Na czymś Ci zależy?
- Noo... Staram się jak mogę, żeby
  nie wyjść przy Tobie na idiotę,
  ale cholera, starczy że spojrzę
Dean urwał w pół zdania i podniosl oczy na Casa, patrzacego na niego przejetym i pytajacym wzrokiem.
- Dobra Cas, chce mieć to już za
  sobą i wiedzieć na czym stoję,
  ale proszę Cię bądź
  wyrozumiały, bo... Cię lubię,
  nawet bardzo. Problem w tym,
  że mi się podobasz i po prostu
  nie mogę normalnie myśleć i
  wiem, że nawet jeślibym miał u
  Ciebie jakieś szanse, to jeszcze
  bardzo krótko się znamy, ale
  jeśli nie jesteś zainteresowany
  to chociaż nie skreślaj mnie jako
  przyjaciela. Postaram się, będę
  się zachowywał normalnie,
  tylko te Twoje oczy...
Cas stał jak wmurowany i nie wiedział co powiedzieć, nie mógł uwierzyć, w to co słyszał. No właśnie, bo co jeśli Dean sobie z niego żartuje? W końcu Cas przemógł się w sobie, gdy Dean spowrotem podniósł na niego swój zaszklony wzrok, pełen pytań i obawy. Cas podszedł do Deana o krok i delikatnie objął go w pasie, na co Dean zareagował uchwyceniem go w ramiona. Żaden z nich nie wiedział czy trwało to sekundę, czy może wieczność, ale gdy sie odsunęli Cas zrozumiał, że to jego kolej
- Dean... Jak mógłbym Cie
  odrzucić? Jestem kiepski w
  relacjach z ludźmi... ale jeśli
  mówisz szczerze, to chciałbym
  spróbować czegoś więcej niż
  przyjaźni... bo mi też na Tobie
  zależy Dean.
Cas się delikatnie uniósł kąciki ust, na co blondyn odpowiedział szerokim, zawadiackim uśmiechem.
- Chyba nie  mamy wyboru, bo
  zdaje się, że nawet Twój pies
  mnie polubił.
- Zobaczymy kogo będzie lubił
  jak go będę karmić.
W o wiele lepszych nastrojach opuścili kuchnię i ruszyli na swoje miejsca. W koncu praca sama się nie wykona.

How I met your fatherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz