*Rozdział 6 cz.1*

9.6K 922 82
                                    

Zajęcia z Czterech Żywiołów definitywnie różniły się od innych lekcji. Nie tylko tym, że, jak to określiły Misurie i Dafne, były elitarnymi zajęciami dla wybrańców, ale również faktem, że każdy kto na nie przychodził zachowywał się jakby wyciągnięto mu kręgosłup i zamieniono go na sztywny kij od szczotki. Ludzie na korytarzu stali w różnych odstępach i ograniczali się do dyskretnego przeglądania książek wyciągniętych z plecaków lub toreb.

Nikt nie rozmawiał. Choć nie zaczęła się jeszcze lekcja, a do końca przerwy pozostało ponad pięć minut, panowała kompletna cisza przerywana jedynie zagłuszonymi głosami uczniów spacerujących po korytarzach w innych skrzydłach szkoły. Osoby czekające na zajęcia o czterech żywiołach zwracały twarze w kierunku zgiełku i najpewniej marzyły, żeby kolejna godzina minęła jak najszybciej, aby mogły z powrotem znaleźć się na przyjaznym terytorium, gdzie nie panowała grobowa atmosfera.

O dziwo, ja też czułam się nieswojo, stojąc przed kolejną, nową dla mnie salą, do której można się było dostać jedynie otwierając grube drzwi zrobione chyba z drewna wenge. Bardzo odróżniały się one od wejść do innych sal, gdzie zastosowano zwykłe, olchowe drzwi z nowoczesnymi klamkami.

- To jedna z najstarszych części szkoły. - powiedział Dorian, stając obok mnie ze schowanymi za plecami rękami. Powiódł za moim spojrzeniem. - Ma ponad czterysta sześćdziesiąt lat.

Uśmiechnęłam się.

- Skończyłeś już z Misurie? - spojrzałam na chłopaka. Ten w odpowiedzi przewrócił oczami.

- Wypytała mnie o każdą pradawną legendę jaka tylko przyszła jej do głowy. - odparł i wskazał dziewczynę, która siedziała na jednej z ławek w rogu i przerzucała kartki jakiejś książki. - Myślała, że streszczę jej wszystkie informacje w dwie minuty i zrobię to w taki sposób, że od razu je zapamięta.

Przyjrzałam się Misurie. Najchętniej bym do niej podeszła, ale wiedziałam, że przez to nie mogłaby się skupić. I tak miała mało czasu na powtórzenie materiału wymaganego na egzaminie.

- Skoro jesteś taki dobry z czterech żywiołów to zgaduje, że zdałeś test celująco i nie musisz go poprawiać. - zwróciłam się do Doriana.

Nastolatek skromnie wzruszył ramionami, ale na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.

- Nie celująco, ale tak. Zdałem. - powiedział, a jego oczy zabłysły. - Wygląda na to, Jedynko, że na zajęciach oboje będziemy siedzieć w rogu i oglądać jak inni rzucają zaklęcia i odpowiadają na pytania egzaminacyjne.

Poczułam, że się rumienię. Już chciałam odpowiedzieć, ale przypomniałam sobie swoją obietnicę ze stołówki.

- America. - powiedziałam szybko, żeby znów nie zapomnieć.

- Słucham?

- Mam na imię America. - powtórzyłam. - America Dusney. Przepraszam, nie przedstawiłam się wcześniej. To dlatego nazywasz mnie Jedynką.

Dorian uniósł ze zdziwieniem brwi. Chwilę milczał po czym... zaczął się śmiać. Niezbyt głośno, ale w stonowanej atmosferze, na korytarzu powstało dosyć silne echo. Chłopak natychmiast spoważniał.

- Rzeczywiście. - przyznał trochę zawstydzony. - Nie zwróciłem uwagi na to, że nie poznałem twojego imienia. O ile sobie przypominam, ja również się nie przedstawiłem, a powinienem to zrobić pierwszy.

Machnęłam ręką.

- Nic się nie stało. - uśmiechnęłam się. - Zdążyłam się dowiedzieć jak masz na imię, a nazwisko wyjawiłeś, gdy wspomniałeś, że jesteś synem dyrektorki.

Przebudzenie: Córka Wiatru [WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz