*Rozdział 3*

18.7K 973 270
                                    

Misurie miała rację, gdy stwierdziła, że magiczne przypominajki nie należały do zbyt przyjemnych. Kiedy tuż przed siódmą, nad moim łóżkiem zmaterializował się zielony, półprzezroczysty kogut, myślałam, że zejdę na zawał. Krzyknęłam z przerażenia, machając rękami, przez co boleśnie spadłam z łóżka na podłogę. Przy okazji pociągnęłam za sobą kołdrę zaplątaną pomiędzy nogami. Gdy jęczałam i przeklinałam, zwierze w odpowiedzi głośno zapiało. Miałam wrażenie, że śmiało się w ten sposób z mojej nieporadności.

Pogrążona w półśnie, machnęłam palcem, a chmura posłusznie się rozpłynęła. Dopiero wtedy, z ulgą zmieszaną z westchnieniem bólu, położyłam głowę na ziemi. Spędziłam kilka minut leżąc na wznak, gapiąc się w sufit i przypominając sobie, gdzie w ogóle się znajdowałam.

Budzik wskazał siódmą, więc w końcu niechętnie wstałam. Głupio byłoby spóźnić się pierwszego dnia zajęć, a musiałam jeszcze przecież zdążyć na śniadanie.

Zrobiło mi się niedobrze na myśl o jedzeniu. W domu bywało różnie jeśli chodziło o zdrową dietę, raczej nie spożywałam systematycznie posiłków, a tym bardziej śniadań, na które, śpiesząc się rano do szkoły, zwyczajnie nie znajdywałam czasu. Nikt również nie uczył mnie przychodzić na jedzenie o określonych godzinach, więc często albo bagatelizowałam posiłki i nie miałam nic w ustach przez wiele godzin, albo kończyłam na piętrze z talerzem kanapek i paczką chipsów, które pochłaniałam potem na leżąco na łóżku. Patrząc na mój styl życia, nie jeden dietetyk załamałby ręce. Cud, że jeszcze od tego wszystkiego nie chorowałam.

Westchnęłam. Głodna czy nie, trzeba było wmusić w siebie przynajmniej trochę jedzenia. W Cennerowe'ie nikt nie patrzył na to, czy uczeń przychodził na posiłku. Wyznaczono godziny, w których je wydawano i na tym koniec, później radź sobie sam. Jeśli ktoś przegapił lub specjalnie opuścił śniadanie, nie miał innego wyjścia jak w cierpieniu, z burczącym brzuchem czekać na obiad.

Na wpół przytomna poszłam do łazienki i przemyłam twarz. Wcale nie poczułam się trzeźwiej, ale przynajmniej nie kleiły mi się oczy. Tak przygotowana, umyłam zęby, zrzuciłam piżamę i założyłam bieliznę.

Czesząc włosy, przeszłam do pokoju kompletnie zapominając, że paradowałam w bieliźnie, a drzwi były przecież otwarte. Szybko dotknęłam ucha, a cała zawartość walizki wysypała się na ziemię. Odnalazłam czarne rurki i w ekspresowym tempie wciągnęłam je na pupę. Potem podeszłam do szafy i z bólem zdjęłam z wieszaka jedną z koszul. Dwie były rozpinane, a dwie miały tylko dwa guziki na górze. Wybrałam tą rozpinaną. Siłując się z guzikami, podniosłam z biurka krawat. Zarzuciłam go na szyję, ale nie zawiązałam. Zatrzymałam się z rękami uniesionymi ku górze i uniosłam brwi. Z przerażeniem odkryłam, że nie wiedziałam jak się wiązało takie rzeczy!

Nie miałam dużo czasu, więc zostawiłam myśl o krawacie daleko w tyle i postanowiłam skupić się na razie na śniadaniu. Włożyłam na nogi czarne tenisówki, które nawet nie tak źle komponowały się ze spodniami, a następnie wyszłam z pokoju. W salonie wciąż siedziała otyła kobieta, którą widziałam wieczorem, gdy przed ciszą nocną przyszłam oddać klucz.

- Dzień dobry - przywitała się z uśmiechem. Ciekawe, czy w ogóle spała?

- Dobry - odpowiedziałam, ziewając. - Przyszłam po klucz.

Kobieta wstała z kanapy i uniosła koszyk pełen błyszczących breloczków. Kluczyki obijały się o siebie, pobrzękując i robiąc niesamowicie dużo hałasu. Kojarzyło się to z dźwiękiem jakie wydawało pudełko, do którego ktoś wrzucił luzem kilkanaście metalowych śrubek i zaczął nim energicznie potrząsać.

Przebudzenie: Córka Wiatru [WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz